10

3.5K 278 8
                                    

Podlewałam właśnie moją roślinkę, kiedy do biura wszedł Kraft i powiedział:

- Potrzebuję pismo z ratusza. Marszałek się odezwał? - zaprzeczyłam. - W takim razie trzeba do niego zadzwonić. Potrzebujemy jego zgody na rozbudowę placu przy Wiśniowej, a najlepiej będzie od razu umówić spotkanie. Tu są dokumenty nowej sprawy, trzeba je przejrzeć i znaleźć jak najszybciej tłumacza hiszpańskiego - i wyszedł.

Zarozumialec jeden. Jakby się przywitał, to z pewnością by zbiedniał, ponieważ zmarnowałby trochę swojego cennego czasu.

Oczywiście zadzwoniłam do ratusza i umówiłam go na spotkanie z marszałkiem. Wzięłam papiery i poszłam do jego gabinetu. Podałam mu je i powiedziałam:

- Umówiłam pana z panem Kozickim na jutro na godzinę czternastą trzydzieści. Niestety to pan musi się udać do ratusza. Pora po lunchu chyba jest dobra? - przytaknął. - Co do tłumacza hiszpańskiego, mogę się tym zająć osobiście, ponieważ znam ten język. Spojrzał trochę zdziwiony, ale szybko się opanował i powiedział:

- Dobrze, trzeba będzie tłumaczyć rozmowę telefoniczną.

Poszłam po notes, by zapisać ważniejsze punkty, które na pewno pojawią się podczas rozmowy. Sama rozmowa była długa i trwała około godziny. Dotyczyła sprawy wynajmu budynków, które należały do naszej firmy, przez Hiszpana, który zakładał swoją filię w naszym kraju. Panowie chyba się dogadali, ponieważ Kraft polecił mi ustalić termin spotkania. Niestety pan Mrtinez nie miał żadnego wolnego dnia w tygodniu. Data spotkania oddalała się o dwa - trzy tygodnie.

- Może moglibyśmy się spotkać przez weekend?

Powiedział, że jeśli pan Kraft ma czas, to przyleci w sobotę, a wracać będzie w niedzielę. Kraft oczywiście się zgodził. Spotkanie zostało ustalone na godzinę czternastą w naszym biurze.

- Trzeba sporządzić umowę - powiedział - i przygotować wszystkie papiery. Oczywiście w sobotę będziemy pracować. "O nie!" - krzyknęłam w duchu, ale nie odezwałam się. - Można zabrać i schować teczkę ze sprawą Ring-Logg-Sagan, ponieważ na razie nic z tego nie będzie. Sagan będzie w kraju za miesiąc, a z Loggiem chyba nigdy nie uda nam się spotkać. W przyszłą środę spotkam się Penem, ponieważ będzie w mieście i podpiszemy umowę, więc pomału trzeba przygotować też te dokumenty. Przydałby się też raport dla ekologów oraz umowy o wywozie śmieci z zachodniej części miasta. Marszałek nie pójdzie na żadne ustępstwa, dopóki tego nie uregulujemy - "Coś jeszcze?" - pomyślałam. - A na kartce proszę napisać - tu podał mi ową kartkę, - opanowane języki.

Napisałam więc: francuski, niemiecki, hiszpański. Kiedy mu ją podałam, powiedział, że na razie to wszystko.

Usiadłam za biurkiem i pomyślałam, że ten człowiek wie jak popsuć humor na początku tygodnia. Cóż było zrobić. Zadzwoniłam do Julka i powiedziałam, że w sobotę nie dam rady się z nimi spotkać, ale niedziela jest aktualna. Julek jak zawsze był bardzo kochany i żałował, że nie mogę przyjść. Pocieszył mnie i powiedział, że w takim razie nie może doczekać się niedzieli. Potem wzięłam się do pracy, a skończyłam ją o godzinie wpół do szóstej, kiedy to Kratf w swojej łaskawości powiedział, żebym poszła do domu.

Co to za dziwny człowiek. Kiedy przychodzę do biura, on już tam jest, a gdy wychodzę, on jeszcze zostaje. Czyżby firma była w aż tak kiepskiej kondycji? Jak można tak żyć? Jak tak dalej będzie, to szybko zrezygnuję. Nie miałam zamiaru żyć pracą. Co prawda nie mam też nic lepszego do robienia, ponieważ prywatna sfera mojego życia była bardzo wąska, ale przynajmniej była. Wcale się nie dziwię Krystynie, że wolała zostać z jego bratem, niż z tym tyranem pracy.

BliżejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz