Rozdział VI

2.1K 163 0
                                    

Zanim zrobiłem wszystko, co sobie zaplanowałem, wybiła już osiemnasta.
Hm już późno. Chyba trochę zgubiłem rachubę czasu.

Wyłączyłem leniwie komputer, przeciągając się i wstałem, chcąc rozprostować swoje kości.
- Wszystko mnie boli. - jęknął, rozprostowując plecy. - Za długo siedziałem przy komputerze. Chwilę się jeszcze poprzeciągałem.
Gdy było już w porządku, zaburczało mi nierzyjemnie w brzuchu.
Wypadałoby coś zjeść.

Spojrzałem w kierunku drzwi i ruszyłem ku nim powolnym krokiem. Wyszedłem cicho z pokoju i upewniłem się, czy  wszyscy aby przypadkiem są już w swoich pokojach.
Gdy byłem już całkowicie pewien, zszedłem spokojnie na dół, cicho stąpając po schodach. Nie chcę natknąć się na moje wujostwo. Nie potrzeba mi kłótni na noc przed snem.

W salonie natknąłem się tylko na Kroha, który spokojnie spał sobie w najlepsze na kanapie. Jak mnie usłyszał, podniósł swój łeb i zastrzygł wesoło uszami. Podszedłem do niego z uśmiechem i pogłaskałem go czule. On z ufnością wtulił łeb w moją rękę, domagając się dalszego głaskania. W momencie, gdy skończyłem go głaskać, położył się znów spać, układając się wygodnie na poduszkach, a ja poszedłem do kuchni.

Wszedłem do pomieszczenia i o dziwo ujrzałem bardzo miłą niespodziankę. Mama siedziała przy stole, a na mim stał niewielki torcik. Podszedłem do niej szczęśliwy, nie spodziewając się tego.
- Wszystkiego najlepszego syneczku z okazji osiemnastych urodzin.- Mówiła to wilgotnym głosem, a później po jej policzku ku mojemu zaskoczeniu spłynęła łza.
- Dziękuję, mamo.- przytuliłem ją mocno.
Chwilę tak postaliśmy, a gdy mnie puściła zdmuchnąłem świeczki i ukroiłem dwa kawałki tortu.

Zjedliśmy je w miłej atmosferze, rozmawiając i śmiejąc się. O dwudziestej mama poczuła się już zmęczona i poszła spać. W końcu musiała jutro iść do pracy. Ja także stwierdziłem, że pójdę już do siebie.
Wczłapałem się po schodach i wszedłem do swojego pokoju. Od razu skierowałem się do szafy i wziąłem pierwsze lepsze ubrania do spania. Szare dresy i czarną koszulkę. Ruszyłem w stronę czarnych drzwi niedaleko regału na książki. Otworzyłem je i wszedłem.

Moja prywatna łazienka była średniej wielkości. Ściany i podłoga były wyłożone białymi kafelkami. Po lewej stronie od wejścia stała jasnobrązowa szafka z kilkoma ręcznikami. Tam położyłem swoje ubrania. Obok niej znajdowała się toaleta. Po prawej od wejścia była szafka z umywalką. Na wprost od drzwi była wielka, biała wanna. Tuż za nią stała ciemnobrązowa szafka z kilkoma kosmetykami. Nad szafką widniało okno z brązową roletą.

Nalałem wody do wanny, szybko się rozebrałem i do niej wszedłem, rozkoszując się przyjemnym ciepłem.
Mógłbym godzinami leżeć w wodzie. Zawsze mnie to relaksowało. Mama się zawsze śmiała, że siedzę w łazience dłużej niż ona.
Po pół godziny umyłem się i wyszedłem z wanny.
Ubrałem się i odświeżony wróciłem do pokoju, lecz coś mi tu nie grało.

Na łóżku leżała wielka, szara książka. Nigdy w życiu jej nie widziałem w domu, ani nawet na strychu. Podszedłem ostrożnie do łóżka i wziąłem ją delikatnie na ręce, by jej nie uszkodzić doszczętnie. Była dziwnie lekka jak na swoją wielkość. Na okładce widniał jakiś napis, lecz nie mogłem go odczytać.
Zmarszczyłem brwi, z ostrożnością przecierając ze skupieniem palcami złotawy napis na okładce.
Czekajcie... Podobny napis jest na moim pierścieniu!

Otworzyłem ją czym prędzej na pierwszej stronie i wtedy książka nieoczekiwanie rozbłysła, oślepiając mnie na moment. Dziwne światło ogarnęło cały mój pokój, wręcz go zalewając.
A ja czułem się z każdą chwilą coraz słabiej. Nogi zrobiły się miękkie jak z waty, a powieki stały się ciężkie jak ołów, aż w końcu osunąłem się ciężko na podłogę, zamiast światła widząc mrok.
Zemdlałem.

Symbol MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz