Rozdział 17

522 46 3
                                    

  Obudziły mnie promienie wschodzącego słońca. Może to brzmi jak w jakiejś książce lub na filmie, ale zawsze wstawałam równo ze słońcem. Przetarłam oczy i spojrzałam na miejsce w którym byłam. Nie była to ta kanapa, na której zasypiałam, ale bardzo wygodne i duże łóżko. Oparłam się na łokciach i rozejrzałam po pomieszczeniu. Na pewno była to sypialnia. Bardzo ładna sypialnia pasująca do całego domu. Połączenie przytulnego, drewnianego domku i nowoczesnej willi. Nie wiedziałam, jak się tu znalazłam, ale budzenie się w dziwnych miejsce ostatnio weszło mi w nawyk. Stwierdzałam, ze to Jack musiał mnie tu jakimś cudem przenieść, bo przy szafie leżała jakaś torba i fioletowe pudełko. Spięłam się, kiedy je zobaczyłam. Ale właśnie tego chciałam, prawda? Prawda?!
Zeszłam z łóżka i podeszłam do fioletowej mini walizki, w której znajdowała się kwintesencja istnienia mojego i mojego ojca. Złapałam je i przesunęłam dłonią po charakterystycznym wzorku wyrytym na wieczku. Czując chropowaty materiał do moich oczu napłynęły łzy. Odłożyłam natychmiast pudełko, jakby mnie oparzyło. Nie, jeszcze nie teraz. Jeszcze nie byłam gotowa. Otworzyłam torbę leżącą obok i zobaczyłam swoje ubrania. Złapałam czystą bieliznę, czarną koszulkę i dżinsy. Znalazłam łazienkę, która była zaraz obok sypialni, wykonałam poranną toaletę i przebrałam się. Wróciłam do pokoju po koszulę w kratę, którą przewiązałam sobie w pasie. Rozczesałam włosy i spięłam je w niedbałego koka. Odpuściłam sobie makijaż.
Chciałam zrobić śniadanie. I przy okazji porozmawiać z Jack'iem. Miałam do niego tyle pytań. Każde bez odpowiedzi. Każde trudne. Jedno najważniejsze. Dlaczego? Dlaczego to robi? Dlaczego mi pomaga, skoro mnie nie chce?
Kiedy znalazłam już kuchnię postanowiłam zrobić jajecznicę. Przygotowując potrzebne składniki cały czas byłam nieobecna. Zastanawiałam się jakie zadam mu pytania. Jakie uzyskam odpowiedzi? I czy w ogóle je uzyskam. Nie mogłam mu powiedzieć o tym, że jestem nieśmiertelna. Nieśmiertelna tak jak on.
Chciałabym go nienawidzić. Chciałabym móc patrzeć na niego i nie czuć zupełnie nic. Chciałabym móc normalnie spojrzeć mu w oczy nie widząc w nich tego, ze on mnie nie chce. Ale nie mogę. Kocham go tak bardzo, że to aż boli. Oczywiście nie mogę mu tego powiedzieć, bo on mnie nie chce. A to oznacza, że będę musiała spędzić z nim czas i przyzwyczaić się, że kiedyś odejdzie.
Kiedy jajecznica była już gotowa nałożyłam ją na talerze. Właśnie się obracałam, by położyć je na blacie, kiedy zobaczyłam siedzącego Jacka. Przestraszyłam się i prawie upuściłam talerze.
-Zwariowałeś?!-krzyknęłam zła na niego.-Prawie dostałam zawału!
-Przepraszam.-powiedział z uśmiechem-Nie miałem serca ci przerwać.
Przewróciłam tylko oczami i podałam mu talerz.
-Na drugi raz, nie będę taka dobra.-powiedziałam i zaczęliśmy jeść w ciszy.
Po skończonym posiłku zabrałam się za zmywanie naczyń. Wiem, powinnam zacząć rozmowę, ale tak cholernie się tego bałam. Odłożyłam talerz, który właśnie myłam i zacisnęłam pięści. Odwróciłam się do niego opierając się plecami o blat. Nadal siedział w tym samym miejscu i wpatrywał się we mnie.
-Dlaczego tu jesteśmy?-zapytałam w końcu.
Spojrzał na mnie i przekrzywił głowę.
-Dlaczego mnie tu zabrałeś? Dlaczego mnie uratowałeś? Dlaczego nie chcesz zostawić mnie w spokoju?-krzyknęłam, a ostatnie zdanie wyszeptałam.- Dlaczego mnie nie chcesz?
Nie wytrzymałam. Po moich policzkach popłynęły pojedyncze łzy. Podeszłam do okna i spojrzałam na drzewa poruszające się miarowo w rytm wiejącego wiatru.
-Mrok może cię zaatakować musisz nauczyć się bronić. Poza tym, nie jesteś mnie ciekawa? Nie jesteś ciekawa jak bardzo jesteśmy podobni? Posłuchaj mnie-usłyszałam jak wstał i podszedł do mnie. Złapał mnie za ramiona i obrócił delikatnie.-Wiesz dlaczego z tobą zerwałem?-wyszeptał, a mnie ścisnęła się serce. Właśnie miałam usłyszeć prawdę. Bałam się jej, a jednocześnie tak bardzo chciałam ją poznać. Kiwnęłam głową w odpowiedzi i spuściłam wzrok. On jednak złapał mój podbródek i podniósł tak, że musiałam na niego spojrzeć. W te jego lodowato-piękne oczy.
-Powiedziałem to, bo tego wymagają zasady. Zniknąłbym z tej szkoły, a ty nie znalazłabyś mnie nigdy. Nie chciałem, żebyś cierpiała. Żebyś się zamartwiała. Chciałem, żebyś była szczęśliwa. Ale nie potrafię tak. Elsa, mam gdzieś to, że jestem Strażnikiem. Zależy mi cholernie na tobie.
-Co?-byłam zszokowana jego wyznaniem. Stał blisko. Za blisko. Miałam ochotę utonąć w jego ramionach. Miałam ochotę dać mu z liścia. Miałam ochotę go pocałować. Miałam ochotę wyrwać mu serce.
-Proszę, Elsa-wyszeptał biorąc moją twarz w dłonie.-Proszę, daj mi drugą szansę...
Chciałam krzyknąć: "Tak!". Ale nie mogłam. Głos ugrzązł mi w gardle. Łzy, toczące szlak po moim policzku paliły straszliwie. A serce gwałciło mi płuca.
-Jack, ja...-spuściłam wzrok i uwolniłam się od niego.-Daj mi czas. To...to dla mnie za dużo.
-Dostaniesz go tyle, ile będziesz go potrzebowała, a nawet więcej. Ale ja nie przestanę się o ciebie starać.
Uśmiechnęłam się na te słowa.
-Elsa?
Spojrzałam na niego.
-Anna kazała ci przekazać, że cię kocha i tęskni.
Zacisnęłam usta i udałam się do sypialni. Opadłam na łóżko i zaczęłam płakać. Nie byłam beksą, ale miałam już tego wszystkiego dość. Pozwoliłam sobie na słabość, na zakochanie się w Jack'u. A on mnie chciał. Naprawdę mnie chciał. A ja chciałam jego.
Nie wiem ile tak leżałam. Kiedy łzy przestały płynąć, a oddech stał się spokojny wstałam i ruszyłam do łazienki. Dziękowałam Bogu, że nie nakładałam makijażu. Umyłam twarz zimną wodą.
Jacka nie było już w domu. No tak, dał mi czas. Weszłam do kuchni i zamurowało mnie. Na blacie leżała lodowa róża. Przepiękna, lodowa róża. Podeszłam i złapałam ją w dłonie. Wydawała się taka delikatna. Machnęłam ręką nadal wpatrując się w różę. Na blacie utworzył się lodowy wazonik. Wsadziłam ją tam i uśmiechnęłam się. "Nie przestanę się o ciebie starać". Tak powiedział. Boże, kochałam go tak bardzo, że to aż bolało.  

All I want...Pov. Elsa ✔Where stories live. Discover now