Rozdział VI

841 75 27
                                    

-Cholera nie drzyj się tak! Wyluzuj koleś!- zwołał lekko zdenerwowany.

Kiedy wszyscy się uspokoili poszli w kierunku poirytowanego Geno, który już otwierał wielkie wrota. Przeszedł przez nie jako pierwszy. Gdy reszta do niego dołączyła zobaczyli piękny, ośnieżony las. Szkielety patrzyły na to z dumą i radością, natomiast Frisk z zachwytem zaczęła rozglądać się do o koła. Jednak nie trwało to zbyt długo. Po chwili dziewczynka poczuła jak jest jej strasznie zimno i zaczęła się trząść. Zauważywszy to Fresh zdjął z siebie bluzę i rzucił centralnie na nią.

-Yo! Koleżanko, jak nam się tu rozchorujesz to my za to bekniemy, nie ty.

Dziewczynka ubrała się po czym przytuliła się do wyluzowanego kolegi. Chłopak trochę się zmieszał. Widać było że nie jest przyzwyczajony do takich sytuacji. Chciał już odepchnąć dziewczynkę, ale powstrzymał się i założył sobie na barana.

-No dobra ziomki! Jadziem z dziadziem, znaczy z dziockiem.

Teraz wyprawę zaczął prowadzić Fresh. Wesoło śmiał się na przedzie z małą kumpelą na plecach. Za nimi szli Ink i Geno. Obydwaj byli nieco zmartwieni tym iż Fresh tak dobrze dogaduje się z małą. Na razie jednak nie było powodu dla którego mieli by ich rozdzielać, w końcu wszystkich tutaj wiąże umowa. Nikt nie zabije dopóki nie znajdą stąd wyjścia, a kiedy je znajdą to już wola każdego co zrobi. Czy spróbuje zabić wszystkich lub ogółem zniszczyć ten świat. To więzienie.

Kiedy przeszli przez most obok stacji ujrzeli dwie postacie. Jedna z nich nosiła niebieską bluzę oraz różowe kapcie, a w ręce trzymała butelkę ketchupu. Druga była ubrana w coś przypominającego strój bojowy, taki jaki zakładają dzieci, a na szyi chustę przypominającą tą należącą do Geno, ta jednak była niebieska.

-CZŁOWIEK!!! – zakrzyknął ten drugi – NIE WIERZĘ, ALE TUTAJ!? PRZECIEŻ TO NIEWIARYGODNE!!!

-trudno się z tobą nie zgodzić blueberry. jednak mnie jeszcze interesują te trzy postacie będące z człowiekiem.

-O MÓJ BOŻE. SANS CZY TO ONI?

-tak.

-O MÓJ BOŻE!!!

Blueberry podbiegł szybko do grupy, która jeszcze nie zdążyła w żaden sposób zareagować, a ten znów zaczął mówić.

-NIE WIERZYLIŚMY, ŻE KIEDYKOLWIEK WYJDZIECIE Z RUIN. NA CO CZEKALIŚCIE?

-Na TeGo DzIeCiAkA. – odpowiedział patrząc w kierunku Frisk – CóŻ tRoChĘ tO zAjĘłO.

-racja. a tak w ogóle jestem sans, a to jest sans, ale mów na niego blueberry. będzie łatwiej. może obgadamy resztę w domu? szybko się tam teleportujemy i...

-ALE JA CHCIAŁEM POKAZAĆ CZŁOWIEKOWI ZAGADKI. - powiedział pełen pożałowania Blueberry, natomiast mina Frisk tylko popierała jego wybór.

-MaSz SzCzĘśCiE. To NiEsZcZęSnE dZiEcIę Ma TeNdEnCjĘ dO cHoDzEnIa WsZęDzIe I nIgDzIe.

-*W sumie to nie jest najgorszy pomysł.*

Dziewczynka zeszła z pleców Fresha i oddała mu bluzę. Starała się pokazać, że jest silna i samodzielna, jednak coś nie wyszło. Po chwili znów zaczęła trząść się z zimna. Sans spojrzał na nią pobłażliwie i znikł. Po chwili wrócił, a w rękach trzymał skórzaną kurtkę i bandanę. Podał je dziewczynce, a ona szybko je ubrała. Ink spojrzał krzywo na Sansa.

-*Od którego to wziąłeś?*

-pożyczyłem. i spokojnie, dał mi na to zgodę.

-*Ale od...* Ech.* No dobrze.* Blueberry zajmiesz się Frisk?*

-TAK OCZYWIŚCIE!!! – zawołał pełen entuzjazmu – POKARZĘ JEJ WSZYSTKIE ZAGADKI I MOŻE POZNAMY KOGOŚ PRZY OKAZJI. ZGADZASZ SIĘ?

Dziewczynka pokiwała głową i poszła za swoim dokazującym kolegą. Reszta natomiast teleportowała się w inne miejsce zostawiając dwójkę bohaterów samych sobie. Nie przeszli jeszcze dużego odcinka, kiedy Frisk zobaczyła gwiazdkę. Była delikatnie obsypana przez śnieg. Po jej dotknięciu usłyszała po raz kolejny głos mówiący „Puszysty śnieg wydający dźwięk za każdym razem gdy na niego nastąpisz wypełnia cię DETERMINACJĄ.".

Bo przecież jeden Sans to za mało!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz