Poznajmy się od nowa

2.2K 136 6
                                    

-Toby! - Christen uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Chodź ze mną. Muszę wyjaśnić ci co nieco.
Podszedł do niej i ruchem dłoni zachęcił do wstania.
- Ale ja właśnie... - Próbowała mu wyjaśnić, że została już poproszona o rozmowę.
- Ty to masz wyczucie sytuacji - prychnął Masky.
- Christeeen - ponaglił ją Toby, zupełnie ignorując kolegę.
- Już. Wybaczcie. - Zrobiła przepraszającą minę i wstała.
- Nie ma sprawy, potem porozmawiamy. - Hoodie starał się utrzymać między nimi spokój.
Toby zaprowadził ją do kuchni. Usiedli naprzeciwko siebie przy stole.
- Rozmawiałem z Operatorem - zaczął. - Niedługo wezwie cię do siebie.
- Chwila, wyjaśnij im najpierw, kim jest ten cały Operator.
- Racja, przecież nic o nim nie wiesz. To w pewnym sensie... nasz szef, o, to chyba dobre określenie. Jest dla nas jak ojciec. Dba o nas, a wzamian oczekuje jedynie, abyśmy dla niego pracowali. Wiem, może to dla ciebie dziwne brzmi, ale z czasem zrozumiesz.
- Co masz na myśli?
- Cóż, wyznacza nam różne zadania, które musimy wykonywać. Tylko tyle. Mam nadzieję, że się go nie przestraszysz.
- Czemu?
- Nie ma twarzy... niedługo sama zobaczysz.
- Jak to?
- Nie wiem. Po prostu tak wygląda. To tak jakby zabrać z niej wszystko, zszyć i wygładzić. No, coś takiego, hehe...
Dziewczyna nie mogła pojąć tego wszystkiego. Opis Operatora brzmiał makabrycznie, jak jakiejś postaci z horroru. Zastanowiło ją, czy ten człowiek nie mógł być ofiarą jakiegoś wypadku. W końcu brak twarzy nie był czymś normalnym.
- Toby?
- Tak?
- Przyszedłeś tu zabrudzony krwią. Dlaczego?
- Wiesz - Sppuścił głowę. - to dotyczy tych zadań.
- Jesteście mafią?! - Poderwała się z krzesła, powiedziawszy pierwszą myśl, jaka przyszła jej do głowy.
- Spokojnie. Nic z tych rzeczy.
- To o co chodzi?
- Usiądź. Nasz szef obserwuje wielu ludzi. Jest dobry w przewidywaniu. Gdy widzi, że dana osoba nie spełnia określonych kryterii, wysyła nas, byśmy zrobili z nią, że tak powiem, porządek.
- To znaczy?
- Przecież wiesz...
Niebo zwaliło się jej na głowę.
- Zabijacie.
Widząc jej minę, zaniepokoił się. Nie chciał, by się go bała. Złapał ją za dłoń.
- Chris, ty to zrozumiesz. To z czasem... Znajdziesz w tym sens. Siostrzyczko? Błagam, nie patrz tak.
Wyrwała mu dłoń.
- Nie byłeś taki - powiedziała z wyrzutem.
- A pamiętasz, jaki? - Patrzył na nią poważnie. - Uważasz, że byłem lepszy? Wiesz, czemu zabiłem ojca? Bo zrozumiałem, na czym świat stoi. On zrujnował życie mojej rodzinie. Przez niego cierpieliśmy. Naprawiłem to. Wyzwoliłem mamę. Moja siostra tego chciała. Teraz jej dusza jest spokojna.
- O-o czym ty mówisz?
- Operator wiedział, jakie jest moje przeznaczenie. Pomógł mi to wszystko zrozumieć.
- To jakiś potwór!
- Uratował cię! Zawdzięczasz mu życie. Zresztą ja też. Myślę też, że przypadłaś mu do gustu.
   Dziewczyna wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. To było coraz dziwniejsze.
- Nie w tym sensie! Może inaczej... docenił twoje wnętrze.
- Niby jak? Przecież mnie nie zna!
- Nie wiem. Ale mogło tak być.
   Christen była zdruzgotana. Jej brat mordercą. I ten miły Brian. Jak to możliwe?
- Nie rozumiem. Wszystkiego.
- Masz czas.
   Milczenie jest jedną z najcięższych do wytrzymania rzeczy.
- Ładnie ci w tych ciuchach. - Toby zmienił temat.
- Ech, dziękuję, są wygodne. Do kogo należą?
- A, mieszkała kiedyś z nami taka jedna, na pewno nie miałaby nic przeciwko, że je nałożyłaś. Jak chcesz, możesz je sobie wziąć.
  Pokręciła głową. Co to to nie.
- Chris, nawet nie wiesz, jak tęskniłem.
Pomimo złości poczuła miłe ciepło, wypełniające jej serduszko. Taką iskierkę nadziei, że nie wszystko się zmieniło.
- Ja też. Pamiętam, jak był ten cały pożar. Bałam się o ciebie. Policjant wyprowadził twoją mamę z domu. Była zapłakana, krzyczała coś. A potem, gdy cię nie znaleźli...
   Przerwała. Te straszne wspomnienia były zbyt okropne, by o nich mówić.
- Aż tak cię to zmartwiło?
   Kiwnęła głową.
- Nie wiedziałem, że tak bardzo mnie lubiłaś.
- To się nie zmieniło.
- A więc, pomimo tego co wiesz, nadal mi ufasz?
- Nie wiem, lecz co byś nie zrobił, zawsze będziesz moim kochanym braciszkiem.
    Toby miał ochotę skakać pod sufit. Nie uciekła, nie biła, nie krzyczała, nie płakała. Kochanym braciszkiem...
- A ty moją wspaniałą siostrzyczką.
   Uśmiechnęła się.
- Baranek?
   Baranek polegał na tym, że lekko stukali się wierzchami głowy jak baranki. Wpadli na to podczas ucieczki przed dzielinicowym... głupia historia. Dawno i nie prawda.
   Toby złapał się za czoło.
- Co tak słabo? - Christen zachichotała.
- To nie to... Operator cię wzywa. Idziemy.
   Zaprowadził ją przed drzwi pokoju, którego jeszcze nie widziała.
- To tutaj. I proszę, choćbyś nie wiem jak była zdziwiona, nie okazuj tego. Nie myśl o tym.
- Dobrze - powiedziała nieco trzęsącym się głosem. Bała się tego, co mogło ją czekać za drzwiami. Dodatkowo biła od nich dziwna, tajnicza aura.
   Chłopak pokazał jej uniesiony kciuk i odszedł. Dziewczyna wzięła głeboki wdech i niepewnie zapukała. Czułas się, jakby własnie wkraczała do gabinetu dentystycznego. Czysty strach i obawa.
~ Proszę. - Usłyszała, jakby w swojej głowie.
   Weszła do środka. Pokój był czymś w rodzaju biura. Ciemno zielone ściany, lakierowane szafki zapełnione książkami, czerwone lampy i kilka doniczek z palmowatymi roślinami. Pośrodku stało masywne biurko. Siedział za nim wysoki mężczyzna w garniturze. Tak jak mówił Toby, nie miał twarzy i uszu. Pomimo tego nie wyglądał zbyt przerażająco. I umiał zdobić dobre wrażenie.
- D-dzień dobry - przywitała się, zamykając drzwi.
~ Witaj. Usiądź, proszę. - Wskazał fotel naprzeciwko siebie.
- Dziękuję.
   ,,Mówi bez ust. Niesamowite." - pomyślała.
~ Uwierz, to nic nadzwyczajnego.
- Czyta pan w myślach?
~ Można to tak nazwać. Wybacz, robiłem to na tobie już wcześniej. Wiem, że się obawiasz, ale nie ma czego. Lubisz herbatę, prawda?
- Uhm, tak.
~ Proszę, napij się. - Przysunął jej filiżankę.
   Z szeroko otwartymi oczami wzięła naczynie.
- Dziękuję. Także za ratunek.
~ Masz szczęście, że byłem w pobliżu. Zazwyczaj nie pomagam przypadkowym ludziom, ale wyczułem w tobie coś z Toby'ego.
- Toby'ego?
~ Otóż to. Znacie się od dawna, więc nic w tym dziwnego.
- Proszę pana?
~ Tak?
- Czym się zajmujecie? Toby próbował mi wytłumaczyć, ale niezbyt zrozumiałam.
   Poprawił czerwony krawat.
~ Jak wiadomo, na świecie są różni ludzie. Dobrzy i źli. Każdy na swój sposób. Jednak spośród tych złych nie każdy otrzyma należytą karę za swoje czyny. Czasami trzeba im ją wyznaczyć. Niektórych należy natomiast chronić przed zrobieniem rzeczy, o których nie powinni nawet myśleć. Zawsze z początku ostrzegam daną osobę i obserwuję ją. Czasami daję jej nawet szansę na dołączenie do mnie. Jeśli nie zauważę zmian, wysyłam do niej chłopców. A wtedy wiesz, co się dzieje.
- Ale... to jest przecież okrutne.
~ Naprawdę tak uważasz? Myślisz, że lepiej by było, gdyby pozwoliło się tej osobie zrobić to, co złe? Czy to było by w porządku?
- No... Ale przecież...
~ Jeśli natomiast zginie, to lepiej dla niej. Nie zrobi życiowego błędu i będzie miała czystsze sumienie. Stanie się tak zwanym męczennikiem, co daje jej łatwiejszą drogę do nieba, jeśli nawiązać do religii. Tak moja droga, Bóg istnieje. W takiej lub innej formie.
- Uhm, ale Bóg zakazał zabijać.
~ Trzeba umieć czytać między wierszami. Wiem, martwisz się, że chłopcy robią coś okropnego. Jest w tym tyle prawdy, co jedno ziarnko piasku na plaży w Miami. Naprawdę. Pij herbatę, bo będzie zimna.
- Dobrze. Jeśli można spytać, kim pan właściwie jest?
~ To dosyć trudne pytanie, sam nie znam pełnej odpowiedzi na nie. Tak, rymuję. - Pomimo braku jego twarzy Christen miała wrażenie, że się uśmiechnął. - Nazywam się Slenderman. - Zrobił przerwę. - Twarz to najpiękniejsza część ciała człowieka. Wyraża jego humor, ukazuje wnętrze, a jednocześnie skrywa to, czego nie chce ukazać umysł. Ja straciłem ją za karę.
   Znowu sprawdzał jej myśli. ,,Ciekawe, całkiem jak telepatia ".
~ Można to tak nazwać. Teraz skupmy się na tobie. Jak wiesz, Toby rozmawiał ze mną. Bał się, że cię zabiję. - Roześmiał się. - Cóż, z początku brałem to pod uwagę. Jednak wiele dla niego znaczysz, a wbrew pozorom mam uczucia. Mamy dwa wyjścia dla ciebie. Albo zostaniesz z nami, niewykluczone, że na zawsze, albo odeślę cię do domu. Tyle, że w drugim przypadku musiałabyś zapomnieć o Toby'm i reszcie, w tym mnie.
- Dobrze rozumiem? - Uniosła się w fotelu.
~ Tak.
- Ale, dlaczego?
~ Mam swoje powody. Musisz wybrać. Masz czas do jutra. Wiem, że to bardzo szybko, ale nie można tracić czasu. Jeśli zechcesz wrócić, musi nastąpić to jak najszybciej. Rozumiesz?
- Tak - powiedziała cicho.
~ Dobrze. Możesz wrócić do chłopców. I przemyśl to.
- Tak. Dziękuję za herbatę.
~ Proszę bardzo.
   Ciężko wstała i wyszła. Oparła się o drzwi i westchnęła. Nie lubiła podejmować decyzji. A ta, miała zadecydować o reszcie jej życia. Gdyby można było później cofnąć czas... W razie problemów. Niestety nie da się tak.
- I jak było?
   Otworzyła oczy. Toby opierał się o przeciwległą ścianę i patrzył na nią poważnie. Czyli wiedział o wszystkim.
- Nie wiem co robić.
    Podszedł i oparł dłoń na jej ramieniu.
- To ma być tylko i wyłącznie twoja decyzja. Wierzę, że podejmiesz właściwą. A teraz nie smutaj. Pójdziemy do chłopaków i opowiesz nam, co słychać na świecie. OK? - Puścił do niej oczko.
- OK. - Uśmiechnęła się słabo.
   W salonie cierpliwie czekali na nich Hoodie i Masky.

Brat // Creepypasta FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz