"Yesss!"

3K 221 165
                                    

Po wizycie w szpitalu, Ahus był już tak zmęczony, że nawet nie pamiętał dokładnie, jak dojechał do apartamentu. Praktycznie zasypiał na stojąco.

Ale zamówił sobie jeszcze pizzę (tylko dlatego, że Gargamel kazał mu coś zjeść), która przyszła dopiero po 21, wziął prysznic i poszedł spać.

Nie obudziłoby go nawet trzęsienie ziemi, także to nie dziwne, że przespał budzik. Jak już wstał, sam z siebie, była prawie 10. Przespał 10 godzin.

Westchnął i zwlókł sie z łóżka. Miał przyjść na pierwszą godzinę odwiedzin. Obiecał Gargamelowi... Oczywiście, jeżeli Kuba pamięta jego wczorajszą wizytę. Kacper skrzywił się. Nawet jeżeli nie pamięta, to zamierza mu od razu o tym przypomnieć. Po ostatniej kłótki postanowił sobie stanowczo, że nie będzie przed nim niczego ukrywał.

Lodówka studenta UW (jak to lodówka studenta) świeciła pustkami. Był tylko jakiś przeterminowany jogurt, trochę sera, pomidor, dwa jajka. Czy Gargamel w ogóle coś je? pomyślał Kacper. Potem przyszło mu do głowy, że pewnie je na mieście.

Mimo wszystko, blondyn postanowił pójść do sklepu i zrobić zakupy.
W sumie to nie wiedział, kiedy Gargamel wyjdzie ze szpitala, ale miał nadzieję, że niedługo. Kupił mleko, chleb, jajka, ser, wędliny, warzywa i trochę innych rzeczy. W sumie zapłacił za to 54zł. Teraz to już na pewno nie stać go na bilety do domu...
Dodatkowo kupił jeszcze mały bukiet kwiatów, białych róż. Gargamel lubił róże. Ale tylko białe. Ahus wiedział jakie kwiaty lubi jego kolega z jakiejś ich rozmowy, Kuba rzucił to jako nieistotny fakt (który Kacper oczywiście zapamiętał). Ekspedientka uśmiechnęła się do niego, jak kasowała kwiaty. Kacper zaczerwienił się i odwrócił wzrok.

W domu zjadł kanapki z serem i szynką i napił się kawy. Apartament Gargamela, który znajdował się w dzielnicy Praga, był niedaleko przystnaku. Było 40 po dziesiątej, zdąży na jedenastą do szpitala.

Wyszedł z domu na autobus, pamiętając aby zabrać ze sobą kwiaty. Trzymał bukiet bardzo delikatnie i ciagle patrzył na róże, tak jakby bał się, że zwiędną w trakcie dziesięciominutowej podróży.
Tym razem miał chwilkę czasu aby popatrzeć na miasto przez szybę autobusu. Chętnie poszedłby z Gargamelem na spacer. Gdyby tylko nie był w szpitalu.

Za dnia, zarówno budynek szpitala jak i jego wnętrze były znacznie mniej upiorne. W recepcji kręciło się dużo osób w rożnym wieku, zarówno lekarzy jak i pacjentów.
Tym razem zamiast ordynatorki z wczoraj był jakis mężczyzna. Ahus wpisał sie na listę w tabelce "rodzina" (i tak, dalej pozostawał przy wersji z kuzynem) i przepuścił go.

Gargamel tym razem nie spał. Siedział podparty na łożku, w zdrowej ręce trzymając czasopismo. Ahus zauważył, ze nie ma założonych okularów. Nie było ich także nigdzie w pobliżu. Wyglądał trochę bardziej...żywo niż wczoraj, ale nadal dość upiornie. W świetle dziennym jego siniaki wydawały się wyraźniejsze.
Jak zobaczył Ahusa stojącego w drzwiach, odłożył czasopismo.

- Cześć. - powiedział bardzo cichym głosem. Nie patrzył Kacprowi w oczy.

- Hej. - odparł blondyn i podszedł do jego łóżka. Nieśmiało wręczył mu kwiaty. - T-to dla ciebie.

- Dziękuję. - Gargamel był wyraźnie zaskoczony upominkiem. Białe róże były w tym samym kolorze co jego szpitalna piżama.

Przez chwilę obaj stali w ciszy, Gargamel miętosił papierowy pakunek bukietu a Ahus patrzył na sznurówki swoich trampek.

- Dziękuję, że do mnie przyjechałeś. Nie trzeba było.  - Kuba odezwał się pierwszy, w końcu spoglądając Ahusowi w oczy. Był bardzo zakłopotany.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 31, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Dobre Fanfikowe // gahus gargahus czy jeden kijWhere stories live. Discover now