2

7.6K 425 23
                                    

W pociągu było tłocznie. Przedział, w którym się znalazłam, należał do tych z gatunku bardzo głośnych. Siedziała w nim hałaśliwa i piskliwa grupka dziewcząt. Jedna przez drugą przekrzykiwały się i opowiadały coraz to dziwniejsze historie ze swojego prywatnego życia. 

Zabrałam ze sobą „pracę domową" i maiłam nadzieję, że uda mi się przejrzeć kilka umów, choć z drugiej strony byłam prawie pewna, że nie zerknę do tych dokumentów (chyba że właśnie w pociągu). Gdybym ich nie miała przy sobie, na pewno znalazłaby się jakaś wolna chwila, w której siedziałabym bezradnie, wyrzucając sobie to, że ich nie wzięłam. O ironio! 

Sięgnęłam, więc do teczki po pierwszy lepszy plik papieru, na który trafiła moja ręka. Zaczęłam czytać. „Sprawa numer ten a ten z dnia tego a tego w związku z ... " - „ ... Aa! Naprawdę tak powiedziałaś! ... " - „ ...Ponieważ mieszkania na piętrze nie spełniały kryteriów umowy numer taki a taki z dnia owego ... " - „ ... Ale z ciebie świr Kiki, ha ha ha! ... " 

Tak, nic z tego nie będzie. W takim hałasie nie mogłam zebrać myśli, ponieważ ta krzykliwa gromada po prostu mnie rozprasza. Nie chcąc jednak dać poznać po sobie, jak bardzo mi przeszkadzano, gapiłam się w papier jak ta głupia, starając się mieć minę, jak najbardziej poważną, skupioną i zmyśloną. Z pewnością każdy, kto by na mnie spojrzał, powiedziałby, że lektura dokumentów pochłonęła mnie bez reszty. A tak naprawdę ręka bolała mnie od trzymania kartek, a głowa od ciągłych wrzasków.

Z pewnością już nie jedna mądra głowa porównała życie do pociągu, który pędzi kolejami losu. Zatrzymuje się na stacjach i stacyjkach, wnosząc w nasze życie odrobinę nowości, lekki podmuch wiatru zdarzeń i ludzkich istnień. Często go nie odczuwamy, ponieważ jest zbyt delikatny dla naszych zmysłów. Jesteśmy obojętni i myślimy, że w życiu będzie zawsze tak, jak jest. Jednak wystarczy wyostrzyć słuch i wzrok, rozejrzeć się w około, aby dostrzec to, co dla nas jest codzienne i banalne. A wtedy, w innym świetle i barwach, ujrzymy to, czego nie było i brakowało ... To jest możliwe, jednak nie dla mnie.

Pociąg zatrzymał się na stacji. Zauważyłam, że jeszcze nie wyjechaliśmy z miasta, bo był to dopiero trzeci przystanek. Do naszego przedziału wszedł mężczyzna. Zapytał, czy miejsce naprzeciwko mnie jest wolne. Wszyscy odpowiedzieliśmy, że tak. Spuściłam wzrok z powrotem na kartki. Jednak tym razem, gdybym chciała coś przeczytać, mogłabym to śmiało zrobić. 

Zapanowała cisza.

„Co się stało? - pomyślałam. - „Czyżbym zasnęła i wszyscy już dawno wysiedli?". 

Szybko podniosłam wzrok znad papierów i spojrzałam na „kiedyś - hałaśliwą" grupkę dziewczyn. Siedziały cicho, uśmiechając się i wymieniając między sobą spojrzeniami. Często zerkały na naszego nowego towarzysza podróży. Ja także na niego spojrzałam. Siedział spokojnie i patrzył w okno od strony drzwi. Przeniosłam wzrok ponownie na „panie", które trochę się ożywiły. Zaczęły stukać się łokciami i kopać nogami. Uruchomiły także cały arsenał gestów i min. Pomału zaczęły do mnie dobiegać ciche śmiechy i pojedyncze słowa. Jednak nadal nie znałam przyczyny ich jakże odmiennego zachowania. Postanowiłam jeszcze raz zerknąć na sąsiada z naprzeciwka. Odwróciłam głowę i niestety spojrzałam prosto w jego twarz. Musiał mi się właśnie przyglądać. Poczułam się strasznie zażenowana tym nagłym spotkaniem naszych spojrzeń i spuściłam wzrok. Bardzo tego żałowałam, ponieważ czułam się tak, jakbym właśnie przegrała jakiś pojedynek. Dlaczego ten obcy człowiek miałby triumfować? To ja maiłam zmusić go do odwrócenia wzroku. 

Pewnie długo bym tak jeszcze rozmyślała i roztrząsała sprawę, która z pewnością na to nie zasługiwała. Sprawę, która wywołała burzę pytań w mojej głowie. Tylko ktoś tak chorobliwie wrażliwy na punkcie myśli pod tytułem „co by było, gdyby" i „na pewno pomyślał sobie, że ..." jest w stanie, analizować to bez końca. Ale moja analiza była krótka, a nawet bardzo krótka, ponieważ jedna z dziewczyn powiedziała bardzo głośno do mego sąsiada - zwycięscy:

- Widzę, że wraca pan ze szpitala - i uśmiechnęła się z przekąsem.

On szybko spojrzał na nią, a minę miał lekko zdziwioną. Nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ dziewczyna dodała:

- ... psychiatrycznego.

Wszystkie „panny" wybuchły śmiechem. Spojrzałam lekko z ukosa na obiekt kpin. Ów człowiek nie wyglądał na wariata. Hm, ale jak wygląda wariat? Czy jest jakaś definicja, opis lub przepis na wygląd wariata? Jeśli nawet tak, to ten człowiek pod żadnym pozorem (jak dla mnie) nie przypominał mi kogoś takiego. 

Postanowiła zaryzykować i jeszcze raz spojrzeć na niego. Maiłam szczęście, ponieważ jego wzrok był nadal utkwiony w „dręczycielce". No cóż, po chwili zastanowienia doszłam do wniosku, że ten mężczyzna jest po prostu biedny i tyle. Miał znoszony, żółty sweter w szare cienkie pasy, zwykłe bawełniane spodnie, które swoim krojem kojarzyły mi się z latami osiemdziesiątymi, a na kolanach trzymał siatkę wypełnioną różnymi gazetami i czasopismami. Co prawda miał zmierzwione włosy. Może to przez to? Nosił też okulary w przesadnie grubych czarnych oprawkach.

- Nie rozumiem pani? - powiedział ze spokojem i opanowaniem. Dziewczyny ucichły i spojrzały na 'dręczycielkę".

- Nic dziwnego czubku - odpowiedziała i zaśmiała się najgłośniej ze wszystkich swoich towarzyszek. Wtuliłam się w siedzenie, lekko unosząc kartki do góry, tak jakbym wierzyła w to, że zapewni mi to niewidzialność.

- Nie jestem, jak to pani powiedziała, czubkiem - odpowiedział.

- Nie? To kim? Kosmitą? - ponowna salwa śmiechu.

- Nie, kosmitą też nie - odparł - i nie widzę powodu, dla którego miałaby mnie pani obrażać.

Dziewczyna siedziała bardzo niezadowolona. Powiedziała tylko do koleżanek: głupek i uśmiechnęła się, choć już nie tak pewnie i ochoczo jak ostatnio.

- Poznasz głupiego po słowach jego - dodał mężczyzna.

Nie kierował tych słów jednak do dziewczyny, ale do mnie, po czym odwrócił głowę w stronę okna. Zapanowało milczenie. Uśmiechnęłam się w duchu do siebie i pomyślała, że dobrze im tak. Pomału zaczęłam się pakować i ubierać, ponieważ zbliżała się moja stacja. Wstałam i wyszłam z przedziału. Kiedy pociąg się zatrzymał, wysiadłam razem z niewielką grupką ludzi. Na stacji czekała na mnie Pam, która zaraz do mnie podbiegła i uściskała. Zadawała tysiące pytanie: o podróż, zdrowie, pracę i tym podobne. Powoli i krótko starałam się odpowiadać. Wzrokiem pożegnałam pociąg, który odjechał w dalszą dal ...

###

Deszcz bębnił w kuchenne okno. Siedziałam w ciszy, sama. Herbata stała na stole. Unosiła się nad nią lekka mgiełka pary. Siedziałam tak już godzinę, odkąd wróciłam od Pam. To niedzielne popołudnie w gruncie rzeczy nie różniło się niczym od tysięcy innych niedzielnych popołudni w moim życiu. Deszcz i łzy zawsze mają kształt kropli.

BliżejWhere stories live. Discover now