Chapter 18.

3.1K 268 99
                                    

Okrutna, zła i podła...jak zrobić mi to mogła?”


Przymknęłam powieki i uniosłam głowę, by móc delektować się ciepłem, którym promienie słoneczne, muskały moją twarz. Tkwiłam na ławeczce, pośrodku jakiegoś parku. Dookoła było zielono, bardzo uroczo i właściwie niezwykle cicho, ale odnosiłam wrażenie, że tutaj wszystko takowe było. Dzieci bawiły się na pobliskim placu zabaw, ich opiekunowie czuwali nad nimi, wdając się w rozmowy między sobą. Sielski i rodzinny klimat. Grupy nastolatków i nie tylko rozsiadały się tu i ówdzie, ciesząc się pogodą i wolnym czasem. Niektórzy grali freesbie, inni jeździli na rolkach, a co poniektórzy, a właściwie znajomi Adriena rozgrywali mecz piłki nożnej.

Atmosfera od śniadania zdawała się gęstnieć coraz bardziej, a nawet na tyle, że Chrysander porzucił swoją pozę śmieszka, przestał komentować mój domniemany ślub. Najwyraźniej i do niego dotarło, że humor Adriena uległ zniszczeniu, właściwie miałam pewność, że ciemnowłosy walczył z chęcią przywalenia w coś. I, gdy w moim wypadku była to twarz ojczyma, to Nikosto dziwnym trafem wkurzał się na Sebastiana. Jakby on był winien temu, że Edoardo stracił resztki rozsądku.

Oczywiście, miałam nadzieję, że blondyn nie da się, i nie będzie z uporem maniaka wierzył, we właściwość praktyk niczym ze Średniowiecza.

Nikt już teraz nie planował ślubów, nie w Europie! Jęknęłam cicho na tę myśl i skupiłam wzrok na boisku, gdzie grupa mężczyzn właśnie biegała za piłką. Połowa z nich grała bez koszulek, co zdawało się mieć kluczowy wpływ na to, że dookoła zbierały się małe grupki kobiet. Nie mogłam zaprzeczyć, było na czym oko zawiesić.

Umięśnieni, przystojni faceci w akcji. Każdy ruch wyraźnie akcentujący ich mięśnie, czy zacięte wyrazy twarzy, które sugerowały, że z pozoru błahe rozgrywki, to jednak nieustanna walka. Trochę mnie to bawiło, ta ich chęć rywalizacji, ale podobno taka była ich natura. Mieszkańcy Włoch piłkę traktowali bardzo poważnie, w roli grających, jak i kibiców.

Aktualnie jeden z zawodników leżał, zwijając się z bólu. Trzymał się za kostkę, a reszta go otaczała. Ktoś coś krzyczał, ktoś energicznie wymachiwał rękami, jakby to co najmniej Ronaldo padł na murawę. W całym moim rozdrażnieniu nie zauważyłam, co się stało? Najpewniej ktoś go sfaulował, ale przecież byli kumplami, więc nie była to celowa zagrywka.

Wpatrywałam się w nich i czekałam na ciąg dalszy. Po kilku minutach poszkodowany został wręcz zaciągnięty poza linię boiska przez swoją drużynę, gdzie miał odpoczywać. Nie podobało mu się to. Wcale, a ja mu się nie dziwiłam. Sama wykłócałabym się dłużej, o przywilej próby grania. Z drugiej strony może ból był zbyt ogromny?

— Samira! — jeden z zawodników, prawdopodobnie Enzo, o ile mnie pamięć nie myliła, ruszył w moim kierunku, machając ręką, jakby chciał zwrócić moją uwagę na siebie.

Był na tyle głośny, że nie miałam z tym problemu. Zresztą w oficjalnym zamiarze miałam śledzić cały mecz. Przesunęłam wzrokiem po jego ciele, ale dość szybko zatrzymałam oczy na jego twarzy. Uśmiechnęłam się lekko, widząc jego uśmiech. Wyglądał jak typowy Włoch, jak większa część zebranych tutaj mężczyzn, a mimo to w jego aparycji brakowało mi czegoś, co mogłoby przykuć moją uwagę tak jak do Adriena. Nie rozumiałam, jak działało serce, ale zdecydowanie to przez nie Nikosto zdawał się ideałem.

— Samira! — powtórzył i stanął obok, opierając dłonie na swoich bokach. — Blondas twierdzi, że potrafisz grać, a nam brakuje zawodnika, więc pomyśleliśmy... — nerwowo podrapał się po głowie, jakby dokończenie tego zdania sprawiało mu zbyt duży kłopot.

— Chcesz, bym z wami zagrała? — uniosłam sceptycznie jedną z brwi i przekrzywiłam głowę.

Uśmiechnęłam się pobłażliwie, ponieważ zdecydowanie nie tego się spodziewałam. Widziałam również, że kilku jego kolegów nam się przygląda.

Your moveWhere stories live. Discover now