Rozdział 21

1.1K 86 4
                                    



Rei jechał na przedzie, co chwila znikając między drzewami. Zastanawiałam się, dlaczego nie trzymamy się bliżej rzeki, przynajmniej mielibyśmy dostęp do wody, ale po jakimś czasie zrozumiałam. Brzegi były zarośnięte, często z powalonymi drzewami. I były tam, przede wszystkim, dzikie zwierzęta. Czaiły się w cieniu, gotowe w każdej chwili zaatakować. Nie miałam ochoty spotkać się oko w oko z jakimś stworem. Z tego co zauważyłam, większość i tak była większa, niż ich ziemskie odpowiedniki.

Trzymałam się kurczowo Taidy, jazda po tych wertepach groziło kolejnym niekontrolowanym lotem w „przestrzeni". Nie poruszaliśmy się zbyt szybko, bo drzewa rosły zbyt gęsto i często ich konary zwisały nad ścieżką, którą podążaliśmy. Ona sama wiła się i choć jechałyśmy jako trzecie, często gubiłyśmy z widoku srebrnoskrzydłego.

Zapadał już zmrok, choć w lesie cały czas panował półmrok, kiedy wynurzyliśmy się spomiędzy drzew. Odetchnęłam z ulgą, kiedy znaleźliśmy się na kolejnej dużej polanie, a Rei zarządził postój. Z ulgą zsunęłam się z maszyny i położyłam się na ziemi. Wszystko mnie bolało, szczególnie tyłek. Nawet na Ziemi tyle czasu nie spędzałam w tej pozycji, choć w siodle czułam się jak ryba w wodzie. Nasza osada była z dala od innych i konie wykorzystywaliśmy jako środek transportu.

- A tobie co się stało? – zapytał Rombul stając przy mojej głowie i przyglądając się z politowaniem. – Masz zamiar tak tu zostać?

- Was nic nie boli? – Oparłam się na łokciach i przyglądałam się reszcie, która wyglądała, jakby nie spędziła kilku godzin siedząc okrakiem na śmigaczu. – Wy chyba jesteście z żelaza.

- A ty nie myślisz – zarzucił mi Rino, przyglądając się z jawną kpiną. – Jakbyś się przemieniła, to tak by nie bolało. Ale skoro nie używasz mózgu, to teraz cierp.

- Niby dorosła, a myśli jak troll – uznała nimfa.

- Czasem zachowuje się i myśli jak głupiutka panienka – potwierdził Tybal. – No, wstawaj. – Podszedł i chciał mnie złapać pod ramiona.

Zerwałam się jak oparzona i odsunęłam się od niego. Zacisnęłam zęby, żeby nie zawyć z bólu, nie miałam jednak zamiaru pokazywać słabości. Zacisnęłam dłonie w pięści, kiedy dobiegł do mnie tłumiony śmiech reszty towarzyszy. Rei ledwo panował nad wyrazem twarzy, widziałam to nawet w zapadających ciemnościach. Kieran i Arne zasłaniali lica dłońmi.

Zaczęłam głęboko oddychać, starając się opanować złość. Rozluźniłam się i zaczęłam tworzyć między palcami sferę. Przychodziło mi to coraz łatwiej, wystarczyło, że pomyślałam o ogniu, a ten natychmiast się pojawiał. Co jednak najważniejsze, zaczęłam go kontrolować, nie miał prawa mną zawładnąć.

- Izzy, nie rób tego. – Tybal położył mi dłoń na ramieniu, ale natychmiast ją strąciłam.

Zapadła cisza, aż mi zaczęło od niej dzwonić w uszach. Nawet naturalne odgłosy natury jakby zamarły, zatrzymały się w czasie. Czułam wbite w siebie spojrzenia, ale nie przejmowałam się nimi. Kiedy utworzyłam osiem niewielkich sfer, wypuściłam je. Zatrzymały się nad moją głową, dając potrzebne światło. Ciepłe, żółte światło. Oczywiście wiedziałam, że wystarczyłoby, żebym się przemieniła, aby lepiej widzieć, ale nie chciałam im dawać satysfakcji.

- No i dobrze – uznał Rei. – Skoro stworzyłaś sobie światło, pójdziesz z Tybal'em i Arne'm sprawdzić ruiny, które są zaznaczone na mapie.

- Jakie ruiny? – zdziwiłam się.

Dopiero teraz rozejrzałam się. Na drugim krańcu polany rzeczywiście coś majaczyło i na pewno nie były to drzewa. A przynajmniej nie tylko.

- Na Perthin znajdziesz pozostałości po poprzedniej rasie, która tę planetę zamieszkiwała. – Taida wyciągnęła do mnie dłoń. – Daj bukłak, musimy wodę uzupełnić.

ZIEMIANKA Tom II : Trzy końce kijaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz