rozdział XXIII

2.2K 161 18
                                    

czy to ty jesteś moim aniołem?
obiecaj mi podzielić mą drogę
nigdy więcej niż nie chce żyć tutaj sam
między prawdą a Bogiem
czy to ty jesteś moim aniołem?
byliśmy źli ale więcej nie mogę

W objęciach trzymam śpiącą Weronikę. Przyglądam się jej z uśmiechem na twarzy. Wygląda tak uroczo, kiedy śpi. Mógłbym oglądać to cały czas. Chciałbym mieć ją przy sobie. Ona sprawiła, że odkryłem w sobie ludzkie uczucia. Przy niej zło nie istnieje. Nie istnieje okrutny świat, który cały mnie pożarł. Może moje serce da się jeszcze naprawić?
Weronika się budzi. Zaglądam w jej dobre oczy.
- Dzień dobry - szepczę jej w pachnące włosy. Uśmiecha się niewinnie.
- Która godzina?
- Dziewiąta.
- Zamknąłeś drzwi - zauważa sennym głosem.
- Było strasznie zimno - śmieję się.
- Wciąż nie jesteś chłopakiem dla mnie? - wtula się w moją klatkę piersiową.
- Wystarczy to, że ty jesteś dziewczyną dla mnie - mruczę z łobuzerskim uśmiechem.

-------------------------

Schodzę na dół do kuchni. Ku mojemu zdziwieniu, mama nie jest jeszcze w pracy.
- Mamo... - nie kryję zaskoczenia.
- Co ci tak mina zrzedła na mój widok? - pyta między jednym a drugim łykiem kawy.
- Wydaje ci się - uśmiecham się do niej.
- A dlaczego się tak cieszysz?
- On u mnie jest - oznajmiam jednym tchem. Mama od razu rozumie, bierze głęboki wdech.
- W porządku. Zejdźcie na śniadanie.
To nie jest zły pomysł. Idę z powrotem do siebie, Adam jest już ubrany.
- Mama jest w domu - informuję obojętnie. - Zejdziesz na śniadanie?
- Wera - patrzy błagalnie. - To zły pomysł.
- Dlaczego? - unoszę brew do góry usiadłszy obok niego.
- Nie przygotowałem się psychicznie - wyszczerza zęby.
- Ty twardzielu - dźgam go palcem w bok. - Zjesz ze mną śniadanie i koniec.
- Brzmi jak rozkaz - spogląda na mnie zadziornie.
- Nie tylko brzmi - chichoczę. - To jest rozkaz.
- Nie jestem przyzwyczajony do rozkazów.
- Zacznij się przyzwyczajać - uśmiecham się do niego. Ten wzdycha ciężko.
- Nadal się zastanawiam.
- Robię najlepszą jajecznicę na świecie - oznajmiam uroczyście.
- Przekonałaś mnie. Chodźmy - śmieje się Adam. Z zadowoleniem prowadzę go do kuchni. Jednocześnie jestem pełna obaw.
Po pierwsze, Adam jest trochę starszy.
Po drugie, widać, jaki to typ.
Po trzecie, blizny po nożu czy innych ciosach nie ułatwiają mu sytuacji.
Mama odkłada gazetę i lustruje wzrokiem mojego ukochanego.
- To Adam - przedstawiam nieśmiało.
- Dzień dobry - wita go chłodno. Widać, nie jest zbyt szczęśliwa.
- Dzień dobry - odpowiada pewnie Adam. Uśmiecham się pod nosem i zabieram za przygotowanie śniadania.
- Niespodziewana wizyta - stwierdza po chwili ironicznie moja rodzicielka.
- Może się pani przyzwyczaić.
- Napijesz się kawy czy herbaty? - przerywam szybko, mimo że zrobiło mi się ciepło na sercu. Nie chcę żeby się kłócili.
Na szczęście mama wychodzi do pracy, a my mamy cały dom dla siebie. Jemy wspólne śniadanie. Cudownie jest patrzeć na niego i wiedzieć, że już nie odejdzie. Że jest bezpieczny, bo jest ze mną. Tak powinno być zawsze. Czuję się tak idealnie: mam przy sobie właśnie jego. Czyli to tak wygląda szczęście.
Po zjedzeniu śniadania przenosimy się do salonu. Siadam wygodnie na sofie, aczkolwiem Adam od razu bierze mnie na kolana.
- Chyba masz nieźle z taką mamuśką - zaczyna rozmowę z uśmiechem na twarzy.
- Nie jest najgorzej. Jest trochę nadopiekuńcza, ale to po śmierci Konrada.
- Konrada? Jakiego Konrada?
Milczę chwilę.
- Twój ojciec? - zgaduje Adam.
- Nie, mój ojciec zwiał zaraz po tym wydarzeniu - zaciskam palce na jego szyi. Zielone tęczówki wpatrują się we mnie z zainteresowaniem.
- Brat?
- Tak.
- Co się stało? Jeśli mogę wiedzieć.
Pewnie, że możesz. Możesz wszystko.
- Miał jakieś dwadzieścia lat. Ja miałam wtedy czternaście - przełykam ślinę. - Zmarł w skutek obrażeń po pobiciu.
- Pobiciu? - powtarza wyraźnie zaintrygowany.
- Jakiś skurwesyn napadł go nożem razem z trzema innymi. Ogólnie wplątał się w złe towarzystwo, wiesz, chyba mafia.
Zapada obustronne milczenie. Adam przyciska mnie do siebie bardzo mocno. Obejmuję go czule.
- To okropne. Współczuję ci.
- Dlatego nie chcę, żebyś ty... Ty taki był. Nie chcę cię stracić.
Znów milczenie. Adam złącza nasze wargi w pocałunku. Odrywam się od niego z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Wiesz, gdzie jeszcze się nie kochałam a zawsze o tym marzyłam?
- Gdzie? - przygryza rozbawiony wargę.
- Pod prysznicem.
- Czas wziąć prysznic! - oświadcza wesoło, bierze mnie na ręce i pod moim poleceniem kieruje się w stronę łazienki.

-------------------------------

Cztery godziny później odmawiam Lesiowi wypadu na jakiś napad na kolesia. Myślę tylko o Weronice. Ciężko mi to przechodzi przez myśl, ale cholera, ja ją kocham.
Nigdy dotąd nie kochałem nikogo prócz siebie: w moim życiu nie było kobiety na poważnie. Nigdy nie działo się tak, że miałem ochotę robić rzeczy dobre. Tym razem tak jest.
Bardzo dziwne uczucie - kochać kogoś.
Stoję przed lustrem i obiecuję sobie, że tego nie schrzanię. Nie mogę.

_______
Sentymentalnie, spokojnie i szczęśliwie :)
Takie uspokojenie akcji. Weronika z Adamem chyba naprawdę do siebie pasują! Co myślicie?

Piękna i bestiaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora