Will stąpał po ulicy pokrytej miękkim śniegiem. Zima zbliżała się wielkimi krokami, w końcu niedługo zaczynał się grudzień. Wcześniej nie zwracał uwagi na pogodę, ale teraz dziwił się, że śnieg spadł tak szybko. Zazwyczaj święta spędzali bez białego puchu. Święta. Grudzień był blisko, a każdemu z tą porą roku kojarzy się Wigilia. Niestety, z czego mógł cieszyć się Will, gdy po mieście biegał seryjny morderca? Było ich dwóch, ale instynkt Grahama dał o sobie znać i udało mu się złapać jednego z nich. A może to od początku był tylko jeden?
xxx
Frederick Chilton zaparkował swój samochód nieopodal opustoszałej już restauracji. Światła samochodowe, które niegdyś rzucały się na ściany budynku, zgasły wraz z silnikiem. Poprawiwszy swój garnitur, Chilton wysiadł i z lekkim hukiem zamknął drzwi. Nikt nie wiedział dlaczego i gdzie jest. Prawie nikt. Pewna osoba, która napisała mu w smsie adres miejsca, w którym przesiaduje, była tą jedyną osobą, która miała jakąkolwiek wiedzę o poczynaniach Fredericka. Zaspany Chilton wszedł do środka. Zdjął z siebie marynarkę, ale nie powiesił jej na stojący przy wejściu wieszak. Restauracja była pusta, jedynie przy stole siedział mężczyzna, a na końcu lokalu stała oparta o bar kelnerka w fartuszku i paliła papierosa, z niewielkim zainteresowaniem przyglądając się nowoprzybyłemu gościu. Frederick spojrzał w prawo. Mężczyzna ze zwieszoną głową siedział przy oknie. Przed nim stała pusta szklanka po piwie.
- Cześć. - Frederick usiadł naprzeciwko niego.
Mężczyzna podniósł głowę i kiwnął, jak gdyby siedział tu i czekał właśnie na to powitanie. Potem głowa znów mu opadła.
- Szukaliśmy cię. Byliśmy u ciebie w domu.
- Znaleźliście mnie? - mężczyzna powiedział to obojętnie, bez uśmiechu.
- Nie wiem. A jesteś w domu, Will? - Chilton kiwnął głową w stronę pustej szklanki.
Wzruszył ramionami.
- Nie sądzę, żeby Jackowi udało się znaleźć jakieś dowody świadczące o tym, że to ty dopuściłeś się zbrodni.
- Nie sądzę, żeby istniała potrzeba przeciwstawiania się mu. - mówił wciąż z opuszczoną głową.
- Sugerujesz coś?
- Nie jestem taki czysty, panie Chilton.
Czarnowłosy mężczyzna wzdrygnął się, gdy usłyszał sposób, w jaki nazwał go siedzący przed nim agent FBI. -
Ale z pewnością nie zabiłeś tych dwóch mężczyzn i ciężarnej kobiety.
- Trzech mężczyzn... - Will podparł głowę na dłoniach. - Nie zapominajmy o ręce Maxa Premona, kuzyna Val. - pociągnął nosem. - Nie sądzę, żeby przeżył.
Frederick zacisnął usta i spojrzał przez okno. Biały śnieg wręcz świecił pod światłem rzuconym przez lampę, a ulica była pusta, jakby każdy samochód został wykasowany z tego świata. Potarł palcami skronie i wziął głęboki wdech, żeby się uspokoić nim zacznie mówić.
- Jesteś jednym, wielkim pesymistą, Will. - starał się, aby jego głos brzmiał spokojnie, lecz na marne. - Nawet jeśli jesteś pijany, to wszystko dla ciebie nie ma sensu.
- Nie mów tak. Jest pewien człowiek, który według mnie ma sens i jest mi potrzebny do życia pod względem optymistycznym.
- Nie mówię o tym. - Chilton świdrował wzrokiem pustą szklankę. - Ktoś chce, żebyś siedział w więzieniu do końca życia, a ty ot tak podajesz mu nadgarstki, aby cię zakuł, nawet jeśli jesteś niewinny? Co się z tobą dzieje?
- Zabiłem Kennetha. - szepnął, a potem poczuł na sobie wzrok Chiltona. - Zabiłem go, ponieważ Valerie oraz Jeremy to była jego sprawka. Pozostaje jeszcze ktoś, kto zamordował Jerry'ego.
- To niemożliwe... - Możliwe, Fredericku. Jestem jak... maszyna do zabijania. Po Kennethu zająłem się jednym z ludzi z Alv-
- Nie mówię o tym. Kenneth nie mógł ich zabić.
- Dlaczego? - Will uniósł w górę dwa palce wołając kelnerkę. - Myślisz, że jeśli jest bezdomny, to nie może być niebezpieczny?
- Kenneth cierpiał na bezsenność oraz somnambulizm. - na chwilę się wyciszył, gdy Graham zamawiał większą ilość piwa. - Ten człowiek był w stanie zapaść w tak głęboki sen, że mógłbyś go zawieźć do... do Rzymu, a on by się nie obudził. Dopiero nazajutrz, zdałby sobie sprawę gdzie jest i myślałby, że sam tam przyjechał.
- Chcesz więc powiedzieć, że ktoś mógłby go wrobić?
- Tak! Tak, dokładnie to chcę powiedzieć.
- To nie zmienia faktu, że niedługo będę w więzieniu.
- Wiesz, że na to nie pozwolę.
Will wzruszył ramionami i opuszkami palców delikatnie pogłaskał pustą szklankę. Był dość pijany; jeszcze wcześniej pił wino w domu Hannibala. Frederickowi więc zostało czekać w ciszy aż ten skończy swoje niedawno zamówione piwo i dopiero wtedy zabierze go do domu. A jutrzejszym dniem Graham powinien zająć się na trzeźwo.
xxx
Krótkie, bo przejściówka ;).
أنت تقرأ
[HANNIGRAM] ✘ Beautiful Crime ✘
قصص الهواة- Jesteśmy jak dwie planety - Will przyglądał się rozjaśniającym niebo gwiazdom. - A wokół same gwiazdy - dr Lecter usiadł obok, spoglądając na jego twarz. - Czemu zamiast toczyć walkę.. nie pooglądamy ich wspólnie? Graham budzi się w szpitalu, j...