1. Jak niemal stracić głowę dla Greckiego Boga, nie tracąc wewnętrznego spokoju.

1.7K 91 27
                                    

Dzisiejszy dzień był dla Shūriō nadzwyczaj zaskakujący. Jednak bynajmniej pozytywnie.

Z rana, mniej więcej w połowie drogi do szkoły, złapał ją deszcz, co było czymś zupełnie nie do przewidzenia z racji tego, że gdy wychodziła z domu pogoda była pięknie słoneczna.

Przemoknięta praktycznie do suchej nitki, wyglądając jak zmokły pies, zarazem czując się jak kot, którego ktoś dla jaj wrzucił pod prysznic, wróciła się do mieszkania. Musiała doprowadzić wygląd do porządku, przecież w takim nieogarniętym stanie nie mogła pokazać się nikomu na oczy.

Z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy zrzuciła z siebie przemoczony mundurek i najszybciej jak mogła, skrzętnie przeprasowała go żelazkiem.

Nie chciała spóźnić się na pierwszą lekcję, zwłaszcza że to biologia, a uczący tego przedmiotu nauczyciel nie tolerował spóźnień. A kiedy już ktoś to uczynił, po prostu nie wpuszczał delikwenta do klasy, co było jego najsurowszym podjętym działaniem. Najłaskawszą karą była reprymenda i jakaś drobna pokuta w postaci referatu, czy czegoś podobnego.

Shūriō lubiła biologię, więc nie planowała w jakikolwiek sposób narażać się belfrowi.

Po skończonym osuszaniu uniformu, ubrała go na siebie i czym prędzej pognała do drzwi, uprzednio biorąc w dłoń parasol. Aczkolwiek kiedy wybiegła na zewnątrz okazało się, że deszcz już nie padał. Niebo niepokalane żadną chmurą, jaśniało czystym błękitem, zupełnie jakby wcześniejszy mankament atmosferyczny był jedynie jakimś nader realistycznym złudzeniem.

Shū z głośnym westchnięciem złożyła czarną parasolkę i dłużej nie zwlekając ruszyła do Aobyjōsai, punktu zbioru licealistów oraz licealistek głodnych lub mniej głodnych wiedzy.

Na miejsce dotarła nieco zziajana i z doskwierającą kolką, bo prawie ciągle biegła, mimo że jej kondycja leżała i kwiczała, nie wspominając już o braku rozgrzewki przed tym, krótkim bo krótkim, ale jednak maratonem. Do placówki edukacyjnej wparowała, całe szczęście, przed czasem.

Z szafki na buty zmienne wyciągnęła swoje kapcie i ubrała je na stopy. Dłońmi wygładziła rozwichrzone przez wiatr kruczoczarne włosy, sięgające do linii talii i zagarniając grzywkę na prawą stronę twarzy, potruchtała w stronę sali biologicznej.

Tam czekała ją kolejna zaskakująca niespodzianka.

— Iwaizumi-chan, nie przyszłaś trochę za wcześnie? – Usłyszała za sobą zdziwiony, kobiecy głos.

— Och, Sasame-sensei, dzień dobry – przywitała się uprzejmie, wbijając srebrne tęczówki w nauczycielkę, po czym dodała: — nie, nie, za chwilę mam biologię, przyszłam raczej nieco spóźniona...

— Irumiego-senseia nie ma – oznajmiła szatynka. — Dziś cała twoja klasa przychodzi dopiero na trzecią lekcję. Czyżby Oikawa-kun nie przekazał ci tej informacji? To trochę nieodpowiedzialne z jego strony.

— Ach! No faktycznie wspominał coś – skłamała z szybkością dynamicznego ciosu w potylicę, jakim Shūriō właśnie myślami obdarowywała Tōru za jego niebywałą osobowość idealnie skoordynowaną z dysfunkcją umysłu.

Rany i po co ona w ogóle kryła tego osobnika? Poważnie, po co? Shū nawet nie była pewna czy ten chłopak chociaż znał jej imię. Niby chodzili razem do klasy, jeenak ten fakt nie miał jakiegoś większego znaczenia. Shūriō i Tōru, to w istocie dwa inne światy, odgrodzone od siebie dystansem wielkości układu słonecznego.

— Moja wina. – Zaśmiała się krótko czarnowłosa.

— Następnym razem pamiętaj o takich rzeczach – powiedziała pouczająco nauczycielka, nieco nieprzychylnym tonem. — I co ja mam teraz z tobą zrobić? – Kobieta westchnęła. — W trakcie trwania lekcji zabrania się uczniom chodzenia po szkole, a i do domu nie możesz pójść.

Granica przyjaźni → Oikawa Tōru x OC ⌇⌇ «Haikyuu!!»Where stories live. Discover now