12. I was that sucker

124 6 2
                                    


Gdy w mojej głowie trwała walka pomiędzy sercem i rozumem, ja postanowiłem ją przerwać i dać sobie jeszcze troche czasu. Wiadomo, głupiec pomyślałby "Ze mną może jest inaczej, może mnie naprawde kocha".

I ja byłem takim głupcem.

Wróciłem do loży, w której siedzieli Liz, Todd i Michael. Ta loża znajdowała się na samym końcu pokoju.

Dosiadłem się, słysząc pytanie Todda "Gdzie żeś był?".

- W kiblu - odparłem, od razu zajmując się piciem piwa przez słomkę. Nawet nie spytałem co to, było dobre. Może po tym piwie i shocie w domu nie padne za szybko?

W życiu, przy Lizzy nie pozwoliłbym sobie na to.

Nie przysłuchując się, o czym rozmawiali znajomi, zamknąłem się w sobie i siedziałem jakiś czas, tak jakby mni tam nie było. Nie czułem się z tym dobrze, ale musiałem przemyśleć kilka spraw.

Jedną właściwie... Czy ja nie zamierzam się zmieniać dla Lizzy?

Nigdy nie zadawałem się z typami jak Michael i Todd, gangsterami... A teraz siedze z taką ekipą przy piwie i to tylko dlatego że jakaś panienka która być może ma mnie gdzieś zawróciła mi w głowie.

Rozmyślając nad tym przez dobre kilka minut w ciszy, postanowiłem jakoś delikatnie wypytać Liz o jej przeszłość. Nie o rzeczy które wiem, tylko o te które jeszcze bardziej chciałbym wiedzieć.

Jest nowa w mieście, więc niby skąd Michael wie na jej temat aż tyle?

Musze jakoś wyciągnąć tą dziewczyne na rozmowe w cztery oczy.

- Justin? Justin, co tak cicho siedzisz? - Przez moje myśli przebija się jej głos.

Zerkam na jej szklankę. Przez ten czas Liz wypiła więcej niż ja.

Naprawde jestem palantem skoro laska przebija mnie w piciu piwa.

- Nic, po prostu sie zamyśliłem - powiedziałem wpatrując się w jej przeszywające oczy i przygryzając wargę.

- Hej, słodki jesteś jak to robisz - pisnęła dziewczyna.

- Co? To? - spytałem i jeszcze raz przygryzłem wargę.

Lizzy zachichotała. Uwielbiałem, jak to robiła. Jej uśmiech udzielał się mi i poczułem, że zaduma zaraz mi przejdzie. Chłopaki zajęli się sobą, swoją męską gadką, ja... postanowiłem wcielić mój plan w życie.

- Liz, jak ty właściwie poznałaś tych gości? - Zadałem pytanie, pokazując głową naszych towarzyszy.

- Co? Ich? Aaa... - Dziewczyna przełożyła za ucho spadające włosy i skupiła na mnie wzrok - W pubie. Po przyjechaniu do miasta chciałam od razu sie zabawić, wiesz... I wpadłam na nich.

Jej słowa zbiły mnie odrobine z tropu, ale postanowiłem jednak nie być taki łatwowierny. Jakoś ostrzeżenie Michaela zapadło mi w pamięć.

- Szybko zawierasz znajomości - powiedziałem, kiwając głową i popijając jeszcze piwo. Było naprawde dobre. '

- Jakoś tak jest... - zachichotała, by po chwili zamilknąć i wyjąć telefon z kieszeni. Spojrzała na wyświetlacz, nie wiedząc że dokładnie obserwuje każdy jej ruch.

- Zaraz wracam - rzuciła i przepchała się obok mnie. Zniknęła na dłuższą chwilę.

Dopiero teraz, od jakiegoś czasu, Todd odezwał się do pnie po raz pierwszy.

- Zabujałeś sie, JB? - Już nie miał co powiedzieć...

Zaciskając usta w cienką linię, odwróciłem wzrok w jego stronę.

- Nie, skąd te podejrzenia? - zapytałem, robiąc dobrą minę do złej gry i uśmiechając się do chłopaka.

- Nie jesteśmy głupcami, Justin... - mruknął i upił łyk piwa. Właśnie zdałem sobie sprawe, że tylko ja pije przez słomkę.

- To dlaczego wtrącacie się w sprawy o których nie macie pojęcia? - Postanowiłem nie być takim grzecznym chłopakiem i akcentując każde słowo, rzekłem tak do Todda.

- Zastygł na chwilę, jednak dodał:

- Wyluzuj, chłopaku! Chcemy ci tylko pomóc. Odkąd tu jest zdążyła juz złamać kilka serc. Jest dobrą przyjaciółką, ale nic poza tym. Oczywiście jeśli nie chcesz sie sparzyć...

- Tak? - syknąłem - A może ja właśnie chce?

Po tych słowach gwałtownie wstałem i wyszedłem z knajpy.

Przed nią, niechcący trafiłem na Lizzy. Nie za bardzo chciałem ją już dzisiaj widzieć. Chciałem pobyć sam, po prostu.

Uśmiechając  się pod nosem, bo co innego miałem zrobić, obserwowałem jak zauważając mnie, szybko kończy rozmowę telefoniczną. Paliła fajkę i chowała telefon do kieszeni dżinsów. Nawet przy takich prostych czynnościach, miała w sobie to coś co mnie pociągało.

I jak tu sie odkochać...

- Dzwonił Ryan. Powiedziałam mu to samo co ty swojej mamie - powiedziała, śmiejąc się.

- Zajęcia dodatkowe?

- Zajęcia dodatkowe, wróce później... Takie tam. My jeszcze pewnie troche tu posiedzimy, a dlaczego ty sie zbierasz?

Robiło się już ciemno. Zbliżała się godzina 20, więc "zajęcia dodatkowe" i tak już powinny się skończyć.

- Nie umiem tak oszukiwać rodziców, nie jestem taki jak ty, nie potrafię oszukiwać i grać grzecznego tylko gdy mi to sprzyja...

Liz delikatnie się uśmiechnęła, chyba nie do końca wiedząc o co mi chodzi...

Ale ja nie miałem na myśli tylko podwójnego życia. Być może... w sprawach sercowych też udaje.

Powoli sam zaczynam w to wierzyć, choć tak naprawde nie mam podstaw. Tylko słowa Michaela.

Przed chwilą sam powiedziałem że nie jestem łatwowierny, a jednak...

- No, nie  będe cie zatrzymywać. Jak chcesz Justin... - Ostatnie słowa Lizzy powiedziała z westchnieniem. Jakby... moja obecność była jej obojętna?

Damn, przez tego Michaela zacząłem naprawde inaczej patrzeć na tą dziewczyne.

Namieszał mi w głowie, tylko tyle.

Sam już nie wiedziałem w co wierzyć, komu ufać, ni co jest prawdą... Zaczynałem gubić się w swoich podejrzeniach i nie wiedziałem, jak dalej w to grać.

- Lizzy, spotkamy sie jutro? Po szkole... we dwójke?

- Spacer po parku przy słońcu... Zapowiadali ładną pogode - Uśmiechała się do mnie w sposób, który uwielbiam.

- Jak chcesz... Możemy iść. Od razu po lekcjach, jeśli nie masz nic przeciwko - Poczułem, że naprawde potrzebuje więcej czasu. Że musze lepiej poznać Lizzy, aby wyciągnąć jakiekolwiek wnioski, miejmy nadzieje dobre dla mnie.

Lizzy chodziła w miejscu bez celu.

- Jasne, pasuje, nie mam nic przeciwko - zaśmiała się. Widać pasowały jej moje plany, bo wyrażała zainteresowanie i aprobatę...

- Fajnie, miło wiedzieć że... chcesz spędzać ze mną czas... - wypaliłem.Dopiero potem dotarło do mnie jak głupio to musiało brzmieć.

- Oj, Justin... Daj spokój - Nagle, niespodziewanie, Lizzy lekko przytuliła się do mnie. Na pożegnanie.

Niby zwykłe przyjacielskie objęcie... ale dlaczego chciałem aby to trwało?

Naprawde jestem pieprzonym głupcem, bo zawróciła mi w głowie od samego początku.


Cześć. Mam nadzieje że jeszcze to czytacie. W opowiadaniu robi sie gorąco, pojawiają sie komplikacje, ale Justin zapewne wybrnie z nich wprawną ręką :)

Wesołych świąt kochani :)




When i see your face... JB Fan FictionWhere stories live. Discover now