Rozdział 34 - Krew syreny

1.2K 94 10
                                    

Polecam czytać rozdział z tą muzyką.

Wszystko wokoło płoneło.

-Boże... -wyszeptałam.

Nagle powietrze rozdarł pisk.

-Co to jest?- spytałam się Tima.

On tylko otworzył szerszej oczy.

-Annabeth!

Puścił się biegiem a ja po chwili za nim. Rozległ się jeszcze jeden pisk, dłuższy od poprzedniego.

W miejsce gdzie wbiegliśmy, dym był chyba najgęstszy. Zaczął szczypać w oczy. Oczywiście je zamknęłam i zakaszlałam w koszulkę którą nadal przyciskałam do ust i nosa.

Ale jednak jak ma się zamknięte oczy, to nie widzi się drogi przed sobą. I oczywiście musiałam się o coś potknąć. Wyciągnęłam przed siebie ręce, próbując zamortyzować upadek.

Tam gdzie uderzyły moje ręce było mokro. Bardzo mokro. Poczułam metaliczny zapach krwi.

Otworzyłam oczy.

John leżał nieprzytomny, a ogień parzył mu skórę. Nad nim pochylała się Annabeth. Z jej oczu ciekły łzy, a z ust ciekła strużka krwi. W jej plecy były wbite dwa kawałki drewna, z czego jeden przeszedł na wylot. Teraz skapywały z niego krople czerwonej cieczy. Całe ciało miała poparzone i brudne. Ubranie było w zwęglonych strzępach

-Annabeth...

Spojrzała na mnie, a jej twarz rozjaśnił uśmiech.

-Za...opiekuj... się... nim.

-A-Annabeth... -świat mi się zamglił a z oczu zaczęły cieknąć łzy.

Dziewczyna zamknęła oczy i przewróciła się na bok.

Jej twarz jeszcze raz rozjaśnił uśmiech, i ponownie otworzyła oczy.

-Cieszę się... że cię poz...nałam -w tej chwili w jej oczach zgasł ten zwykle radosny blask, zmatowiały.

Po policzkach popłynęła mi kolejna fala łez.

Dobiegł do mnie Tim. Kiedy zobaczył syrenę, jego oczy zaszkliły się.

-Annabeth...

Opadł na kolana, a jego twarz wyrażała niedowierzanie wymieszane z żalem i smutkiem.

Po chwili i z jego oczu zaczęły cieknąć łzy, zostawiając za sobą mokry ślad na policzkach.

Dopiero po chwili wzięliśmy Johna na ręce i przenieśliśmy na teren gdzie nie dosięgał ani ogień ani dym. Potem wróciliśmy i wzięliśmy Annabeth.

Z nią przeszliśmy pod rozłożyste drzewo, przed którym stał kamienny stół. Położyliśmy dziewczynę na nim.

-Czuwaj przy niej. Ja za chwilę wracam -powiedział Tim.

Po tych słowach odszedł w las.

Spojrzałam na syrenę. Nie znałam jej długo. Ale czas nie jest ważny. Pamiętam jak cały czas gadała mi o Johnie. Jak cały czas się do niego zalecała. Pamiętam jak próbowała mnie przekonać do pływania razem z nią. Pamiętam jak zastawiałyśmy pułapki na chłopaków.

Nie, czas znajomości na pewno nie jest ważny. Ważne jest to, jak bardzo zżyjemy się z daną osobą.

Trzask łamanej gałęzi wyrwał mnie z zamyślenia. Szybko się odwróciłam. W moją stronę szedł Tim, niosąc gałęzie.

Zaczął je układać wokoło stołu.

-Weźmiesz na chwilę Annabeth? -spytał.

Skinełam mu głową i podniosłam dziewczynę. Z kolei chłopak poustawiał na stole kolejne gałęzie. Na jego znak z powrotem położyłam na nim syrenę.

Alfa podszedł do drzewa i sięgnął pod jeden z korzeni. Wyciągnął z niej fiolkę z niebieskim płynem.

Polał cieczą Annabeth i galezie wokoło niej. Podszedł do krzaka niedaleko nas, który częściowo płonął. Chwycił jeden z jego patyków i podszedł z tą „pochodnią" do naszego stosu.

Rzucił płomieniem w mokre miejsce na gałęziach, a te zajęły się ogniem. Po chwili wszystko płoneło. Płomień zaczął „lizać" ciało Annabeth.

-Zostawmy ją -powiedział Tim i pociągnął mnie za rękaw.

Że spuszczoną głową podążyłam za nim.

The Soul of the WolfWhere stories live. Discover now