rozdział XXV

1.9K 153 25
                                    

nie można wyleczyć każdej tęsknoty
ale można nauczyć się nią żyć


Nie próbuję dzwonić do Weroniki, ponieważ wiem, że nawet nie odbierze. Być może już zdążyła usunąć mój numer, wymazać z pamięci wspólne chwile, nauczyła się nie myśleć o mnie tak jak ja myślę o niej każdej nocy. Teraz żałuję, że wyjawiłem jej prawdę, sądziłem, że to prawda zardzewiała. Jestem kretynem i mówię to z ręką na piersi.
Tak czy siak, życie leci.
Imprezy, napady, bójki, groźby, handel, koledzy. To wszystko wróciło. Ale nie tęskniłem za tym życiem. Nadal duszę się w tym mieszkaniu, aczkolwiek nie wyjadę. Nie teraz kiedy znów mam w planie rozmówić się z kolesiem, który oszukiwał nas na ilościach amfetaminy.
Wciągam kolejną kreskę, czysta spływa w gardle i wcale nie zmywa żalu. Czasu nie da się cofnąć. Brutalnych błędów nie da się naprawić. Zbyt dużo grzechów popełniłem, więc nie zasługuję na szczęście. Nawet na jeden szczęśliwy dzień, na jeden uśmiech jej ust, na jakiekolwiek zainteresowanie moją osobą.
Spluwam.
Po alkoholu robię się marudny.

----------------------------------

Matura i po maturze. Trzeba się podnieść i iść dalej.
Łatwo mówić.
Nie umiem przestać o nim myśleć. Każdej nocy pod powiekami wspominam jego uśmiech, nieco sztuczny czasami, a jednak taki uroczy. Jego gesty, blizny, kontur miękkich ust.
Jednocześnie wyobrażam sobie krzywdę, jaką zadał mojemu bratu. Jak bardzo cierpiał przez niego Konrad? Dlaczego teraz ja zakochuję się akurat w kimś takim? Dlaczego spotykam go na swojej drodze? Jaki to ma cel?
Podobno nic nie dzieje się bez powodu i uparcie w to wierzę, ale ciężko jest nazywać coś takiego przeznaczeniem. No bo czy zabójca mojego brata mógłby być mi przeznaczony? Gwiazdy chyba się pomyliły.
Namawiam cudem moją mamę, aby nie szła na policję w związku z całą tą sprawą. Oni i tak nic nie zrobią. Minęło tyle czasu!
Pierwszy raz w życiu smutki zatapiam w alkoholu. Wlewam w siebie kolejny kieliszek, łapie mnie senność. To za mało. Nie mogę znaleźć ukojenia. Nie dają mi go ramiona mamy, Uli, Patryka. Mam wstręt do ludzi, do siebie również. Nie hamuję się przed robieniem sobie krzywdy, niestety, po tym także nie czuję ulgi.
Wzdycham.
Ulgę może dać mi tylko czas.

Tak mija kwiecień, przychodzi przepiękny maj. Ciekawe, czy Adam wyjechał. Czy próbuje być dobrym człowiekiem. Mam nadzieję...
Ostatnio słabo się czuję. Siedzę z Ulą pod parasolem, pijemy mrożoną kawę zamówioną w pobliskiej budce.
- Jak się trzymasz? - pyta Ula obserwując mnie uważnie.
- Tak jak wyglądam.
- Czyli nie jest najgorzej. Wera, nie wierzę, że to się stało naprawdę.
- Przestań - odwracam lekceważąco wzrok.
- Wiesz, mimo wszystko cieszę się że przez to przeszłaś. Wyobrażam sobie jak było ci ciężko.
Nie odpowiadam. Robi mi się słabo. Ten cholerny stres mnie wykończy. Świetnie, że mam wakacje.
- Wszystko w porządku? Jesteś strasznie blada - zauważa przyjaciółka z troską w głosie.
- Niedobrze mi - krzywię się i wypijam kolejny łyk zimnej kawy.
- Dlaczego?
- Pewnie przez stres - oznajmiam słabym głosem.
- Żebyś tylko nie była w ciąży - mówi bardziej żartobliwie niż poważnie Ula. Początkowo uśmiecham się pod nosem. Dopiero gdy wracam do domu zastanawiam się chwilę.
Cholera.
Spóźnia mi się okres.
Po chwili oddycham z ulgą - to także może być spowodowane stresem. W aptece trzy ulice dalej (tak dla bezpieczeństwa, żeby nikt mnie nie poznał) kupuję test ciążowy.
Wychodzę z apteki i chcę zamówić taksówkę, kiedy ktoś mnie zaczepia.
- Wera! Cześć! - szczerzy się.
- Lesio - witam go z niespodziewanym chłodem w głosie.
- Zniknęłaś nam, co się stało? - pyta kumpel Adama.
- Tak wyszło - wzruszam obojętnie ramionami. W środku się jednak gotuję. On też mógł brać w tym udział.
- Wpadnij do nas kiedyś. Adam pewnie tęskni.
- Adam? To on nie wyjechał?
- Ależ skąd! Wrócił do nas ze zdwojonymi siłami - śmieje się. - Taki z niego cwaniak teraz. Nie poznałabyś.
- Pewnie masz rację - uśmiecham się smutno. - Muszę lecieć.
- No jasne, trzymaj się!
Wzmianka o Adamie ponownie mnie przybiła. Wracam do domu i dzwonię do Uli. Informuję ją, że zamierzam zrobić test ciążowy.
Strasznie się denerwuję, więc potrzebuję jej wsparcia. Od razu do mnie przychodzi i czeka pod drzwiami łazienki na wynik.
Prawie mdleję, kiedy widzę dwie kreski.

Piękna i bestiaWhere stories live. Discover now