Rozdział 8

6.3K 457 99
                                    

Promienie słońca przedostawały się przez okno i muskały moją twarz. Po chwili zaczęłam czuć ciepło. Otworzyłam lekko oczy, by przyzwyczaić się do dnia.

- Chyba zaliczyłam zgona - powiedziałam do siebie.

Westchnęłam odprężająco. Poczułam najwspanialszy zapach na świecie. Jedyny zapach który kojarzył mi się z ojcem. Ktoś smażył naleśniki. Przez pewien czas myślałam, że to sen. Niestety pomyliłam się. Dalej miałam na sobie czarną sukienkę i ten naszyjnik. Tylko buty ściągnęłam. Zapewne nie chciało mi się przebierać. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej czarną spódniczkę w róże, zwykłą czarną bokserkę i poszłam wziąć prysznic. Stanęłam przed lustrem i zmyłam resztki makijażu. Złapałam za naszyjnik chcąc go ściągnąć, ale coś mnie powstrzymało. Smutek? A może nostalgia? Nie mogłam tego stwierdzić. Pozwoliłam mu swobodnie wisieć na mojej szyi. Wzięłam szczotkę do ręki i zeszłam po schodach. Rzuciłam włosy przed siebie rozczesując je. Nic nie widziałam ale liczyłam schodki, by się nie przewrócić. Chyba ominęłam jeden i gdy byłam przygotowana na starcie z podłogą ktoś mnie złapał.

- Uważaj - szepnął mi do ucha.

Wciąż pamiętam ten głos. Czyli to co wczoraj się zdarzyło to prawda. Nie mogłam w to uwierzyć. Stanęłam na równe nogi. On był tak blisko mnie. Tak jak kiedyś. Do oczu napłynęły mi łzy, ale pozwoliłam tylko jednej spłynąć.

- Nie płacz - powiedział po czym otarł mój policzek.

- Zrobiłem śniadanie - oznajmił i uśmiechnął się jak dawniej.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Brakowało mi go. Pogodziłam się już ze śmiercią ojca, ale nie z samotnością. Chciałam żeby ktoś był ze mną. Miałam pustkę w głowie. Usiadłam do stołu. Czy on zrobił naleśniki? Ale jak? Nauczył się specjalnie dla mnie? Nie mogłam w to uwierzyć. Naleśniki z ananasem, moje ulubione, a jednak pamiętał. Z niedowierzaniem patrzyłam w talerz.

- Bo ci wystygnie - zaśmiał się.

Zaczęłam jeść. Były przepyszne. Zupełnie jak mojego ojca. Dalej nie miałam pojęcia co powiedzieć. Tak bardzo za nim tęskniłam, ale Jeff był lepszym ojcem. Bardziej się mną interesował, bardziej o mnie dbał. Oczywiście na swój sposób.

Gdy zjedliśmy Jeff włożył naczynia do zmywarki. Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś to robił za mnie. Nagle usłyszałam dzwonek od drzwi.

- O to na pewno on! - uradowany Jeff ruszył by otworzyć tajemniczemu gościowi.

Nie widziałam kim jest ten mężczyzna. Słyszałam tylko jak się śmieją a na koniec żegnają. Jeff trzymał w rękach wielką paczkę wielkości buldoga. Podbiegł do kanapy położył ją na niej. Z szybkością światła znalazł się obok mnie po czym złapał za rękę i pociągną w stronę nieznanego mi pudełka.

- No już otwórz! - był bardziej podekscytowany niż ja.

Powoli zaczęłam odpakowywać folię. Moim oczom ukazał się ogromny pęk czarnych jak smoła róż. Było ich dokładnie 360. Ten widok zaparł mi dech w piersiach. Niekontrolowany wodospad łez wydostał się z moim oczu.

- Nie płacz proszę. Chciałem żebyś się uśmiechnęła anie płakała. Przepraszam. Pójdę je wyrzucić - wyznał ze smutkiem.

- Jeff nie. Są przepiękne - wyrzęziłam.

Podszedł do mnie i objął mocno. Czekałam na tą chwilę cały pieprzony rok. Warto było. Spojrzałam w jego piękne oczy i uśmiechnęłam się szeroko.

- Jesteś taka piękna - powiedział po czym chwycił mnie lekko za podbródek.

Jego usta spoczęły na moich sprawiając, że po moim ciele przeszły dreszcze. Pierwszy raz od tak dawna czułam się szczęśliwa. Nagle Jeff wziął mnie na ręce ( w stylu panny młodej ) i zaczął się kręcić wokół własnej osi. Postawił mnie na ziemi i spojrzał głęboko w oczy.

- Kocham Cię - oznajmił bezkompromisowo.

___________________________________________________________

Tu znowu ja.

Ostatnimi czasy nie mam weny, więc rozdziały mogą się pojawiać w różnych terminach.

Do kolejnego rozdziału! <3

Nie zostawiaj Mnie [ Jeff The Killer ]Where stories live. Discover now