Rozdział24: Chce go potorturować.

5.5K 260 14
                                    


Justin

-Złaź z niej skurwysynie albo rozpierdole Ci łeb.
Emocje jakie we mnie panowały są nie do opisania. Gotowało się we mnie. Ten kutas leżał na mojej Lydii. Mojej. Bluzki nie miała na sobie. Była w samym staniku, a jej spodnie były rozpięte. Zacisnąłem szczękę, a moje mięśnie momentalnie się napięły.
-Ooo Bieber. Jak miło Cię widzieć, ale jak widzisz jestem trochę zajęty.- Westchnął sarkastycznie*(?)-Ale daj nam max 20 minut i będę mógł zająć się tobą.- Zaśmiał się, a mnie jeszcze bardziej podkurwił.
-Przysięgam zaraz rozpierdole ci łeb jak z niej nie zejdziesz.
-Powiedziałem Ci już, wyjdź, zaraz do ciebie wrócę.
Dość tego.
Rzuciłem się na niego, odciągając przy tym od półnagiej i roztrzęsionej dziewczyny.
Okładałem go z każdej możliwej strony, nagle poczułem jak odpycha mnie od siebie i uderza z prawego sierpowego. Splunąłem krwią i poczułem mocne uderzenie w brzuch.
Skuliłem się, a Jack przyparł mnie do ziemi.
-I co Bieber? Poddajesz sie? Jesteś kurwa taki słaby. Zgrywasz tylko mocnego, a tak naprawdę jesteś cipą.
Dasz się tak poniżać Bieber? Nie jesteś byle kim, jesteś kurwa pierdolonym Justinem Bieberem. Pokaż mu. No pokaż. Rozpierdol skusrywsyna. Nie daj się poniżać. Jesteś silniejszy. Zajeb go.
Odezwał się głos w mojej głowie, a zaraz za sobą usłyszałem głośny szloch.
Odepchnąłem z całej siły Jacka tak, że odbił się od ściany i upadł na ziemie. Zacisnąłem wargi i zacząłem go uderzać z pięści w twarz. Słyszałem tylko chrupnięcie nosa, a zaraz po nim zobaczyłem czerwoną ciecz.
Uderzyłem mocno w żebro tak, że na pewno zostało ono złamane. Zaczął kaszleć, ale miałem to w dupie. Wpadłem w straszny amok.
Przyciskałem kolanem klatkę piersiową półprzytomnego Jacka tak aby mi się nie wymknął.
-J-ustin.- usłyszałem cichy głos za moimi plecami.
Odwróciłem się w jej strony i popatrzyłem na nią swoimi ciemnymi oczami, ale kiedy zobaczyłem w jakim jest stanie, od razu złagodniałem.
Była cała roztrzęsiona, posiniaczona i we krwi.
-Pro-sze- jąkała się. -Przestań i chodźmy już.
Po jej policzkach zaczęło spływać coraz wiecej łez. 
Jak na zawołanie do pokoju wbiegł David, a za nim John.
-Tu jesteście.- Westchnął zmachany John.
Widziałem jak David podnosi prawie nagą Lydie, więc ściągnąłem z siebie bluze i rzuciłem w ich stronę, a David ją złapał i okrył dziewczynę.
Wyszli, a ze mną został John.
-Co zamierzasz z nim zrobić? -Powiedział patrząc na niego.
- Zrobie mu taką męczarnie jaką on zrobił jej. Będzie mnie błagał żebym go zabił.
-Pomogę ci, dawno nie słyszałem głosu błagającego o litość.-Uśmiechnął się zadziornie i kontynuował.- W co chcesz go zapakować? I gdzie masz zamiar go przetrzymywać?-Zapytał opierając sie o ścianę.
-Wpierdolimy go do bagażnika, odwieziemy ich, ty poczekasz na mnie w aucie i pojedziemy do starych fabryk. -Powiedziałem łapiąc Jacka za ręce. -Bierz jego nogi i go wynosimy, bo nie ma czasu. Jeszcze psy się tu zjadą, a ja nie mam ochoty się z nimi kłócić.
Wzięliśmy go razem i nieśliśmy do auta.
Tam juz byli chłopcy czekający na nas.
Bruce popatrzył na mnie zdezorenitowny i się odezwał.
-Co ty kurwa robisz?
Zaczyna się.
-Nie twój zasrany interes, ale jeśli tak cię to interesuje, to niosę tego kutasa do bagażnika.
- A po co ci on? Nie mogłeś go tam zajebać bez zbędnego brudzenia sobie rąk?
Niech on przestanie mnie wkurwiać, błagam.
-Nie.- Warknąłem.- chce go potorturować, zrobić to samo co on zrobił jej. - Powiedziałem wrzucając wraz z Johnem, Jacka do bagażnika.
-Nie zamykaj jeszcze.-powiedziałem i podreptałem w stronę drzwi pasażera.
Wyciągnąłem z schowka nasiąknięta szmatę, a za sobą znowu usłyszałem szloch i od razu odwróciłem się w tamtą stronę. Siedziała roztrzęsiona i patrzyła na mnie ze zmęczeniem i smutkiem.
Szybko pobiegłem do chłopaków, Jackowi przycisnąłem szmatę do pyska i juz po chwili zamknąłem bagażnik.
-Wsiadajcie szybko.- Warknąłem i zatrzymałem  Chaza.-Prowadzisz.
Rzuciłem kluczykami w jego stronę i wszedłem na tylne miejsca.
-Chodź.- mruknąłem w jej stronę i przyciągnąłem do siebie.
Słyszałem tylko jej pociągania nosem i ten szloch, który łamał moje serce.
-No już, ciiii...-Szepnąłem do niej, bujając  nami.
Lydia wtuliła się we mnie jak w misia, a głowe schowała w zagłębieniu mojej szyi.
-O-o-on....- Chciała coś powiedzieć, ale bardzo zanosiła się przez płacz.
-Już kochanie, wiem. Jesteś bezpieczna.
Próbowałem ją uspokoić co było ciężkie. Cały czas się trzęsła i zanosiła. Czułem na swojej szyi jak z jej oczu płyną łzy.

Po dłuższym czasie udało mi się ją uspokoić, a nim się obejrzałem byliśmy pod domem.
-Dobra, my idziemy, a ty John czekaj na mnie.
Nie odezwał się tylko mi przytaknął, a ja wyszedłem z Lydią na rękach z samochodu.
Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem i bardziej wtuliła się w mój tors. Moja kochana.
Szybko wbiegłem na górę i położyłem dziewczynę na łożku. Dopiero teraz zauważyłem wielką ranę na udzie. Złapałem się za brodę i pobiegłem do łazienki po apteczkę.
Rozebrałam ją delikatnie, a to było bardzo ciężkie, bo krew zastygła i wszystko się przykleiło do ran. Nie chciałem jej budzić, bo kiedy śpi będzie mniej odczuwać ból.
O ile to możliwe.

Odkaziłem wszystkie rany i zadrapania, teraz zostały mi dwie największe do zaszycia.
Robiłem to pare razy, ale jeszcze nigdy nie robiłem tego tak delikatnie. Kiedy zaczynałem zaszywać, Lydia syknęła i zaczęła się wybudzać ze snu.
-Ciii, spij. Nie będzie bolało, obiecuje.
Przymrużyła oczy i po chwili znowu je zamknęła zaciskając wargi.
Na końcu zabandażowałem jej ramie oraz nogę i przebrałem w moje ciuchy.
Przykryłem ją kołdrą i pocałowałem w czoło.
Ruszyłem w stronę drzwi, ale cichutki głosik mnie zatrzymał.
-Nie idź.
Odwróciłem się w jej stronę, podszedłem bliżej łóżka i przykucnąłem.
-Zaraz wrócę, obiecuje. -Powiedziałem gładząc jej policzek.- Śpij, jak coś chłopaki są na dole. Jesteś bezpieczna.
Przytaknęła głową i przymknęła powieki.
Pocałowałem ją znowu w czoło i wyszedłem cicho zamykając drzwi.
Nie wiem co ze mną się dzieje, ale chce być dla niej kimś, kimś kto będzie ją bronił. Kimś do kogo będzie mogła się przytulać jak do misia i czuć się bezpiecznie. Tak, tego chce.

Lydia

To co przeżyłam.... Nie potrafię tego opisać. To było straszne i na pewno bardzo wpłynęło na moją psychikę. Nie mogłam się opanować, ale dzięki Justinowi już mi lepiej. Przy nim czuje się bezpiecznie. Ufam mu. Naprawdę mu ufam.

Uratował mnie.

Od momentu kiedy Justin wyszedł jakoś nie mogłam zasnąć. Noga i ramie bolały mnie najbardziej, ale na szczęście wszystko jest opatrzone. Czuje się brudna. Chciałabym stanąć aby wziąć prysznic, ale nawet nie mam siły wstać. Jestem strasznie osłabiona, a to pewnie przez to, że straciłam dużo krwi i nic nie jadłam, ale nawet głodna nie jestem.
Schodzić teraz nie mam zamiaru, bo jak mówiłam nie mam siły.

Chciałabym żeby Justin wrócił.

------------------------
Od razu chciałam was przeprosić, że was tak zaniedbałam. Kiedyś rozdziały potrafiłam dodawać codziennie, a teraz....
Spróbuje się poprawić.
Rozdział wydaje mi się byc taki.... Słaby?
Przepraszam za błędy, ale sprawdzałam go na szybko.
*nie wiem czy tak można, ale mam nadzieje, że wiecie o co chodzi.
GWIAZDKI I KOMENTARZE MOTYWUJĄ MNIE DO DALSZEJ PRACY.❤️⭐️

Uprowadzona.j.bOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz