Rozdział 2

118 12 1
                                    

Zakapturzona postać obserwowała poczynania załogi statku bojowego. Wszyscy obecni na mostku pilnowali, aby zachować bezpieczną odległość od dowódcy. Mroczna postać w masce i z kapturem narzuconym na głowę, przyszła chwilę po tym, jak statek przeleciał przez jedno z wielu przejść i pojawił się w układzie planety Tirna. Członkowie załogi usłyszeli cichy stukot, a po chwili zakapturzony dowódca stał przed hologramem, który wyświetlił planetę i trzy okręty bojowe, które zbliżały się do niej.

- Dowódco! - Za mroczną postacią w bezpiecznej odległości stanął mężczyzna w średnim wieku i uderzył się pięścią w pierś na znak szacunku. - Nasi szpiedzy donieśli o obecności mnicha na planecie.

Zakapturzony przekręcił lekko głowę i wpatrywał się w żołnierza. Mężczyzna przełknął głośno.

- To niczego nie zmienia – rozległ się zniekształcony głos. - Jest to nam na rękę.

- Jak to?

Dowódca postąpił krok, a żołnierz odruchowo się cofnął.

- To już nie twój interes, sierżancie. Rozpocznijcie desant.

- Tak jest, dowódco. - Mężczyzna ponownie uderzył się pięścią w pierś i pospiesznie odszedł oglądając się raz po raz za siebie, ale zakapturzona postać nie widziała już tego, gdyż ponownie pochylała się nad hologramem. Po chwili z trzech statków zaczęły wylatywać setki mniejszych i kierowały się na Tirnę. Do mrocznej postaci dołączyła kolejna, wyglądająca tak samo, tylko różniła się wzrostem. Była wyższa od pierwszej. W ciszy przemierzyli odległość z mostka do hangaru i wsiedli do jednej z maszyn, które miały przeprowadzić desant. Statek wystartował i skierował się na obleganą planetę. Tubylcy nawet nie próbowali się bronić, więc statki wylądowały bez problemu w stolicy zalesionej planety. Maszyna z dwiema tajemniczymi postaciami przybyła ostatnia, kiedy żołnierze zabezpieczyli teren i pojmali mieszkańców razem z przebywającym wśród nich mnichem. Pojmane istoty zadrżały, kiedy ze statku zeszły dwie zakapturzone postacie.

- Dowódco! Teren zabezpieczony, wszyscy mieszkańcy pojmani. Jakie dalsze rozkazy?

Mnich wpatrywał się w ciemność, którą stwarzał narzucony kaptur, jakby próbował dojrzeć twarz przybysza. Tak samo tajemnicza postać zlustrowała mężczyznę, który ubrany był w tradycyjną zbroję zakonu, która miała go chronić przed ciosami zwykłej broni białej, palnej czy też magii.

- Dowódco?

Zakapturzony spojrzał się na sierżanta, któremu przeszedł dreszcz po plecach.

- Co zrobić z mieszkańcami?

- Zabić, a mnicha zabrać na pokład – powiedział, po czym odwrócił się przy akompaniamencie krzyków schwytanych.

- Noemi!

Krzyk mnicha zatrzymał zakapturzoną postać.

- Nie jesteś taka! Masz mnie, więc zostaw te biedne istoty w spokoju.

Dowódca powoli odwrócił się przodem do członka zakonu i wpatrywał się przez chwilę, po czym przemówił zniekształconym głosem.

- Masz racje Raszak. Noemi, którą znałeś nie była taka. Jednak starszyzna stworzyła ją nową i to zakon jest odpowiedzialny za moje czyny.

- Nie, to nie zakon jest za to odpowiedzialny, tylko ty.

Od strony zakapturzonego rozległ się śmiech.

- Jesteś naiwny, myślisz że wzbudzisz we mnie poczucie winy? To jest twój plan? Tak mnich chce uratować niewinne stworzenia?

Postać w dwóch krokach pokonała dzielącą ich odległość i dopiero teraz mnich zobaczył maskę, za którą skryte było oblicze Noemi. Jedyne co można było dostrzec, to świecące się na czerwono oczy bez źrenic.

Krwawy DzieńOù les histoires vivent. Découvrez maintenant