Rozdział 12

1.4K 203 16
                                    

 Dziewczynka odgarnęła jasny loczek i rozejrzała się czujnie po okolicy. Nigdzie nie widziała stworzeń - nazywała je "hienowilkami" - które pojawiły się w mieście wraz z jej bratem. Na samą myśl o Billu Sofia poczuła smutek, ale nie miała teraz czasu płakać. Musiała działać. Postanowiła wyprodukować pył, który przeniósłby ją do świata gwiazd i przemówić pewnemu chłopakowi do rozsądku. Dziewczynka naprawdę nie rozumiała tego, jak ktoś mógł zaufać granatowowłosej okrutnicy. Niemniej w pewnym stopniu rozumiała Dippera - chłopak myślał, że został zdradzony i dlatego uległ słowom Hijo. Teraz jednak dziewczynka w błękitnej sukience musiała interweniować. Odtworzyła jeszcze raz w myślach rozmowę, jaką przed laty odbyła ze Gwiazdą Zmian.


- Wszystkiego najlepszego. 

Śmiechom i rozmowom nie było końca. Sofia roziskrzonym wzrokiem patrzyła na twarze innych gwiazd, a później spojrzała na Hijo. Kobieta jak zwykle obdarzyła ją znudzonym spojrzeniem i teleportowała się do swojego ogrodu. Nie brała udziału w przyjęciu urodzinowym. Dziewczynka na chwilę zmarkotniała, ale po chwili poczuła jakiś ciężar na swoim ramieniu. Odchyliła głowę i obdarzyła uśmiechem jasnowłosego.

- Jak tam?

- Dobrze. Mam do ciebie pytanie. - Spojrzała na niego poważnie. - Skąd wytrzasnąłeś ten pył?

- Ukradłem wróżkom.

Blondynka lustrowała jego twarz, niepewna, czy wierzyć jego słowom. Widząc jej zamyśloną i poważną minę Bill najpierw parsknął krótkim śmiechem, a później zaczął jej tłumaczyć. Okazało się, że sam go wyprodukował. Gdy zapytała go o składniki, odpowiedział...

- Łzy węża, oddech pustyni i bogaty uśmiech - wymamrotała do siebie dziewczynka, kręcąc głową. Równie dobrze mogłaby zacząć szukać Nibylandii.

Niby jak miała znaleźć te trzy składniki? Mimo wszystko chciała spróbować. Nie zamierzała  siedzieć z założonymi rękami i czekać na cud. Ostatni raz spojrzała na dom i pobiegła przed siebie, gotowa do działania.

***

Tymczasem Dipper bawił się najlepiej na świecie. Kochał ogród i wszystkie piękne, niespotykane nigdzie indziej rośliny. Kochał Hijo, piękną i uprzejmą kobietę, cudowną królową wszystkich gwiazd. Dłoń poruszała się szybko i zdecydowanie, a na każde jego skinienie kwiaty przechylały się w odpowiednie strony. Gdy klasnął zmieniały kolor, a gdy mrugnął zaczynały wirować. Były na każdy jego rozkaz, mógł samodzielnie formować ich kształty i kolory. Nie tylko zresztą kwiaty; chłopak w tym świecie mógł zrobić wszystko... Naprawdę wszystko, czego zapragnął! Zażyczył sobie psa - małego, uroczego pieska. Zawsze o nim marzył. Hijo podarowała mu go.

Był brązowy i puchaty, i uwielbiał Dippera - a on uwielbiał go. Wspiął się na jego kolana i zaczął piszczeć, domagając się pieszczot. Nastolatek spełnił jego prośbę i nagle usłyszał kroki. Wiedział, kto zmierza w jego kierunku. W końcu nie było tu nikogo oprócz niego i niej. Uniósł głowę i obdarzył ją szerokim uśmiechem, a ciepło w jego oczach było doskonale widoczne.

Hijo zaśmiała się w duchu, widząc to kompletne oddanie.

- Podoba ci się tu? - zadała swoje codzienne pytanie głosem słodszym niż miód. Brunet skinął głową i odrzekł:

- Tak, Hijo. Naprawdę, jestem szczęśliwy.

- Nic już nie słyszysz? Żadnych dziwnych głosów? - spytała, uważnie patrząc na jego twarz.

- Nie, już nic. Nic więcej nie słyszę. - Uśmiech nie schodził z twarzy Dippera. Jego dłonie poruszały się po ciele psa równym, niezachwianym rytmem. Najpierw nieproporcjonalna głowa, później puszysty grzbiet, a na samym końcu zabawny, merdający ogon. Hijo patrzyła na niego przez chwilę z zagadkowym uśmiechem na swojej lalczynej twarzy.

- Wiesz, że gdybyś chciał mogłabym oddać ci część władzy - powiedziała nagle. Uniesiona dłoń nagle zamarła, a oczy chłopaka rozszerzyły się.

- Oddać mi...?

- Tak. Każda królowa potrzebuje króla. Oddałabym ci część władzy, a ty byłbyś wszechpotężny. Co ty na to? - spojrzała spod rzęs na bruneta. Ten zagryzł wargi, walcząc z myślami.

- Daj mi... Daj mi się zastanowić.

- Daję ci czas do jutra - odpowiedziała sucho i odeszła.

A w jego głowie rozpętała się istna burza myśli. 

***



Krążył. Przemieszczał się po całej pustyni jak niespokojny wicher. Węże były tuż za nim, gotowe na wszystko. Nie zdziwiły się, gdy najpierw po jego policzku spłynęła ciemna łza. Nie przestraszyły się, gdy nagle sprowadził deszcz meteorów. Zareagowały dopiero, gdy upadł bezsilnie na kolana i trzymał się za serce. Oddychał spokojnie i płytko, a jego usta drżały od powstrzymywanego wrzasku. Nie rozumiał, co się z nim działo. Dlaczego zabił tych wszystkich ludzi? Dlaczego czuł taki ból na samą myśl o gatunku ludzkim?

A później sobie przypomniał. Podobizna wybranego stanęła przed oczami jego wyobraźni i była jak policzek - szybki, gwałtowny. Niechciany. Chciał zawyć po raz kolejny, chciał zniszczyć cały świat. Przecież skoro on cierpiał, to wszyscy inni także musieli...!

Nie. Nie, nie miał racji. Jego cierpienie było niczym i nie miała prawa decydować o losie innych. To nie była wina ludzi. To nie była niczyja wina.

 - Mylisz się... To wina gwiazd... - syczały gady, a on rozumiał ich mowę.

Kręcił jednak głową, aż w końcu zniecierpliwione zwierzęta odpełzły. Nie miały zamiaru służyć komuś takiemu. Został więc sam i bił się ze swoimi myślami - tak samo jak Dipper gdzieś tam, pośród gwiazd. Chociaż tyle ich łączyło.

Dwa przeznaczone sobie serca zostały rozdzielone. Jedno serce żyło w ułudzie szczęścia, drugie w ogromie cierpienia. Człowiek i gwiazda. Nierealna miłość.

Ale jednak... mimo wszystko...

Miłość.

***

Bogowie... Nie.

Boże... Nie!

Kim... kimkolwiek jesteś...

Zwróć mi go. On... Ja...

Wypowiem wojnę komu trzeba. Zrobię wszystko.

Tylko... Niech on wróci. Ja... potrzebuję go.

Więc proszę...



Star Of Changes /billdip/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz