Pierwszy dzień

98 5 2
                                    

Dźwięk budzika, czemu go tak nienawidzimy? Znacie to uczucie, gdy słodko śpicie... A TU NAGLE "BIBIBI"... wyłączyłem głośnego szatana i z powrotem rzuciłem się na łóżko. Była równo 7. Yh, zwaliłem na ziemię jedną nogę, za ciosem poszła i druga. Zlazłem po schodach, co było nie lada wyzwaniem-cały zawaliłem go wczoraj moimi torbami. Co dziwnie, wszyscy już wstali, chcieli się pożegnać. Jako, że i tak już zaspałem pośpieszyłem się z tym, po kilkunastu minutach (NIEOGARNIĘTY) siedziałem w aucie...jeszcze tylko dwie godziny.
No, jestem pod moim nowym domem. Zaraz potem pani Jadzia (taka typowa woźna, wydaje się spoko) odprowadza mnie do mojego apartamentu. Nie powiem, były tam luksusy: dwa łóżka (będę miał współlokatora hyhy), dwa biurka, dwie szafy itd. z niezłym widokiem na Odrę. Gdy mamcia z tatkiem już wyszli, ja walnąłem się na łóżko... było tak cicho, usnąłem.
Przebudziłem się... to bardziej było jakbym umarł i byl w niebie, ale nie umarłem i nadal leżałem na łóżku. Twardym. Ta, teraz to zauważyłem. Jednak to wszystko nie zaburzyło tego, co widział. To był on. Współlokator. Już wiedziałem, że świetnie będzie mi się z nim mieszkało. Przede mną stał blondyn z niebieskimi oczami, wysportowany, wysoki. Zauważył, że się na niego lampkie, zresztą, nawet nie starałem się tego ukryć.
-Woho, królewicz powstał z martwych!-powiedział sarkastycznie ze szczerym uśmiechem (bardzo ładnym btw).
-Tsaaa... dawno tu jesteś?
-Pff, ze dwie godziny! Bałem się cokolwiek poczynić ("poczynić" fajnie zaakcentował) aby królewicza obudzić- znów zrobił ten uśmiech, którego słodkość można porównać ze słodyczą Nutelli, kakao i... nie wiem... czekolady razem wziętej. Podał mi rękę, przywitał
-Znasz może Wrocław?- tak, to zabrzmiało jakby mi proponował wspólne wyjście.
-Jasne, że tak- powiedziałem "zalotnie" niczym kura bez łba, co on najwyraźniej zrozumiał, bo się zarumienił. Stanął w drzwiach i:
-Idziesz?- tu był groźny, niczym mały, rudy kot. Cóż zrobić? Buty na nogi i po chwili.... nie, nie, nie zakochaliśmy się w sobie, po prostu żarliśmy pizze z hut'a w dominikańskiej, bo ładny widok. Rozmowa się kleiła... on jest całkiem spoko,  chyba mam przyjaciela. Mimo to z wyznaniem o mojej orientacji poczekam. Kto wie, może on też jest, hmm?

Jak Zmienić Życie-poradnik Dla OpornychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz