Przestępowałem z nogi na nogę, coraz bardziej się denerwując. Miałem odzyskać dzisiaj telefon, ale czułem dziwny niepokój i lęk. Bałem się, chociaż sam nie wiem czego.
Spojrzałem na wyświetlacz telefonu, chcąc sprawdzić godzinę. Było pięć po szesnastej.
Jęknąłem niezadowolony, odchylając lekko głowę do tyłu. Gdzie ona jest?
— Hyungwon? — usłyszałem po swojej prawej stronie. Spojrzałem tam, a moim oczom ukazała się niska szatynka, o oczach ciemnych, jak węgliki.
— Ty pewnie jesteś Minji, prawda? — zapytałem, chowając ręce do kieszeni bluzy. Dziewczyna pokiwała energicznie głową, następnie sięgając do swojej torby.
— Proszę, oddaję — powiedziała, wyciągając przed siebie jakiś pakunek.
— Może wejdziemy do środka? — rzuciłem, wskazując ruchem głowy na kawiarnię. Minji zadarła głowę do góry, by móc spojrzeć mi w oczy.
— Wybacz, ale nie mogę. Mam pewną sprawę do załatwienia. Może innym razem — odpowiedziała, ściskając czubek swojego nosa. — W środku masz telefon. Naładowałam w nim baterię, bo była już na skraju wyczerpania — dodała, pocierając swoje ręce.
— Naprawdę ci dziękuję. Nawet nie wiesz, jak bardzo ten telefon jest dla mnie ważny — mruknąłem, wpatrując się w pakunek.
— Uwierz Hyungwonnie, wiem, jak bardzo jest on dla ciebie ważny — odparła, lekko się uśmiechając. Spojrzałem na nią pytająco, marszcząc czoło. Ta tylko wzruszyła ramionami, otulając się szczelniej chustką.
— Mam nadzieję, że przeszłość nie przejmie władzy nad teraźniejszością. Do zobaczenia, Hyungwonnie — rzuciła na odchodne, odwracając się na pięcie i podążając w kierunku, skąd przyszła.Stałem oszołomiony, zaciskając w ręce pakunek. Ona wygląda tak znajomo.