Rozdział 8

178 6 7
                                    


Obudziłam się wtulona w coś. Poprawka: przytulona w kogoś. Nie za bardzo kojarzyłam fakty, właściwie ktoś powie mi, co się wczoraj działo? Słońce świeciło mi niemiłosiernie w oczy, skrzywiłam się jak niemowlę jedzące pierwszy raz cytrynę. Wydałam z siebie cichy pomruk niezadowolenia, po którym przebudził się Slash.

- Boże, wyłącz to.. - powiedziałam, nakrywając sobie twarz kołdrą.

- Wiesz.. to chyba byłoby trudne do wykonania. Już lepiej? - odpowiedziałam cichym 'nie'. - Violet, jak mam wyłączyć słońce?

- Nie wiem, rób co chcesz..

Musiało być stosunkowo wcześnie, bo przez cały czas leżeliśmy w łóżku, Slash chyba zasnął. Miałam uzupełnić protokoły, wysłać maile do Sony i zadzwonić do muzyków do końca tygodnia. Zaczęłam się zastanawiać, który dzisiaj jest..

- Cholera! - zerwałam się z łóżka. Od razu tego pożałowałam, bo głowa o mały włos nie wybuchnęła pod gwałtownym wpływem zmiany pozycji. Ciężko opadłam na poduszkę. - Ja pierdolę, moja głowa.. - usłyszałam cichy śmiech obok siebie. - To nie jest śmieszne, mam do wysłania papiery do Sony, a nic jeszcze nie zrobiłam. Źle mi, Boże, zabiję tych ludzi..

- Zadzwonię do nich, powiem, że się rozchorowałaś, albo.. coś się zmyśli - uśmiechnął się.

Boże, mój mózg. Czuję się, jakby ktoś odstawił piękne pogo na mojej mielonce.. Zwinęłam się w kłębek, w pozycję "zgniecionego embriona", jak to zawsze śmiała się Susan. Poczułam, jak ktoś mnie delikatnie obejmuje.

- Często ten sen wraca?

- Nie, po.. po jakimś czasie śniło mi się to wszystko coraz rzadziej.. To chyba przez te filmy.. - popatrzałam na niego.

- Może chcesz piwa? - prawdopodobnie moje oczy musiały się zaświecić, bo wybuchnął śmiechem. - Liczyłem na coś w stylu "nigdy więcej alkoholu"..

- Fuuuj, nie mów mi nawet o takich rzeczach.. - skrzywiłam się. - Która godzina?

- Gdzieś.. Za dwie godziny przyjedzie Izzy, nagrać swoje partie do "Ghost".

Wydałam z siebie przeciągłe "niee". Jak tu zrobić, żeby nie wychodzić już do końca dnia z łóżka? Sama sytuacja jest dziwna, nikt nie sypia z własnym menadżerem, tak samo menadżer nie sypia ze swoim podopiecznym.. Nawet w tym sensie. Oddałabym nerkę na czarnym rynku, żeby pozostać pod kołdrą cały dzień i udawać umierającą. W sumie nie musiałam udawać, bo pozostałości mojego mózgu były jak Czarnobyl. Z drugiej strony to było niewłaściwe. Musiałam przybrać bardzo filozoficzną minę, coś w stylu "być, albo nie być" czy inne gówno..

- O czym myślisz? - zapytał.

- Ja.. - zaczęłam. - .. Nie wiem. Chyba ktoś podeptał mi wczoraj głowę..

- No wiesz, Lucky chciał się z tobą bawić. - co? gdzie? jak? - Żartowałem. - potwór, nie dość, że umieram, to jeszcze ze mnie żartuje.. - Nie obrażaj się. - zaczął mnie łaskotać. O nie!

Mimo totalnego otumanienia związanego z niemożliwym kacem, nie pozostałam dłużna. Łaskotaliśmy się, ze śmiechu zaczęły płynąć mi łzy po policzkach. A może to było spowodowane bólem głowy? Slash usiadł na mnie i zaczął mnie łaskotać. Mogłabym teraz zastosować karate, ale mogłabym zrobić mu krzywdę, a a nie chcę robić ludziom krzywdy. Kręciłam się, by jakoś wyrwać się z tej katorgi. Zamknęłam oczy i spięłam mięśnie, starałam się jakkolwiek zignorować tortury na moim ciele. Nagle poczułam ciepłe wargi Slasha na swoich. Czym się kierowałam? Co mi nie pozwoliło, żeby to przerwać? Nie wiem, pustka. Wszystko odeszło. Usłyszałam jak otwierają się drzwi z pokoju.

Promise me, You won't let them put out your fireWhere stories live. Discover now