2. 1. ceres (bonus)

440 61 3
                                    

Szanowny Doktorze Frostner,

A oto i pierwszy wtorek mojej nieobecności. Zapyta Pan z pewnością dlaczego się nie pojawiłam. Przecież sesja była zamówiona i opłacona. Otóż muszę Panu powiedzieć, że świat rani nas o wiele bardziej dotkliwie, aniżeli można się tego po nim spodziewać.
Kiedyś obiecałam, że sama nigdy nie będę porównywała się do kogoś innego. Ale to zrobiłam, gdy Luke znalazł sobie dziewczynę i wyjechał z nią na wakacje. Zauważyłam wówczas, że dziewczynom takim jak ja znacznie trudniej jest znaleźć nie tylko przyjaciół, ale i tą jedyną miłość.
To znaczy nie, nie żebym w nią wierzyła.
Podczas gdy Luke był szczęśliwy nie tylko pierwszego wtorku mojej nieobecności, ale i drugiego i piątego... Ja postanowiłam skupić się na sobie. Zwróciłam uwagę na kogoś, kto raz na jakiś czas pojawiał się w moim świecie, ale nigdy nie zostawał na dłużej. Nie zostawiał nawet po sobie śladu. Więc robiłam co mogłam, aby chciał pozostać. Za każdym razem gdy przyjeżdżał ubierałam najlepszą sukienkę, malowałam rzęsy najlepszym tuszem i robiłam najlepszą fryzurę tylko po to, by usłyszeć z jego ust "cześć".
Nic więcej.
Ale się nie poddawałam. Próbowałam być tam gdzie on, gdy przyjeżdżał, ale to także nie przyniosło efektu. I wtedy się poddałam. Zrozumiałam, że nie każdy kogo my obdarzymy uczuciem odpowie nam tym samym. Może i Jacob nie był wyjątkowy. Może jego włosy nie były idealnie przystrzyżone, ani modnie ułożone. Może był chudzielcem, który wiecznie się garbił, ale miał piękne, błyszczące, brązowe oczy. A wie Pan jak mówią. Brązowe oczy są tylko oczyma. Dopóki nie pokochasz kogoś, kto ma brązowe oczy.
Może mi się podobał. Może i odbierało mi mowę na jego widok, ale ja prawdopodobnie nigdy nie podobałam się jemu. I nie spodobam.
Bo niektórzy ludzie, doktorze Frostner są stworzeni tylko po to, by żyć w naszych marzeniach, nie u naszego boku.
Więc z wielkim żalem, ale i ulgą poświęciłam się sobie, tylko czasem patrząc co słychać u Luke'a.
Trzymałam ich obu w marzeniach.
I wtedy go spotkałam. Słabego, ale wciąż pięknego. Umierał, więc umierała i cząstka mnie, ponieważ miłość do niego w jakiś sposób zbudowała to, kim byłam.
Nie zjawiłam się u niego więcej wbrew wszystkiemu co napisałam wcześniej. Nie potrafiłam.
Próbowałam nauczyć się rozmawiać z ludźmi i zdobyć przyjaciół, jak Pan radził. Ale na próżno. Widocznie nie nadawałam się na przyjaciółkę, nie potrafiłam rozmawiać z drugą osobą, zaciekawić ją wystarczająco, aby ze mną została. Miałam tylko znajomych. Także takich, których nie raz udawałam, że nie widzę przysłaniając się smutkiem i nie za dobrym humorem byleby z nimi nie rozmawiać.
Ale z Luke'm potrafiłam rozmawiać godzinami. Z Ashtonem również, ale go skrzywidziłam, choć uparcie twierdziłam, że nie ma sensu łamać kolejnego serca, skoro już moje jest złamane.
Ale nie mogłam tak dłużej.
Wie Pan, doktorze... Trzeciego wtorku mojej nieobecności przypomniałam sobie o szansach na szczęście z kimś, które zmarnowałam porównując każdego do Luke'a. Wspominałam wszystkich i doszłam do wniosku, że moje życie mogło wyglądać znacznie lepiej, mogło być ciekawsze. Winiłam siebie za dokonane decyzje, bo w końcu były w pełni moje.
I złamałam złożoną Panu obietnicę. Za to przepraszam.
Nie winię się za to, że pokochałam ich obu. Choć obstawiam, że Jacob to zauroczenie to lubię mówić, że go pokochałam. Dzięki nim zrozumiałam, że kocham tylko to,co odległe i tylko to, czego mieć nie mogę. Lubię być człowiekiem, który wiecznie odczuwa smutek, który nie ma powodu do radości. Lubię chować się przed światem. Lubię żyć marzeniami i w nich, chodzić po górach z Jacobem czy leniuchować z Derekiem na kanapie. Lubię też oglądać komedie z Luke'm i ściskać jego dłoń. To wystarczy mi do szczęścia.
Więc nie szukam przyjaciół. Ani miłości.
Szukam rzeczy nieosiągalnych.
Będąc jak ocean, który nigdy nie złączy się ze słońcem. Zbyt idealni dla siebie by być razem.

planety ÷ hemmings.Where stories live. Discover now