Rodzina kontra życie

68 3 8
                                    


-Jak możesz tak czynić?!

-To niedorzeczne!

-Nie ma możliwości, abyśmy wyrazili na to zgodę!

...

-Jak widzicie znowu jestem górą, nie potrzebuję żadnej waszej zgody-powiedział do siebie. Było już późno. Niestety musiał wrócić do domu. Miał bardzo prosty plan: wejść, zabrać wszystkie potrzebne mu rzeczy i wyjść. Nie będzie to jednak takie łatwe. Na pewno go szukają. Co jak co, ale to wyjawieniu swoich zamiarów, rodzice nagle zaczęci się nim interesować. Nie mieli za chwilę obecną za dużo do mówienia. Dostał się. Jedynie teraz musieliby się dostać do cesarza i sami mu powiedzieć, że nie i on jeszcze dodatkowo musiał się zgodzić. A, że Barodius zajęty był wojną, to raczej małe były ich szanse. Co do tego nie miał wątpliwości nikt. Miał ochotę triumfalnie wkroczyć do mieszkania, oznajmiając wszem i wobec, że nie rządzą nim już żadne zasady tego domu, wiedział jednak, że jest nadal w wielu rzeczach zależny od tej parki, która w tym momencie siedziała sobie na kanapie i wymyślała sposoby, aby jakoś to wszystko odkręcić. Długo przed siedział w parku i rozmyślał nad swoją obecną sytuacją. Niedługo rozpoczną się treningi, a on nie będzie w domu... Tym przeklętym domu. Sprawiało mu to nie małą radość, ale jednocześnie się bał. Bał się, że jednak uda im się. Że będzie mu siał wrócić. Wręcz go to przerażało. Tak jak wszystko w jego dotychczasowym życiu: jego bezsensowność, brak jakiegokolwiek celu oprócz władzy, brak miłości, mówienie, że wszystko jest dobrze dopóki oni mają głos, czy samo myślenie, że to właśnie ich rodzina jest tymi najwspanialszymi, że nawet sam cesarz może się schować. Bał się, że on też się kiedyś taki stanie. Miał szansę, aby zmienić wszystko, ale jeden fałszywy ruch i wszystko zniknie, a on znowu zamknięty za bramami swego domu będzie musiał znosić powolne i bolesne dni bezsensownej egzystencji w świecie, który nie pozwala mu być takim jak on by chciał być.

Im bliżej był domu, tym bardziej chciał wycofać, jednak nie robił tego. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał zmierzyć się z nimi i wolał mieć już to za sobą niż użerać się jeszcze długo.

Stanął przed bramą. Jeszcze chwilę się wahał, po czym zadzwonił. Strażnik oczywiście mu otworzył, po czym zaczął zadawać podstawowe pytania: kim jest, czego chce itp. On za to milczał. Kiedy wreszcie mentalnie był gotowy żeby porozmawiać z swoimi rodzicami, ściągnął z palca pierścień rodowy, dał bez słowa strażnikowi i ruszył dalej. Nie słyszał już za sobą żadnych dźwięków. Słyszał tylko swoje serce. To było teraz dla niego najważniejsze. Szedł przed siebie nie zważając na nic. Przekroczył próg wejściowy i od razu obleciało go mnóstwo służących. Wykonał teatralny gest, który rozproszył wszystkich zebranych i powędrował na górę, w stronę swojego pokoju. Nikt ani nic nie stawało ju teraz na drodze. Zdawał sobie sprawę z tego, że ktoś już powiadomił jego rodziców, o tym, że się pojawił. Inaczej nie mógłby powiedzieć, że jest już w domu. Torba już na niego czekała, dokładniej tam, gdzie ją pozostawił. Domyślił sie, ze żadne z jego rodziców nie pofatyguje się, aby zajrzeć tutaj, no i miał rację. Otworzył swoją garderobę. Szybkim ruchem odsunął galowe płaszcze i koszule, i powędrował w stronę "normalniejszych" ubrań. Pakował je, nawet nie zważając, że wypadałoby je złożyć, po prostu chciał jak najszybciej opuścić to miejsce. Gdy zasuwał zamek, przeszedł mu po karku niemiły prąd. Wielokrotnie doświadczył tego na "zawodach" i najczęściej zwiastowało to kłopoty. NIe miał wątpliwości, że tym razem nie jet inaczej. Wyszedł z garderoby i zobaczył, że jakaś dziewczyna na niego czeka. Obrzucił ją tylko beznamiętnym wzrokiem i poszedł przed siebie na dół. Drżenie nie ustawało i nie wiedział już, czy to przeczucie, czy po prostu już mu się to wydaje. Zobaczył schody. Były tutaj zapalone lampki co oznaczało, że już tu są. Ta badziewna ozdóbka to życzenie jego matki i nie miał co do słuszności swojej racji, najmniejszej wątpliwości.

Tak z innej stronyWhere stories live. Discover now