Koniec początku

3.1K 180 15
                                    

  Na dworze świeciło jasne słońce. Plac zabaw przepełniony był mnóstwem ludzi. Dorośli, a konkretnie rodzice i opiekunowie siedzieli na ławkach, czytając gazety lub rozmawiając, podczas gdy ich podopieczni bawili się w najlepsze. Dzieci huśtały się, ganiały, szukały w piasku pieniędzy itd. Wszystko wydawało się wspaniałe, widok ich roześmianych buź rozweseliłby niejednego przechodnia. Jednak nie dotyczyło to wszystkich. Za ogrodzeniem placu, na trawniku siedział młody chłopak, który przyglądał się maluchom z nienawiścią. Dlaczego one mogą mieć radosne dzieciństwo, a on nie? Pomimo swoich nieprzyjemnych odczuć przychodził tam coraz częściej. Sam nie wiedział, czemu. Ciągnęło go do ludzi. Może miał dość samotności?
   Zbliżało się południe. Ulicą szła niewysoka, chuda dziewczyna, ubrana w żółtą bluzę w małe Myszki Mickey i czarne rurki. Co jakiś czas podskakiwała na jednej nodze. Powodowało to, że jej krótko przystrzyżone, pudrowo różowe włosy falowały na wietrze. Wyraźnie była we wspaniałym humorze. Skrócono jej lekcje i właśnie wracała do domu. Przystanęła, gdy zobaczyła chłopaka. Przez chwilę mierzyła go wzrokiem, po czym jej ciekawskim natura przejęła górę - podskoczyła do niego na jednej nodze i bez skrępowania spytała:
- Hej, jesteś tu nowy?
   Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wcześniej go widziała, a kojarzyła tu dużo ludzi.
- Można tak powiedzieć - odpowiedział cicho od niechcenia, nie patrząc na nią.
   Dziewczyna zdjęła plecak i przysiadła się.
- Jestem Christen. A ty?
- Toby.
- Gdzie mieszkasz?
   Machnął ręką w kierunku swojego domu. Nie miał najmniejszej ochoty na rozmowę z dzieckiem.
- Nie zauważyłam, żeby ktoś się wprowadzał. - powiedziała, z zaskoczeniem patrząc na wskazane miejsce.
- Przyjechałem do... ojca. - To słowo ledwo przeszło mu przez gardło.
- A kto to?
   Nie odpowiedział. Dziewczyna nie dała jednak za wygraną. Pomyślała chwilę i postanowiła zgadywać.
- Pan Rogers? Tak?
   Kiwnął głową.
- Mama coś w domu mówiła. Ale ja jak zwykle nie słuchałam. - Zachichotała - A... czemu nie chodzisz do szkoły? Bo nie chodzisz, prawda?
- Bo nie mogę.
- Czemu?
- Mam swoje powody - powiedział tonem, od którego większość rozmówców zaniechałaby dalszej konwersacji. Christen okazała się tą nieszczęsną mniejszością.
- OK. Nie chcesz mówić to nie. Tu jest naprawdę super szkoła. I nauczyciele mili...
   Nie słuchał jej. Znowu to odczuł. Nie chciał. Nie teraz! Raptownie prawa ręka niekontrolowanie zaczęła mu się trząść. Złapał ją drugą i spróbował powstrzymać drgania.
- Co ci jest? - spytała zaniepokojona Christen, robiąc wielkie oczy.
- Nic. - Odparł, starając się wyrównać oddech.
- Przecież widzę!
   Westchnął ze zbolałą miną. Przyczepiła się jak rzep do psiego ogona.
- Zespół Tourette'a. Zadowolona? - Warknął.
- Oj... Przepraszam, nie powinnam była pytać - powiedziała ze skruchą. - Teraz rozumiem, dlaczego nie chodzisz do szkoły. To pewnie musiałoby być dla ciebie kłopotliwe.
- Słyszałaś o niej? - spytał szczerze zdziwiony. Jeszcze się nie zdarzyło, aby ktoś z poza rodziny wiedział, czym tak naprawdę ona jest.
- Tak... Lubię medycynę. Kiedyś zostanę lekarzem - odparła, uśmiechając się dumnie.
- Hm, jasne. Ile masz lat?
- Czternaście. A ty?
- Siedemnaście.
- Oj. Coś tak mi się wydawało, że jesteś znacznie starszy. To nic. Nadal możemy się zaprzyjaźnić.
- Ta.
   To zaczęło go bawić. Czemu ona ciągle się uśmiecha? Choć musiał przed sobą przyznać, że młoda przestała już go irytować.
- A rodzeństwo masz?
   To pytanie sprawiło, że spowrotem spochmurniał.
- Tak. Nie. Znaczy miałem. Siostrę.
- Nie żyje?
- Zginęła.
   Zamilkli. Christen poczuła się głupio.
- A gdybym... - zaczęła nieśmiało. - ...gdybym ja została twoją siostrą?
   Spojrzał na nią zaskoczony.
- Ty?
- N-no... Ja też nie mam rodzeństwa. Powiedziałam coś głupiego?
   Uśmiechnął się. Nikt nie zastąpi miejsca tej prawdziwej siostry. Ale co będzie się tłumaczył.
- Żebyś wiedziała jak bardzo. - Odpowiedział, ale widząc jej wystraszona minę dodał. - Możesz spróbować się w nią bawić. Chociaż wątpię, aby na dłuższą metę ci się spodobało.
   Dziewczyna uśmiechnęła się do niego triumfalnie, ukazując szereg białych zebów. Aż tak się cieszyła?
  Od tej pory Christen i Toby spotykali się codziennie, gdy tylko wracała ze szkoły. Lubili ze sobą rozmawiać. On cenił sobie w nowej siostrzyczce otwartość i radość z życia, którą często go zarażała. Natomiast ona uwielbiała braciszka za wrażliwość i cierpliwość do niej. Spotykali się u Christen albo w okolicach jej domu. Ojciec Toby'ego lubił wypić i bywał bardzo agresywny wobec syna, dlatego unikali go jak ognia. Dobrze ukrywali swoją przyjaźń, jednak skończyła się ona równie szybko, jak zaczęła. Toby i jego ojciec zginęli. Był pożar, przyjechały wszystkie służby ratownicze. O tym wydarzeniu mówili nawet w telewizji. Jego matka po tym wszystkim wyprowadziła się z domu męża. Christen przez pewien okres nie mogła dojść do siebie. Strasznie przeżywała tę tragedię. Ale trzeba żyć. Musiała zacząć normalnie funkcjonować. Brat na pewno by tego chciał.

Brat // Creepypasta FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz