Rozdział 2

1.4K 113 4
                                    


Z pierwszego tygodnia mało co pamiętam. Budziłam się bladym świtem i wlokłam do łazienki. Brałam zimny prysznic, żeby się obudzić, choć niewiele to dawało. Potem Rei, łaskawca, szykował nam śniadanie. Dwa razy zdołałam przy stole znów usnąć i wylądować twarzą w talerzu. Nawet mocna kawa nie dawała odpowiedniego kopa. W śmigaczu starałam się jeszcze złapać parę minut snu, ale udało mi się to tylko raz. W pozostałe dni Taida bezlitośnie przepytywała mnie z wiadomości zdobytych poprzedniego dnia.

W Akademii nie było lepiej. Zajęcia z historii wszechświata, wojskowości, ras, matematyki, fizyki kwantowej, demonologii i tak dalej, prawie w nieskończoność. Do tego trening: walka wręcz, na kije, miecze, strzelanie z łuku, kuszy i broni palnej. Chodziłam skołowana i zmęczona, zastanawiałam się jak mam to wszystko zaliczyć.

Nasza grupa była dziwna. Nie dość, że eksperymentalna, to jeszcze większość z nas to wybryki natury. Ja to wiadomo, ktoś, kto właściwie nie powinien istnieć, nieraz to powtarzali. Rombul – zablokowany jasnowidz, o naturalnie niebieskich piórach.

Gnom Syrio Lusippos. Jako jedyny ze swojej rasy władał wyższą magią. Fenomenalna pamięć, władza nad ziemią i jakaś twardość w charakterze sprawiały, że należało się z nim liczyć. Opowiadał mi, że zawsze wyróżniał się wśród swoich rówieśników, przede wszystkim wzrostem i ilorazem inteligencji. Na rodzimej planecie – Cerip'ie – nie wiedziano co z nim zrobić, więc wystosowano notę do archaniołów, czy zgodziliby się go kształcić. Wylądował więc na Pethrin i zamieszkał razem z elfem Pash'em Duarte oraz zmiennokształtnym Pyko Agnew w internacie.

Ta dwójka akurat była w miarę normalna. Powiedzmy, że w miarę, ale to mogło się szybko zmienić, skoro byli skazani na nasze towarzystwo. Została jeszcze piątka archaniołów i tutaj czekało mnie największe zaskoczenie. Kolejny wybryk. Ciąże archaniołów najczęściej były pojedyncze, raz na wiek rodziły się bliźnięta, a to były pięcioraczki. Na szczęście nie byli identyczni, bo mogło być ze mną źle. Conte, Kieran, Micht, Hars i Orid Leask – zawsze trzymali się razem i choć różnili się charakterami, wierzyłam, że damy radę jakoś się dogadać i stworzyć zgraną grupę.

Uczyliśmy się przez sześć dni, siódmy mieliśmy niby wolny. Tylko, że profesor demonologii wymyślił sobie, że mamy jako grupa przygotować grafikę kręgów demonów. Na samym wykładzie spałam, wykorzystując to, że siedziałam za chłopakami, którzy byli o wiele wyżsi ode mnie i doskonale zastępowali parawan. Gdyby Taida się dowiedziała, pewnie by mi dała po łbie.

Staliśmy późnym wieczorem, po zakończeniu wszystkich zajęć przed gmachem Akademii i ostro dyskutowaliśmy, gdzie mamy się spotkać, żeby wykonać zadanie.

- Rombul, u ciebie – prosiłam. – Jest dużo miejsca.

- A dlaczego nie tutaj? – Pash się buntował. – Nie chcę stracić całego dnia na włóczenie się po mieście, bo wy macie takie widzi mi się.

- A może ktoś chce od tych murów odpocząć? – Napadłam na niego. – Nie postawię tutaj jutro nogi, nie ma mowy.

- Mam pomysł, u ciebie, Izzy. – Kieran uśmiechnął się szeroko. – Chętnie poznam twoich opiekunów.

Zazgrzytałam zębami. Jeszcze nie wiedzieli, że jednym z nich jest Taida.

- Nie będzie ci się podobać – odparłam słabo. – Kieran, naprawdę nie będziesz zadowolony.

- A może jednak? – Nie dawał za wygraną. – Głosujmy!

- Rombul – jęknęłam wpatrując się w niego z niemą prośbą.

- Jestem jak najbardziej za. – Niebieskoskrzydły natychmiast odskoczył ode mnie.

- I ty przeciwko mnie? – zapytałam go.

ZIEMIANKA Tom II : Trzy końce kijaWhere stories live. Discover now