Prolog

183 9 5
                                    

ROK WCZEŚNIEJ

Siedziałam na jednym z wielu białych krzeseł, na wielkiej sali. Otaczały mnie dziesiątki innych uczniów z klasy pierwszej D. Pierwszej liceum, rzecz jasna. Przy tablicy profesor opowiadał coś o III Wojnie Światowej, ale ja wcale go nie słuchałam. Jako, że moja mama była historyczką, cały materiał miałam już dawno wbity do głowy.
- Hej - szepnęła Rhina, przechylając się nieznacznie w moją stronę. - Idziemy po lekcjach coś zjeść na mieście?
- Tak, jasne - odpowiedziałam ledwo słyszalnym szeptem, po czym przechyliłam się w lewo, w stronę Lenny'ego. - Idziesz z nami po lekcjach na miasto? - powtórzyłam pytanie jego siostry.
- Oczywiście Lisku - odpowiedział z uśmiechem. Skrzywiłam się lekko na znak, że nie podoba mi się to jak mój chłopak się do mnie zwraca.
Pewnie dziwicie się teraz skąd mamy imiona, skoro na naszych szkolnych mundurkach widnieją jedynie numery i litery: 0M17, 5I57 oraz 5I24. Otórz większość ludzi zaakceptowała swoje nowe nazwy, zostając tym samym Bezimiennymi. Natomiast nieliczni, tacy jak my, zbuntowali się i sami zaczęli wymyślać sobie imiona, stając się tzw. Imiennymi.

- 0M17! - czysty, nie zakłucony echem głos profesora przetoczył się po olbrzymiej sali lekcyjnej, nie odbijając się od pokrytuch wykładziną ścian. - Do tablicy!
Zagarnęłam za ucho któtkie, rudobrązowe włosy i zbiegłam po schodach między rzędami białych blatów i krzeseł. Stanęłam przed olbrzymią tablicą i odwróciłam się do profesora.
- Mam na imię Lisa - powiedziałam poważnie i z nutą irytacji. - Nie jestem żadnym numerem.
Nastała, krótka chwila ciszy, a zaraz potem wszyscy na sali wybuchli gromkim śmiechem. Wszyscy oprócz bliźniaków: Rhiny i Lenny'ego.
- 0M17 - kontynuował profesor kiedy przestał się śmiać i uciszył uczniów. - W którym roku i dlaczego skończyła się III Wojna Światowa?
- W 2202 roku, kiedy asteroida Apokalipsa II walnęła w nasz Księżyc rozwalając go na pół, powodując panikę wśród ludzi i przerywając durną dziewiątą bitwę.
- Dostateczny - mruknął profesor. - Dużo wiesz, ale mogłabyś używać bardziej stosownego słownictwa.

Po skończonych lekcjach we trójkę udaliśmy się do kawiarni niedaleko naszej szkoły. Szłam pomiędzy rodzeństwem pokasłując co chwilę. Zarówno Rhina, jak i Lenny mieli na twarzach specjalne maski, bez których można się było udusić lub zatruć. Powietrze było duszne, a wszędzie unosiły się drobiny kurzu, co sprawiało, że obraz stawał się lekko zamazany, jakby cały świat spowijała szara mgła. Do tego te śmierdzące opary. Moglibyśmy się do nich przyzwyczaić, gdyby co roku nie stawały się coraz gęstsze.
- Lisa, czemu nie wzięłaś maski? - spytał czarnowłosy chłopak, kiedy zakaszlałam po raz trzydziesty.
- Zostawiłam ją w domu - wychrypiałam zasłaniając usta i nos szalikiem.
- Brawo - oznajmiła z sarkazmem Rhina. - Gdybyśmy byli w strefie 2, już byś się zatruła.
W tym samym momencie szklane drzwi restauracji rozsunęły się na boki wpuszczając nas do środka. Na wejściu owiał nas przyjemny wietrzyk, wypychający trujące powietrze na zewnątrz. W każdym budynku w strefie 1 zamontowano taki systemy wentylacji, żeby przewietrzyć wnętrze, wpuszczając do niego sztuczne, czyste powietrze. Rozsiedliśmy się przy jednym z wielu identycznych białych blatów bez nóg, zawieszonych w powietrzu za pomocą pola siłowego. Również białe krzesła, o opływowym kształcie, zwieszały się z sufitu na linach jak huśtawki, ale gdy zajęłam swoje miejsce, siedzenie nie zaczęło się huśtać, tak jak można by się tego spodziewać.

- Co jemy? - spytał Lenny wciskając przycisk na środku stołu. Zaraz też podjechał do nas niewielki, biało-niebieski robot proponując nam danie dnia. Jak zwykle zamówiliśmy całą górę sushi i jak zwykle postanowiliśmy, że wszystko zjemy, choćby nie wiem co. Gdy Rhina naładowała sobie do buzi cztery kawałki sushi i zrobiła zeza, ja i Lenny wybuchnęliśmy śmiechem. Dziewczyna założyła za uszy krótkie czarne włosy, wyprostowała się i wzięła wdech żeby się nie roześmiać.
- Wyglądasz teraz jak ta ryba, którą jesz, kiedy jeszcze była żywa - stwierdził chłopak i Rhina wypluła jedzenie na talerz rechocząc jak wariatka. Kilka osób w restauracji obrzuciło nas zniesmaczonymi spojrzeniami, ale nie zwróciliśmy na to uwagi. Nagle coś zabrzęczało w kieszeni Rhiny.
- Holofon ci dzwoni - powiedziałam pomiędzy falami śmiechu. Moja przyjaciółka wyciągnęła z kieszeni telefon z holograficznym ekranem, który posiadał niezwykle trudną chińską nazwę, w związku z czym nazywaliśmy go holofonem.
- To mama - powiedziała szatynka ze zdziwieniem i odebrała. - Halo? - Słuchała przez chwilę, po czym wytrzeszczyła oczy i wypuściła z ręki pałeczki. - Dobrze - powiedziała tylko i wyłączyła urządzenie
- Co jest? - spytaliśmy równocześnie.
- Lenny - Rhina zwróciła się do swojego brata z kamienną miną. - Tata jest w więzieniu.
Jeszcze zanim skończyła mówić wiedziałam, że zostanę sama. Bez najleprzej przyjaciółki i chłopaka.

Misja: ZIEMIAWhere stories live. Discover now