Rozdział 6

6.1K 486 92
                                    

Nie mogłam w to uwierzyć. Mój ukochany ojciec nie żyje. W dodatku zabiła go osoba która w ostatnim czasie wiele dla mnie znaczyła. Wiedziałam żeby mu nie ufać. Mogłam dać się wtedy zabić. Mój ojciec żyłby teraz a ja nie cierpiałabym. Do oczu napłynęły mi łzy.

- POWIEDZ KURWA, ŻE NIE ZABIŁEŚ MOJEGO OJCA! - krzyczałam.

On się nie odezwał. Patrzył na mnie spokojnie. Z moich oczu lały się wodospady łez. Po chwili podszedł do mnie i lekko przekręcił głowę na bok.

- Czy teraz mogę zostać? - zapytał poważnie. Te słowa zadziałały na mnie jak czołg. W tym momencie straciłam serce. Nie byłam już w stanie czuć niczego, ale łzy mimowolnie spływały po moich policzkach.

- Wypierdalaj! Nie chce cię znać! Żałuję, że mnie nie zabiłeś! - wyrzęziłam.

- Może trochę grzeczniej? - powaga nie schodziła z jego twarzy.

- O czym ty człowieku mówisz? Za to co zrobiłeś? Myślałam, że cokolwiek dla ciebie znaczę! - ból słyszalny był w każdym wypowiedzianym słowie. Zaczęłam płakać coraz bardziej.

W tym momencie on położył mi rękę na ramieniu i spojrzał mi prosto w oczy. Odepchnęłam go jak najmocniej potrafiłam.

- Wypierdalaj z mojego życia! - krzyknęłam po czym z hukiem zamknęłam drzwi.

Zaczęłam biec w stronę mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i przytuliłam mojego ulubionego pluszaka. Wtulałam się w jego futerko próbując się uspokoić. Niestety nie potrafiłam powstrzymać kaskady łez zalewającej ukochanego pluszaka. Odbijały się na nim ślady mojego rozmazanego makijażu. Nie miałam już powodu do życia. Mimo to, bałam się śmierci jak cholera. Gdy przestałam płakać wzięłam krzesło i postawiłam je obok okna. Usiadłam na nim i wpatrywałam się pustym wzrokiem w okno. Miałam już pustkę w głowie. Tak jakbym zniknęła. Pustka i poczucie winy zniknęły. Nie potrafię opisać tego uczucia. Po prostu jedno wielkie nic.

Ponownie usłyszałam pukanie do drzwi. Nie chciałam tam iść. Czułam, że stoi tam Jeff. Nie miałam już nic do stracenia. Wstałam z krzesła otarłam oczy z resztek makijażu i zeszłam po schodach. Ten ktoś dalej się dobijał. Westchnęłam i szarpnęłam za klamkę. Miałam rację. To był Jeff.

-Mówiłam Ci, że masz spieprzać z mojego życia tak?! Coś do ciebie nie dociera? - znowu zaczęłam płakać.

Ale dlaczego? Czyżby wewnętrznie nie chciałam żeby mnie zostawiał? Nie! Nie chce go znać! To potwór bez serca.

- A ja ci mówiłem żebyś była milsza - oznajmił.

- Już wolę żebyś mnie zabił - wysyczałam.

Wszystko stało się mi obojętne. Mogłam umrzeć. Nawet o to poprosiłam. W końcu dla kogoś takiego jak on to żaden problem. Zamknęłam oczy czekając na śmierć. Niestety nic się nie działo. Mimo to nie otwierałam oczu. Nagle poczułam coś. Jeff podszedł do mnie i objął w pasie. Bałam się ale dalej nie otwierałam tych pieprzonych oczu. On mnie.. Pocałował? Dlaczego? Czułam jego ciepłe usta na moich. Mój pierwszy pocałunek nie miał tak wyglądać. Nie z kimś takim jak on. Otworzyłam oczy i go odepchnęłam. Po chwili milczenia zamachnęłam się i uderzyłam jego policzek. Cisza trwała dalej. Nagle usłyszałam coś za moimi plecami. Coś jakby skrzypienie. Odwróciłam się przestraszona. Nic tam nie było. Chyba mi się przewidziało. Moja wyobraźnia lubiła czasem dawać się mi we znaki.

Odwróciłam się w stronę Jeffreya. Nie było go. Zniknął tak szybko jak się pojawił w moim życiu. Teraz jestem sama.

_________________________________________________

Dzisiaj taki trochę krótszy rozdział.

Ale nie martwcie się kochani. Będzie ciąg dalszy.

Pozdrawiam sodomus!! <3

Nie zostawiaj Mnie [ Jeff The Killer ]Where stories live. Discover now