6. jowisz.

637 106 3
                                    

- Nie jestem pewna, ale życie gdzieś po drodze nabrało takiego rozpędu, że nie potrafię nawet powiedzieć kiedy dokładnie to się stało - zaczynam gdy tylko słyszę pierwsze pytanie odnośnie mojego samopoczucia z ostatniego tygodnia.
Nie należało do tych 'lepszych' i zdecydowanie nie było zaliczane także do grupy najgorszych. To prawie tak, jakby opisać moją osobę. Nie należałam do porażek życiowych, ale także nie byłam sukcesem Boga. Z resztą aby nim być trzeba w niego wierzyć. A to już zupełnie inna sprawa.
- Jesteś szczęśliwa?
Prawdopodobnie to najgorsze pytanie jakie mogłabym usłyszeć.
Nie jestem pewna jakiej odpowiedzi powinnam udzielić. Wiem, że chciałby usłyszeć twierdzenie, że chciałby wiedzieć, że naprawdę jestem szczęśliwa i w jakiś sposób, mały pierwiastek mojej osoby polubił swoje własne życie, ale tak nie jest.
- Myślę, że nie. W końcu biorę pod uwagę fakt, że to Luke jest od lat, niezmiennie moją definicją szczęścia. Szeroko pojętą. A ponieważ nie udało mi się go spotkać, przytulić w tym roku nie mogę nazwać się osobą szczęśliwą - mówię kończąc swoją wypowiedź spleceniem palcy dłoni.
- Rok się jeszcze nie skończył, Carah - zastrzega psycholog a ja kiwam nieznacznie głową.
- Ale to niczego nie zmienia. Nie spotkam go dziś jak wyjde stąd, nie spotkam go jutro, ani za tydzień, dwa, pół roku. Jeżeli miałabym go kiedykolwiek spotkać to pewnie stanie się to w najmniej oczekiwanym i pożądanym momencie mojego życia. Kiedyś powiedziałam, że lubię porównywać ludzi do planet. Bo choć żyjemy w społeczeństwie to i tak każdy z nas może poczuć się niewyobrażalnie samotny nawet pośród innych ludzi. Planety jak i my tworzą swojego rodzaju społeczeństwo. Zbierając się w układ słoneczny. Jeżeli któraś z samotnych planet bądź planetoid zmieniłaby swoje położenie zapewne groziłoby to poważnymi skutkami w funkcjonowaniu pozostałych. Jeżeli Luke zmieniłby zdanie z pewnością zmieniłby także cały mój świat. Już dzisiaj mogę powiedzieć, że gdybym go spotkała za kilka lat to nawet gdybym miała wspaniałą rodzinę, męża, dzieci, czego oczywiście nigdy nie chciałam to potrafiłabym to rzucić w kilka sekund dla niego. Gdyby tylko powiedział... - tutaj urywam. Przez chwilę oboje milczymy aż do momentu, w którym to Frostner znów zabiera głos.
- A gdyby zostawił Cię z niczym? Byłabyś na niego wściekła?
- Być może, ale nie...
- Co nie? - pyta mrużąc nieznacznie powieki.
- Nie przestałabym go kochać. To pytanie chciałeś zadać, prawda? - odpowiadam pytaniem i tym samym to ja zmuszam go do odpowiedzi.
- Chciałem - mówi pod nosem nieznacznie się przy tym uśmiechając. - Dlaczego? Co musiałby zrobić abyś przestała go kochać?
- Nie on. Lepszym pytaniem byłoby to, co ja musiałabym zrobić by przestać go kochać - mówię bez zastanowienia.
- Ty? Dlaczego?
- Po prostu zapytaj - mówię biorąc nieco głębszy wdech.
- Więc co musiałabyś zrobić, żeby przestać go kochać? - w końcu zadaje odpowiednie pytanie. Uśmiecham się nieznacznie i prostuję by móc na niego spojrzeć dokładniej. Jego zielone oczy wciąż śledzą każdy mój ruch. Napięta szczęka oznacza moim zdaniem, iż niecierpliwie czeka aż obdarzę go jakimkolwiek wyjaśnieniem a pozycja, w której siedzi zdecydowanie oznacza, że go zainteresowałam.
- Umrzeć. Mówią, że po śmierci nie czuje się już niczego. Osobiście raczej wierze, że rodzimy się od nowa, w innym wymiarze. Niczego nie pamiętamy, dostajemy szansę na nowe życie. Prawdopodobnie w moim będzie mniej cierpienia i zero Luke'a. Choć lubię myśleć, że w następnym życiu znów na siebie trafimy, wiedząc, że to on a nie ktoś inny pokocham go i tym razem wszystko będzie dokładnie tak, jak powinno być od samego początku - mówię spoglądając na szarą ścianę za Frostnerem.
- Do końca życia nie obdarzysz uczuciem nikogo innego? - pyta niemalże od razu po tym jak kończę swoją wypowiedź.
- Myślę, że nie. Ale ostatecznie liczy się tylko to, że kochałeś - szepczę gdy nasze spojrzenia się spotykają.
Kiedy wracam do domu znów o nim myślę. Kolejna wiadomość od Ashtona nie ma żadnego znaczenia, ponieważ w mojej chorej i pozbawionej normalności wyobraźni jest to kolejna wiadomość od Hemmingsa.
- Któregoś dnia nam się ułoży, obiecuję - szepczę patrząc w gwiazdy. W końcu mogę kolejny raz wyobrazić sobie, że patrzymy w dokładnie to samo miejsce. Gdziekolwiek by nie był.

planety ÷ hemmings.Onde histórias criam vida. Descubra agora