Rozdział 3

109 9 2
                                    

Jason zerwał się po sygnale alarmu w zegarku. Była szósta trzydzieści czasu lokalnego planety Kira. Wstał z łóżka i wygrzebał resztki jakiegoś mięsa z lodówki. Podsmażył je na lekkim ogniu, zjadł popijając mocną herbatą. Udał się pod prysznic, skąd później poszedł się ubrać. Założył swoje wojskowe oficerki, ciężkie, sztywne, czarne kevlarowe bojówki i obcisły t-shirt. Dopiął zegarek, zarzucił na siebie ćwiekowaną kurtkę, zabrał klucze i telefon z bufetu, i wyszedł z apartamentu. Wskoczył na wilkołaka i pomknął ku śródmieścia Utopii. Zaparkował pod budynkiem agencji i wszedł do środka. Ves siedziała z laptopem na kolanach pod przyciemnianym oknem.

- Cześć.

- Cześć. Gotowy?

- Tak.. chyba.

- Dobrze. Monitorowałam od czwartej ruch w adresie sieciowym skąd pochodzi ogłoszenie. Ktoś cały czas je monitoruje. Czekają na nasz ruch.

- Nie wiem czy mi się to wszystko podoba, ale nie mam wyjścia.

- Daj mi dziesięć minut, przebiorę się.

Ves zniknęła w swoim gabinecie, po czym wróciła ubrana podobnie jak Jason. Miała na sobie taktyczny plecak, do którego doczepiony był karabin szturmowy, a pod obcisłą kurtką widać było pistolety.

- Szkoda czasu.

Wsiedli na motor i popędzili w stronę Przystani. Droga o tej porze była zakorkowana, ludzie, eyglasi, kendarowie właśnie zmierzali do biur w których pracowali. Wszystkie pięć pasów stało bezruchu. Jason nerwowo stukał palcami o kierownicę, myśląc nad alternatywną drogą. Przejechał między kilkoma samochodami, niekiedy ocierając się łokciami o żelazne szkielety wąskich pojazdów. Odbił w stronę betonowej barierki mostu, wcisnął się między dwa samochody i dojechał do pierwszego zjazdu, bezzwłocznie zjeżdżając niżej. Przejechał kilka ulic do pobliskiej stacji metra i zaparkował pod nią motor.

- Zmieniamy środek podróży?

- Widziałaś co się dzieje na ulicy.

- Dawno nie jechałam tym zawszonym metrem.

- No widzisz, przynajmniej sobie odświeżysz pamięć.

Zeszli po schodach na platfrormę metra. Spora część osób patrzyła się na nich nerwowo, jednak prawo do noszenia broni miał każdy. Pociągiem, numeru siedem dojechali pod samą wieżę, weszli do niej z głównego dworca Utopii, który był umieszczonym bezpośrednio w Przystani. Wnętrze było bardziej okazałe od widoku z zewnątrz. Na parterze znajdowały się olbrzymie szatnie, gdzie wisiały ubrania pracowników elektrowni, serwerowni, techników, ochroniarzy, policjantów i pilotów. Wszyscy tutaj mieszali się ze sobą, tworząc jedną wielką masę ludzi i przedstawicieli innych ras. Grupa ochroniarzy w błyszczących białych pancerzach trzymających małe karabiny podeszła do nich, na czele szedł ważniejszy oficer.

- Gdzie to się wybieramy z bronią? Zakaz broni wewnątrz wieży! - Niski mężczyzna krzyknął piskliwym głosikiem Jasonowi prosto w twarz.

- W zasadzie to tylko do parlamentu.

- Wstęp bez broni, rozumiecie? Oddajcie ją do zbrojowni.

- Mówiłem, że tylko do parlamentu, nigdzie więcej.

Oficer się poirytował, zgiął szyję pod kątem.

- Nie wejdziecie do środka. - Jason zauważył poruszenie gwardzistów z tyłu.

Oficer ręką zatoczył niepełne koło nad głową, złapany za Jasona sięgającego po pistolet z kabury. Kątem oka widział, jak ochroniarze podnoszą z opóźnieniem broń. Ves zareagowała równie szybko, pistoletami celowała już w dwóch mężczyzn, znacząc ich czoła czerwonymi punktami lasera. Jason trzymał pistolet wsparty na ramieniu oficera, celując w ostatniego, drugi przylegał lufą do jego szyi.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 15, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Krwawy DzieńWhere stories live. Discover now