Rozdział 27. Wszystko ma swój zmierzch..

275 28 3
                                    

Może i był to bóg, rodem z olimpijskiej rodziny, może i miał ten swój wspaniały wygląd, ale jednego byłam pewna. Charakterek to on miał paskudny. Już po kilku minutach moja cicha fascynacja tym wspaniałym bóstwem zmieniła się w głęboką irytację. Aion chyba przywykł do ludzi, którzy go czcili i adorowali i wykształcił w sobie narcystyczną wnętrzność i wielkie ego, z którego mógłby się zabić, gdyby skakał na poziom swojego IQ.

Westchnęłam tylko, gdy ponownie zaczął opowiadać jaki to on jest cudowny, wielki i potężny. O ile dobrze zrozumiałam, to jest on bogiem czasu, którego siła jest tak wielka, że może zniszczyć wszystko, a bogowie w obawie przed nim postanowili zamknąć go w Ranu.

- Czy to nie Kronos jest panem czasu?- zapytałam, patrząc sceptycznie na niego, gdy zaczął się przechwalać- O ile pamiętam, a pamięć mam świetną, to tytan Kronos panuje nad czasem.

- Ten niewychowany dzieciak?- odparł, sarkastycznie odwracając się w moją stronę, tak, że szedł teraz tyłem. Kierowaliśmy się w sam środek Ranu, do gabinetu Dedala i do serca piekieł. Świetne. Jak zapewnił jego konstruktor, tylko tamtędy można było się stąd wydostać.

- Kronos owszem jest panem czasu, bo mu na to pozwoliłem. Był taki zdesperowany, aby coś posiadać, że dałem mu jakiś przydział mojej mocy, w nadziei, że zajmie się tym i mnie trochę odciąży. A ten smarkacz, tylko się zbuntował. Zresztą jaki z niego pożytek skoro i tak siedzi uwięziony w Tartarze.- prychnął, a na jego twarzy pojawił się wyraz wyższości.

- Smarkacz? Ty jesteś młodszy od niego. Olimpijczycy są młodsi od tytanów, więc jak mogłeś mu przekazać moc?- zapytałam zaskoczona. Musiałam pochylić się, bo dach tu niebezpiecznie zjeżdżał w dół.

- Nie jestem olimpijczykiem, kotku- odpowiedział, rzucając mi onieśmielający uśmiech. Błysnął przy tym swymi białymi zębami, pokazując jednocześnie, że na pewno nie jest śmiertelnikiem. Żaden człowiek nie ma tak śnieżnobiałych zębów, żaden.

- Nie jesteś bogiem?- warknęłam, patrząc na niego wrogo. Nie znosiłam, kiedy ktoś żartował w poważnej rozmowie.- Bo na satyra czy cyklopa mi nie wyglądasz. I jeszcze niedawno powiedziałeś, że nim jesteś.

- Jestem bogiem- powiedział, wchodząc do wielkiego pomieszczenia, w którym, gdzieniegdzie paliły się pochodnie, sprawiając tym samym powstanie nieprzyjemnego półmroku. Zobaczyłam, że na twarzy Aiona, pojawiły się zmarszczki, które świadczyły o jego zaciekawieniu. Pomógł jeszcze wejść do środka Dedalowi, który wlókł się z tyłu , nie odzywając się ani słowem.

- Widzę, że was w obozie nie nauczyli dobrze mitów. Albo Zeus zakazał ich szerzyć, ale...- westchnął- Olimpijczycy to nie jedyne bóstwa nazywane bogami. Bogowie byli pierwszymi istotami świata, stworzonymi z chaosu. To były odjazdowe czasy- uśmiechnął się.- Jestem coż, pierwszą istotą na świecie.

- Yhm, wmawiaj sobie to dalej- prychnęłam, rozglądając się wokoło. Przez panujący półmrok, nie potrafiłam zorientować się, jak tak naprawdę wygląda pomieszczenie.

- Dziecinka mi nie wierzy?- zapytał, kładąc ręce na kolana i pochylając się, by popatrzyć mi prosto w oczy. Jego wspaniałe, niebieskie tęczówki, powoli badały moją twarz, tak, że powoli zaczynałam się rumienić. Przeklęte zawstydzenie. Po raz pierwszy podziękowałam w duchu, że panuje tu częściowa ciemność.- Nie możesz uwierzyć, że rozmawiasz z tak wspaniałym gościem. Wiem, że jestem wspaniały, więc nie musisz się wstydzić.

- Spadaj- warknęłam, cofając się szybko. Czułam straszne gorąco.

- Wiesz co? Jesteś słodka- powiedział, znowu błyskając swoimi pięknymi zębami, a ja ze zdziwieniem odkryłam, że drżę. Coś czułam, że moje zakłopotanie przybrało najwyższy poziom.- Szczególnie, gdy się rumienisz.

Bogini wygnaniaOù les histoires vivent. Découvrez maintenant