Rozdział 42

291 29 6
                                    


-Czyli mam rozumieć, że ty i Jack, jesteście jakimiś ponad-ludźmi, ale nie możecie mi opowiedzieć o szczegółach, bo inaczej jakiś super ważny gostek was unicestwi?-spytała Ania, kiedy opowiedzieliśmy jej tyle ile mogliśmy. Postanowiliśmy nie mówić jej wszystkiego-nie wiadomo, jakie miało by to skutki.

-Dokładnie.-zakończył Jack.

Zaśmiała się bez cienia wesołości.

-Najpierw znikacie. Potem nagle pojawia się Jack, który nagle oznajmia że straciliście dziecko. Kiedy mieliście na to czas?! Gdyby ona nie umarła, pewnie nigdy bym was już nie zobaczyła.-moja siostra wstała gwałtownie. Na jej twarzy widniało zranienie, którego tak bardzo pragnęłam uniknąć.-A teraz opowiadacie jakieś zmyślone historyjki.

-Ania, to nie są zmyślone historyjki. One są prawdą. Nie możemy...-chciałam załagodzić jej złość, ale mi przerwała.

-Nie, przestań. Po prostu przestań. Nie chcecie mi powiedzieć prawdy. Nie jestem już dzieckiem. Jestem już żoną, a za niedługo matką!

Spojrzałam na nią. Była w ciąży. Ona mogła mieć dziecko, a ja je straciłam. Poczułam jak po moich policzkach spływały łzy.

-Elsa, ja nie chciałam...-zakryła dłonią usta.

-Myślę, że powinnaś wracać.-powiedział twardo Jack, stając za mną i kładąc mi ręce na moich ramionach.

Prychnęła.

-Dobrze. Ale nie proście mnie o nic więcej. Czas słodkiej Ani się skończył. Jestem już dorosła i nie dam sobie wmówić opowieści wyssanych z palca. Wróćcie jak wymyślicie coś bardziej wiarygodnego. Albo jak zdecydujecie się powiedzieć prawdę.-rzuciła na do widzenia i wyszła.

Nie mogłam już wytrzymać, popędziłam do toalety pochylając się i wypluwając wnętrzności. Powstrzymywałam się już za długo. Zwymiotowałam wszystko, co dziś zjadłam. Ale nie tylko tego chciałam się pozbyć. Chciałam pozbyć się okropnego uczucia zazdrości, które mnie dławiło.

Byłam gorsza.

Byłam gorsza, bo nie mogłam mieć dziecka.

Byłam gorsza, bo ona mogła mieć dziecko, a ja nie.

Dlaczego taka byłam? Dlaczego?

To pytanie tkwiło we mnie głęboko i pewnie męczyłoby mnie dalej, gdyby nie to, że poczułam ochładzające palce na karku. Rozluźniło mnie to i w końcu przestałam wydalać z siebie resztki, oparłam się o ścianę i płakałam.

-To wszystko moja wina...To wszystko przeze mnie...Jestem wybrakowana...ZŁAMANA...-bełkotałam.

-Kochanie, o czym ty mówisz?-zapytał Jack klękając przede mną.

-Nasze dziecko...To jest moja wina. Gdybym się zgodziła, nic by jej się nie stało...

-Na co byś się nie zgodziła? Elsa, słońce, powiedz mi co się stało?

Zamknęłam oczy. Musiałam mu powiedzieć, ale nie chciałam na niego patrzyć. Nie zniosłabym widoku zranienia po raz drugi tamtego dnia.

-Zanim...-zaczęłam, po czym przełknęłam ślinę, czując okropną suchość w gardle.-Zanim poroniłam był u mnie Mrok.

-Co do cholery robił u ciebie Mrok?! Bo chyba nie przyszedł na kawkę!

Wzdrygnęłam się na jego ostry ton.

-Daj mi dokończyć.

-Oczywiście kochanie, przepraszam.

-Był tu i...powiedział, że jeśli z nim nie pójdę, dziecko umrze w ciągu trzech kolejnych z nich. Nakrzyczałam na niego i kazałam mu iść, bo nie chciałam do niego wracać. Boże, byłam taka samolubna! Gdybym poszła nasza maleńka córka by żyła!

-Nie...Nie mów tak. To nie jest twoja wina.-W jego głosie słychać było, jakby wstrzymywał się przed wybuchem.-Kochanie spójrz na mnie.

Złapał moją twarz w dłonie, pocierając kciukami moje policzki. Chcąc-nie chcąc, otworzyłam oczy.

-To nigdy nie będzie twoja wina rozumiesz? To wina tego skurw...idioty. I...moja.

-Twoja? Nie, Jack...

-Tak. Posłuchaj, kiedy dotarliśmy do szpitala...Było z tobą bardzo źle. Lekarze powiedzieli, że mogą ocalić albo matkę, albo dziecko. Posłuchaj, nie przetrwał bym bez ciebie. Jesteś moim życiem. Moim słońcem. Wybrałem ciebie i...skazałem naszą córeczkę. Przepraszam, ale...wiem, jestem samolubny, ale nie mógłbym sobie wyobrazić, że ty...jesteś martwa. Wtedy ja też bym umarł.

Przez chwilę docierały do mnie jego słowa. Najwyraźniej cały świat był przeciwko nam. Najwyraźniej, chodź ciężko było to zrozumieć, nasze dziecko musiało umrzeć.

-Jack..-zapłakałam rzucając się na niego.-Dlaczego nie może być dobrze? Dlaczego nie możemy być szczęśliwi?

-Kochanie-pocałował mnie w czoło i głaskał po głowie-Będzie dobrze. Obiecuję, wszystko się ułoży. Tylko musisz mi zaufać. Zaufać, że to przetrwamy. RAZEM.




Heeeej! No, także mamy taki słodko-kwaśny rozdzialik. Taa...już była Ania i znowu jej nie będzie. Wiem, jestem strasznym zUolem >:D

Dodatkowo powiem wam, że jak wszystko dobrze pójdzie (i jak weny nie stracę, oczywiście) to jeszcze w tym miesiącu dojdziemy do epilogu. I w sumie to byłby koniec, ale mam dla was jeszcze niespodziankę, w postaci bonusowych rozdziałów, które będą odpowiadały na takie pytania jak: Co robiła Anka przez ten cały czas, kiedy Elsa i Jack zniknęli? Co by było, gdyby Jack ocalił dziecko, a nie matkę? i wiele innych, których nie mogę wam zdradzić, bo zaspojleruje wam koniec :P Także jeżeli byście byli zainteresowani takimi bonusikami, to możecie mi o tym napisać, albo...napisać. Ewentualnie...napisać xD Nie no dobra, teraz śmieszkuję. Ale serio, napiszcie mi, co o tym sądzicie xD

Pozdrawiam ;*

All I want...Pov. Elsa ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz