31. I'm falling. And i don't want her to fall with me

31 4 0
                                    


Tamtej nocy... nie wróciłem do domu. Żal do ojca ukrywałem pod skórą, jednak postanowiłem nie dać mu więcej sobą pomiatać. Wpadłem na pomysł.

Jeśli nie wrócę do domu... jeśli wogóle zauważy że mnie nie ma, czy sie zmieni? Czy odstawi flaszki i piwo? Wytrzeźwieje w końcu?

Był sobotni poranek. Obudziłem się, czując wokół zapach drewna i słysząc śpiew ptaków. Przez duże okno nad dwuosobowym łóżkiem, wpadało słońce.

Wczoraj po szkole, przyjechaliśmy z Lizzy do chatki. Znów się kochaliśmy, przy butelce wina i buchach z jointa. Zasnęliśmy przytuleni, a butelka po winie nadal stała po drugiej stronie pokoju.

Okno było uchylone, przez co do pokoju wpadał orzeźwiający chłód porannego powietrza. Leśnego, mniej zanieczyszczonego i bardzo przyjemnego, powietrza.

Lubiłem to miejsce. Ten zapach, klimat, odosobnienie. Przyjechaliśmy ttutaj tylko na weekend, ale podczas jazdy zacząłem rozmyślać, jak pięknie by było gdybyśmy z Lizzy tu zamieszkali.

Owszem, do miasta daleko. Ale, moglibyśmy pracować w domu. Otworzyć jakąś firmę i tylko sterować nią z tego domku.

Tylko, jedno ale...

Nie mam zmysłu biznesmena. Umiem tylko pakować się w kłopoty, nic więcej...

Gdy wlewałem wodę z czajnika do kubków, unosił się znad nich aromat sypanej kawy. Z cukrem i cytryną Moja mama kiedyś zrobiła taki eksperyment... I bardzo posmakowała mi kawa z cytryną.

Nucąc pod nosem "Fast Car" Tracy'ego Champmana, pokręciłem się chwilę po kuchni. Zrobiłem talerz kanapek i na paluszkach, wszedłem do naszej sypialni. Postawiłem tacę ze śniadaniem na brzegu łóżka, a sam, muskając dłonią twarz Lizzy, odgarnąłem jej włosy, szepcząc "Dzień dobry, czas wstawać..."

Wyglądała uroczo, taka zaspana. Przeciągnęła się i na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

- Dzień dobry... - odpowiedziała.

Odwzajemniłem jej uśmiech i zetknąłem nasze usta w porannym pocałunku.

Siedzieliśmy oparci o poduszki, jedząc kanapki. Panowała cisza, której nic nie zakłócało. Nie miało prawa.

W lesie jedynym hałasem może być duży podmuch wiatru, a dzisiejszy dzień aż emanuje szczęściem. Świeci słońce, odsłaniając zielone barwy krzaków i brąz kory na sosnach.

A nasze telefony - Wyłączone.

Wyłączyłem swój w czwartek, gdy zdecydowałem odciąć się na jakiś czas od rodziców. Naprawde, miałem jakąś ślepą nadzieję, że ojciec to zrozumie. Że ogarnie, jak duży błąd popełnił, uderzając mnie, kogokolwiek. I że wogóle popadł w nałóg.

Jakaś myśl w głowie podpowiadała mi, że tak nie będzie. Ile razy mama mowiła do niego "Wyprowadzę się, zabiorę Justina i więcej nas nie zobaczysz!". Nawet wtedy sie upijał, bo pogodzić się ze stratą która nigdy nie nastąpiła. Mama po prostu nie była dość silna, by d niego odejść. Jakąś cząstką serca, nadal kochała tego człowieka i żywiła taką samą nadzieje co ja.

Nadzieja matką głupców. A my jesteśmy najgłupszymi.

"Śnij dalej, Justin" odezwał się doradczy głos w mojej głowie.

Parsknąłem coś pod nosem, zamyślony. Lizzy zerknęła na mnie z ukosa.

- Coś nie tak?

- Nie, nic - Powiedziałem jej to samo, co wtedy, gdy zapytała o siniak. Nie chciałem aby wtrącała się w moje sprawy. Bo wiedziałem, że spadam. I nie chce,żeby upadła razem ze mną.

Moje problemy pociągną nas w dół i rozwalą wszystko, co zbudowaliśmy.

Dlatego, chciałem trzymać ją z daleka od mojego świata. Nie pozna moich rodziców, a przynajmniej ojca. Nigdy.

Bo ma plan, który będę chciał zrealizować.

Stojąc w malutkiej łazience, wpatrywałem się w swoje odbicie w lazienkowym lustrze. Czułem jak moje demony w środku wariują, chcąc odwieźć mnie od tej idei. Że powinienem zostawić sprawy takie jakie są i pozwolić, żeby wszystko szło swoim torem.

I pozwolić im mnie zniszczyć?

Nigdy w życiu.

Głośno przełknąłem ślinę, czując jak ogarnia mnie lekki niepokój. Zaciskając dłonie po bokach umywalki, podniosłem wzrok, by zobaczyć moje oczy. Już nie widziałem smutku, łez czy zwątpienia. Może to ironia, ale zobaczyłem wojownika. Który sie nie podda, dopóki jego ukochana nie będzie przy jego boku bezpieczna.

Liz zmywała po śniadaniu. Ja, chodząc bez koszulki, delektowałem się słońcem wpadającym do salonu. W samych skarpetkach i dżinsach wyszedłem na werandę, chcąc przekonać się jak ciepłe jest czerwcowe powietrze.

Oparłem się ramieniem o wspornik, trzymający dach nad tarasem. Nie usiadłem na jednym z foteli, tylko rozmyślałem. Trzymając w dłoni telefon, chciałem gdzieś zadzwonić.

Wybrać numer mamy, powiedzieć jak bardzo ją kocham i że wszystko sie ułoży.

Gówno prawda, nic sie nie ułoży!

Z frustracją, opadłem jednak na drewniany fotel. Schowałem telefon... Nie mogę tego zrobić.

Nie zadzwonię do niej. Zapatrzyłem się w leśny krajobraz. Słońce przedzierające sie przez korony, ściółkę i krzaki. Niektóre obwiędłe, inne dopiero rozrastające się. Ich zielone liście połyskiwały w promieniach, a ptaki dalej ćwierkały, jak głosząc że wszystko będzie dobrze.

Nie będzie.

Nie oczekiwałem od nikogo współczucia. Zawsze chciałem obdarzać swoją dobrocią innych, choć tak naprawdę nie wiem, skąd u mnie wzięło się takie przekonanie. Mama zawsze powtarzała, że jeśli dam komuś pomocną dłoń, dobro do mnie wróci.

Trwałem w zawieszeniu, pomiędzy tym co pragnąłem zrobić, a wszystkimi opcjami "Co sie stanie, gdy to zrobię". Bo, ludzie i tak będą cierpieć. Przynajmniej jedna osoba będzie zapłakana.

Ale ja chciałem spróbować.

Podniosłem się i wszedłem spowrotem do domku. Lizzy stała przy zlewie, odwrócona do mnie. Była w zwykłej koszulce na ramiączkach i moich spodenkach, które nosiłem w plecaku. Zwykle, ćwiczę w nich na zajęciach sportowych.

Położyłem głowę na jej ramieniu. Zbliżyłem usta do  ucha dziewczyny.

- Ej - zniżyłem głos - Co ty na to, żebyśmy zniknęli?

- Jak zniknęli? - zdziwiła się, przekręcając głowę w moją stronę.

- Normalnie... na zawsze. W miejscu gdzie nikt nas nie znajdzie.


Hejka.

I co myślicie o planach naszych bohaterów? Czy pomysł Justina jest słuszny? A może nie?

Rozdział pewnie za dwa dni, czekajcie cierpliwie :) D końca opowiadania zostało 9-10, jakoś tak.




When i see your face... JB Fan FictionWhere stories live. Discover now