Rozdział LVII

1K 86 21
                                    

- Ten chłopak....-zrobił pauzę, jakby szukając odpowiednich słów.- On...umiera. Nie przeżyje następnych kilku godzin.
- Co?!- obejrzałem się na Kiriala, który ciężko oddychając, patrzył się w naszą stronę.
Odwróciłem się spanikowany do kapitana zwiadowców i spojrzałem na niego błagalnie.
- Proszę pomóżcie mu! Powiedzcie, że jest jakiś sposób, aby go uratować!
- Jest, ale musimy jechać do naszej wioski.-odpowiedział mi szatyn blizną o imieniu Leil.
- Pomożemy wam.-stwierdził dowódca i wskazał moich przyjaciół swoim ludziom.

Moi towarzysze opuścili broń i szybko chwycili swoje rzeczy.
Czwórka jeźdźców podjechała do nich i wzięła ich na swoje siodła płynnymi ruchami.
Jaszczurka Adillena niespodziewanie wyszła z torby druida skoczyła na chłopaka ,dosiadającego konia.
Misha, jeśli dobrze pamiętam, prawie spadł z konia, na ten niespodziewany atak.
No, wielce odważny jest.
Eliar zerwał się od Kiry i podbiegł do jednego z białych zwierząt, na którym siedział Silver wraz z jakimś rudzielcem.
Kolejna dwójka zwiadowców podjechała do Kiriala i próbowała go podnieść, lecz chimera odstraszyła ich mocnym rykiem.
Obaj od razu wyciągnęli miecze i osłonili się przed zwierzęciem. Od strony bestii doszedł mnie przeciągły syk, a dokładniej od strony wężowego ogona.
- Czy to jest chimera?!- pisnął jakiś chłopak, będący na końcu orszaku.- To niesamowite!!- prawie skakał w siodle. - Który z was jest jego towarzyszem?-doszło mnie ponownie jego pytanie, ale je zignorowałem i podbiegłem do zdenerwowanego zwierzęcia.

Stanąłem między nim i Kirialem, a żołnierzami i spojrzałem na niego zdecydowanie.
- Ravental, uspokój się! Oni chcą pomóc.
Bestia na mój głos schyliła głowę skrószona.
- Wybacz.- zamruczała.
Obróciłem się do stojących za mną w dalszym ciągu zwiadowców.
- Odłóżcie broń.
Obaj niechętnie wykonali polecenie, widząc mój srogi wzrok.
- Kirial, pojedziesz na Ravenie, dobrze?-zapytałem, klękając przed rannym demonem.
- Ok.-odparł bardzo blady.
Wyciągnąłem do niego rękę i objąłem go w pasie, delikatnie go podnosząc do pozycji stojącej. Jego głowa opadła mi ciężko na ramię. Oparł się swoim ciałem na mnie, a ja ostrożnie pomogłem mu wejść na chimerę, która wstała z piachu.
Gdy demon leżał już bezpiecznie na miękkim grzbiecie, spojrzałem na dowódcę, który od razu przemówił.
- Czy twoja chimera jest wstanie dotrzymać naszym koniom kroku?
- Oczywiście.-odpowiedziałem pewnie.
- Dobrze. Wsiadaj na konia.-kiwnął głową na swoje siodło.
- Mam inny plan, który wreszcie mogę wcielić w życie.

Nie czekając na jego jaką kolwiek reakcję ,uwolniłem swoje prawdziwe oblicze.
Długie, czarne włosy przysłoniły mi widok, uwalniając się z gumki. Uśmiechnąłem się szeroko na przyjemne uczycie towarzyszące przy zmianie.
Machnąłem mocno skrzydłami, wzbijając tumany kurzu.
Nie zważając na zdziwione miny zwiadowców, wzbiłem się w powietrze.
Jak dobrze rozprostować skrzydła.
Wzleciałem na piętnaście metrów w górę i spojrzałem na jeźdźców.
Przywódca skinął mi głową i machną ręką. Na ten sygnał konie ruszyły, a Raven i Eliar za nimi.
Poczekałem chwilę i zapikowałem, przelatując nad ich głowami.
Widok pustyni z góry był naprawdę niesamowity.

                                 .......

Okazało się, że wioska była oddalona dość blisko, od naszego obozu.
Droga zajęła nam może z dwadzieścia minut. Oczywiście konie biegły galopem. Nie mogliśmy znarnować tak cennego czasu.

Zniżyłem lot, stabilizując go trzy metry nad głowami jeźdźców.
Na horyzoncie zaczęły się majaczyć zarysy miejsca zamieszkania patrolu.
- Spodziewałem się czegoś lepszego.-wampir nie stłumił jęku zawodu, na ten widok.
Parsknąłem śmiechem.
No cóż, osada składała się z kilkunastu dużych namiotów ustawionych na jakiejś pustyni.
Nie jest to coś wielkiego, ale im to zapewne wystarczy, a nam nic do tego.
Wylądowałem przed wszystkimi i ruszyłem przed siebie, przywracając swoje bardziej ludzkie ja.

Symbol MrokuWhere stories live. Discover now