Rozdział 1

163 14 3
                                    

Wraz z zamknięciem drzwi windy, ucichły wszelkie dźwięki zamieniając się w spokojną muzykę, zapętloną w głośniku pod dachem. Jason sprawdził godzinę na zegarku wbudowanym w skórzaną rękawicę. Dochodziła jedenasta w nocy. Był przed czasem, ale wolał od razu iść do doktora. Biuro urządzone było schludnie, wszystkie białe meble lśniły od pachnących olejków mieszających się z surowym zapachem szpitala. Jason zapukał do drzwi, prowadzących do środka, obramowanych wielkimi szybami. Doktor poderwał głowę znad ekranu tabletu i pokazał gestem żeby mężczyzna wszedł. Jason wkroczył bezpardonowo, szurając ciężkimi okutymi oficerkami po szarej, nijakiej wykładzinie. Lekarz napisał coś długopisem na ekranie pod diagramem i przejechał ręką nad ekranem, wyłączając go.

- Panie Jason, proszę usiąść. Kawy, herbaty, wody?

Mężczyzna usiadł.

- Mam kłopoty z pęcherzem po herbacie, kawa podnosi ciśnienie, a woda ma za dużo wapna. Ale nie po to tu jestem. Co z moją córką?

Lekarz zdjął okulary i schował do drewnianego pojemnika. Wpatrzył się w niego małymi, świńskimi oczkami.

- Pańska córka jest w śpiączce. Podajemy jej leki stabilizujące jej hormony, ale one jej nie wyleczą.

Jason westchnął.

- Ann po wypadku musiała mieć wycięte nadnercza i tarczycę. - Lekarz kontynuował.

- Co z przeszczepem?

- Przeszczep jest ryzykowny. Musielibyśmy przeprowadzić kilka operacji, zakładając, że się przyjmą. Kolejnym problemem pomijając dawców są leki, aby przeszczep się przyjął.

Jason słuchał. Przekrzywił lekko głowę i maskując narastający lęk podrapał się po krótkiej brodzie.

- Ile to wszystko będzie kosztować?

Lekarz udawał lekko zdziwionego.

- Wie pan, nie robiłem jeszcze kosztorysu. Zróbmy symulację. - Przekręcił pokrętło zamaskowane w blacie biurka i wyświtlił hologram przedstawiający nieskomplikowany arkusz kalkulacyiny, którego jedną połowę zajmowały kolejne wartości wprowadzane po kolei przez lekarza, a po drugiej wyświetlały się ich nazwy. Kolejne cyfry rosły w oczach, gdy lekarz pisał je na ekranie tabletu.

- Hospitalizacja na miesiąc czasu, przygotowanie sali, pacjenta oraz lekarzy, leki, koszty operacji i sprowadzenia narządów... według naszej bazy danych to dwa miliony Talonów. - Pokazał długopisem wartość końcową.

Jason nerwowo poprawił skórzaną kurtkę.

- Nie mam takich pieniędzy.

Lekarz spojrzał z politowaniem na niego.

- Wiemy, panie Montgomery. Dajemy panu trzy tygodnie czasu, to będzie czas pełnej terapii hormonalnej, ale po niej dożywotnie córka będzie musiała przyjmować leki. Istnieje też prawdopodobieństwo, że skutkiem będzie bezpłodność.

Jason zbladł. Zawsze chciał by jego córka wyrosła na silną, zdrową i piękną kobietę, chciał żeby była szczęśliwa i miała dzieci. Teraz mogło to ledz w gruzach.

- Mam trzy tygodnie na zdobycie dwòch milionów talonów?

- Niestety panie Montgomery. To prywatny szpital, musimy się utrzymać na rynku.

Jason wstał i wyciągnął dłoń do lekarza. Uścisnął ją i wyszedł z pokoju. Wsiadł z powrotem do windy, oprócz niego zjeżdżało kilku ratowników medycznych. Jason poszedł do szatni i odebrał kask. Wyszedł ze szpitalu na parking, gdzie zaparkował motor. Zamknął szybkę i ustawił trasę po mieście na punkt podpisany jako Agencja. Wsiadł na maszynę sprowadzaną z sąsiedniej planety, obfitej w złoża rzadkiego tytanu. Motor był masywny, pomalowany na krwistą czerwień, wykończoną czarnym włóknem węglowym na których błyszczały chromowane napisy. Pod całym szkieletem znajdował się potężny silnik, który mechanik na jego zamówienie wymontował z ciągnika towarowego. Bestia którą nazwał wilkołakiem, miała moc ponad tysiąca koni mechanicznych, co deklasyfikowało nowoczesne pojazdy produkowane masowo.

Krwawy DzieńWhere stories live. Discover now