10.06.2016

159 10 2
                                    

Siedmioro dzieci, z zakątków różnych splecie swe życia na tym obozie. Syn Posejdona, Zeusa, Hadesa, Ateny, Aresa, Afrodyty i Apolla. W ich rękach spoczywać będzie los Olimpu i całego świata. I choć nie będą chcieli współpracować, życie ich tego nauczy.

Pierwszy dzień w jakimś kiczowatym obozie - dla takich jak ja. Wszyscy w moich poprzednich szkołach myśleli, że mam ADHD i dysleksje, ale nie było to prawdą. Choć muszę przyznać, że najdłużej w jednej szkole byłem jeden calusieńki semestr - na razie jest to mój rekord. A potem jakiś minotaur rozwala połowę szkoły, szukając mnie i oczywiście co się dzieje? JungKook staje się psychopatą, który zniszczył szkołę! Aż mi się śmiać z tego chcę. Niestety śmiertelnicy nie widzą wszystkiego przez magię zwaną Mgłą, która pokazuje im tylko to co ich móżdżki mogą zrozumieć. Stoję teraz przed wejściem na sławny obóz i czuje się nieco skrępowany. Widzę młodzież, która po wakacjach wita się z innymi, ale niestety ja nikogo tutaj nie znam. Mama stoi przy samochodzie machając delikatnie w moją stronę. Niestety nie może przejść przed osłonę, otaczającą obóz.  Moje rozmyślanie przerwało dość mocne szarpnięcie od tyłu i prawie nie przewróciłem się na tyłek. Szybko złapałem równowagę.

- Przepraszam! - powiedział chłopak z kwadratowym uśmiechem i wyciągnął w moją stronę rękę - Jestem Kim Teahyung, ale możesz mi mówić V jeśli wolisz. Syn Posejdona - odparł. Był strasznie podekscytowany i myślałem nawet, że coś brał. Ale jego oczy były normalne, miały taki piękny niebieski kolor...STOP! Nie zapędzaj się tak JungKook.

- JungKook, ale proszę mów mi Kookie - odparłem posłusznie i uśmiechnąłem delikatnie wchodząc z nim przez bramę. Wszystko było tu takie inne, wręcz magiczne.

- A czyim jesteś dzieckiem? - odwróciłem się gwałtownie w jego stronę, przyglądając się jego dziecinnej twarzy.

- Sorki zapomniałem powiedzieć. Jestem synem Zeusa, który chyba nie wie, że istnieję - wymuszony uśmiech wkradł się na moją twarz, ale nawet nie próbowałem mówić miło o moim ojcu. Nienawidzę go i tyle. Nasza rozmowę przerwało przyjście pewnego mężczyzny, który stanął w środku grupki nowych uczniów. Miał brązowe włosy tak samo jak brodę, mięśnie, tylko że od pasa w dół był siwym ogierem. Centaur. Jakoś teraz zachciało mi się wracać do domu. Przełknąłem głośno ślinę, a V spojrzał na mnie z czułością i z tym swoim pięknym uśmiechem. Tym razem szczerze go odwzajemniłem.

- Witam nowych uczniów na naszym obozie. Mam nadzieję, że miło spędzimy ten czas i dołączycie do naszej wielkiej rodziny. Nazywam się Chejron i jestem tutaj zastępcą dyrektora jak i nauczycielem walki, historii oraz strzelania z łuku. Miłego pobytu tutaj, młodzi herosi - powiedział głośno i wyraźnie by wszyscy mogli go zrozumieć. Gdy odgłos kopyt umilkł rozejrzałem się dyskretnie wokół siebie. Wszyscy prawie w moim wieku, nieco wystraszeni, a nawet zrezygnowani iw zgaszeni. Nie wiem czy znajdę tu jakiegoś kumpla, ale jak na razie tego kosmitę mogę chyba zaliczyć do tej grupy, prawda? Wszyscy ruszyli do pawilonu jadalnego, gdzie każdy usiadł przy stole swojego rodzica. Jakie mocne było moje zdziwienie, gdy przy stole Posejdona nikt nie siedział. Usiadłem, więc na drewnianej ławie czując cudowne zapachy wydobywające się z kuchni.

- Z drogi! - wszyscy spojrzeli w stronę, z której wydobywał się ten głos. Chłopak przesunął ze swojej drogi kilka dziewczyn, które jak głupie się uśmiechały i torowały mu przejście. A ja prawie nie zakrztusiłem się napojem. Wysoki, rudy chłopak. Jego czarna bluzka na krótki rękawek delikatnie opinała mu się na jego mięśniach, przywołując u mnie szybsze bicie serca. Prychnął, gdy zobaczył, że wszyscy moją wzrok skupiony na jego osobie.

- Młodzieńcze, kim jesteś? - z głównego stołu wstał pewien mężczyzna, od którego biła boska aura. Wino. Winogrono. Zakazana driada. Kara. To pewnie Dionizos.

- Jestem Park Jimin. Syn Aresa - odparł z powagą, patrząc odważnie w oczy dyrektora. Domyśliłem się, że naszym dyrektorem jest sam Dionizos. Jegomość Jimin usiadł przy stoliku, gdzie czekali na niego inni potomkowie boga wojny. Zacząłem jeść swój posiłek, który pojawił się na moim stole, ale wcale nie byłem głodny. To miejsce odebrało mi apetyt jak i humor. Może było tu pięknie, ale panowała tutaj dziwna atmosfera.

~~~

- Ale tu jest fajnie! Gdybym wiedział, że ten obóz istnieje chodziłbym do niego od samego początku - ekscytacja V wcale mi nie przeszkadzała, nie musiałem odpowiadać na żadne pytania. Mój wzrok utkwiłem na czubki moich butów i szedłem przed siebie, wcale nie słuchając mojego nowego kolegi. Cóż, taki mam charakter.

- Uważaj jak chodzisz! - usłyszałem gdy jak ta łamaga wpadłem na kogoś. Przełknąłem głośno ślinę patrząc na chłopaka, przed którego dzisiaj prawie nie dostałem zawału.

- Przepraszam zamyśliłem się - wydukałem cicho, odwracając wzrok i tym razem patrząc na jakiś średnich rozmiarów domek.

- No, młody. Jak będziesz chodził taki rozmarzony to umrzesz szybciej niż ci się wydaję. A ty coś się go tak uczepił? - pytanie to było skierowane do V, który z radością przysłuchiwał się naszej rozmowie z uśmiechem.

- Oj, Jiminie. Po prostu on tylko jest tu normalny - V położył swoją rękę na ramieniu syna boga wojny, ale on szybko ją strącił i wyciągnął miecz. Czubek ostrza przyłożył do gardła Taehyunga

- Nie dotykaj mnie.






Naznaczeni - BTSWhere stories live. Discover now