Rozdział LXXIII - Epilog

1.5K 95 67
                                    

Pov. Isil

- Zawiodłeś mnie, synu.

Kirial tylko zmrużył niebezpiecznie oczy, patrząc na Deryta...Nie...Na swojego ojca.
Jedyne co dałem radę zrobić, to tkwić w miejscu kompletnie osłupiały, mając pobladłą twarz.
Nie. To nie mogła być prawda. - Myślałem gorączkowo.
Spojrzałem z nadzieją na Kire, ale ten odwrócił głowę przed moim spojrzeniem, wcześniej bezgłośnie tylko poruszając ustami, szepnął: Przepraszam.

Pokręciłem głową, zacieśniając uścisk szczęki.
Kolejna szpila w moje zaufanie.
Kolejne kłamstwo z ust czarnookiego.
Nie, raczej pół prawda.
Zataił przede mną, kim są jego rodzice.
Ciekawe, ile z tego, co mówił, jest prawdą?

Przeniosłem wzrok na posadzkę, a wtedy ponownie odezwał się czarnowłosy demon.
- Czyżbyś nie dowierzał? - Gdy nie odpowiedziałem, kontynuował, robiąc krok w naszą stronę. - Miałem dwójkę synów. Jednego z nich, adoptowanego, zabiłeś.
- Silfan przypuścił na mnie atak, więc zginął. Tu nie ma żadnego "ale". - Chwyciłem Dentego w mocniejszym uścisku, patrząc bez strachu w oczy stryja.
- Ale jak go zabiłeś! Jestem pod wrażeniem! - Zaśmiał się nieprzyjemnie i klasnął w dłonie.
- Nie powiem, że mnie to nie zabolało, bo to nie prawda. Chłopak miał potencjał. - mruknął już spokojniej, ściskając usta w wąską kreskę. - Nigdy nie sądziłem, że jesteś zdolny, aby zabić i to z taką zimną krwią. Magia krwi. - prychnął. - Nigdy nie sądziłem, że ktoś z naszej rodziny będzie posiadał ten dar.

- Tak, to było niespodziewane. odwróciłem się błyskawicznie w kierunku nowego głosu i wyciągnąłem głośno powietrze na widok rudej czupryny.
Wiedziałam, że gdzieś tu jest, ale tak po cichu liczyłem na to, że jednak tu nie przyjdzie.

- Ayor. - syknął Kirial, uważnie przyglądając się niemożliwie wielkiemu i lekko psychopatycznemu uśmiechowi czerwonookiego maga, stojącego tuż przy ukrytych drzwiach za karminową kotarą.
- Cześć, Duszku. - mruknął rudowłosy, widząc jego ostrożny wzrok na sobie. - Skąd ta agresja w twoim głosie? - Przekrzywił głowę jak kot. - Zdecydowanie wolałem to twoje zimne opanowanie. - prychnął i ruszył powoli w naszym kierunku, cicho stąpając po podłodze komnaty.
- Twoja obecność tutaj może oznaczać tylko kłopoty i jesteś nazbyt zadowolony. Co zrobiłeś? -ostatnie zdanie czarnooki wypowiedział z naciskiem, wciąż twardo patrząc na czarnego maga.
Ayor uśmiechnął się na to tylko jeszcze szerzej i wzruszył powoli ramionami.
- Nic takiego. Wypuściłem tylko moje psinki.

Otworzyłem szeroko oczy i mimowolnie wstrzymałem oddech, serce zaczęło szalenie łopotać ze strachu o swoich przyjaciół, podejrzewając, co to za "pieski".
- Ogary. - szepnąłem cicho pod nosem, ściskając jeszcze mocniej miecz, aż mi kłykcie pobielały.
- Zgadza się. Poznałeś już je, prawda? - O dziwo Ayor mnie usłyszał i założył ręce na piersi, rzucając mi kpiące spojrzenie.
- Sam je na mnie nasłałeś. - warknąłem, coraz bardziej martwiąc się o swoich bliskich.

Muszę to zakończyć jak najszybciej. Inaczej skończy się to tragicznie.
Te cholerne kundle są ogromne i z wielką radością będą dziesiątkować armię Arana.
Odwróciłem wzrok ponownie na stryja, który z rozbawieniem przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- Wciąż mówisz o pokrewieństwie, że jesteśmy rodziną... - zacząłem powoli, czując na sobie spojrzenia trzech par oczu. -... więc załatwmy to tak, jak powinna rodzina.
- Tak łatwo to nie będzie. - syknął rudowłosy i już chciał ruszyć w moim kierunku, lecz błyskawicznie pojawił się obok niego Kirial, przyciskając ostrze swojego ostrza do jego bladej szyi.
- Nigdzie nie pójdziesz. - warknął, a jego czarne oczy zwęziły się jeszcze bardziej. - To ciebie nie dotyczy. Zostajesz tutaj.

Spłynęła na mnie niewielka ulga i delikatne szczęście, przysłuchując się temu.
Czyżby był jednak po mojej stronie?
Czy może jednak nie chce, by ktoś przeszkadzał w rozgromieniu mnie przez jego ojca?
Miałem jednak cichą nadzieję, że jednak nie straciłem tu jedynego wsparcia prócz Dewosa, który walczy gdzieś tam w holu.

Symbol MrokuWhere stories live. Discover now