1. Dowiem się.

385 21 6
                                    

- Zejdź na ziemię James, jesteś sierotą. Nie masz rodziców i z twoim zachowaniem nie znajdziesz nowych. - powiedziała znienawidzona przeze mnie pani Doubt.
- Dziękuję za to, że mi to pani przypomniała - powiedziałem z udawaną wdzięcznością, a kiedy trochę odeszła, dodałem - kolejny raz w tym tygodniu.
Nazywam się James, przynajmniej tak myślę...                                                                                                          Kiedy nieco podrosłem, ludzie z sierocińca powiedzieli mi, że ten kto mnie tu przyniósł zostawił kartkę z imieniem. To jedyna rzecz jaką o mnie wiedzą, nie ma nazwisk osoby, która mnie tu zostawiła, ani moich rodziców. Było to powodem wielu kpin ze strony rówieśników. Teraz pewnie zastanawiacie się, z czego się tu śmiać, skoro oni także zostali odrzuceni. Poniekąd tak, ale oni mieli coś w akcie urodzenia, byli ,,pewniejsi'' ode mnie. Wiedzieli, że po nich ktoś może kiedyś przyjdzie i adoptuje.

Ja miałem niemal pewność, że do czasu ukończenia przeze mnie osiemnastu lat będę mieszkał w tym okropnym miejscu. Nie żebym użalał się nad sobą, nie, ale tu nikt mnie nie rozumie, zawsze byłem odludkiem. Nie miałem nigdy kolegów, kilka razy próbowałem się z kimś zaprzyjaźnić, ale zawsze zrobiłem coś co odpychało mojego niedoszłego ,, kolegę ".
Tu wszystko napawa mnie wstrętem, najgorzej było w, w wieku blisko 4 lat, jedzenie odpychało mnie tak bardzo, że brało mnie na wymioty, kiedy stawiano przede mną ziemianki czy inne tego typu produkty. Dużo gorzej się zachowywałem, kiedy dawali mi mięso, wtedy budziły się we zwierzęce instynkty.
Kilka razy warknąłem na opiekunkę, ponieważ podeszła do mnie zbyt blisko, kiedy jadłem stek.
To nie było najdziwniejsze, kiedyś jednemu chłopakowi podczas zabawy na placu zabaw, w wyniku otarcia, obficie popłynęła krew. Miałem wtedy w ręce plastikowy worek z klockami do zabawy, podstawiłem wtedy ten worek pod ręke chłopaka i trzymałem ją do czasu gdy zatamowali krwawienie.
Opiekunce powiedziałem, że nie chciałem aby krew poleciała na sprzęt na placu. Kiedy powiedziała abym wyrzucił worek do śmieci, poszedłem za budynek gdzie znajdował się kubeł, nie wyrzuciłem go. Stanąłem obok kosza, otworzyłem worek i zacząłem oblizywać każdy klocek z krwi. Niespodziewanie zza rogu wyszła jedna z Kucharek. Przestraszyłem się, bo myślałem, że doniesie o tym opiekunce i dostanę karę. Ona jednak powiedziała abym dla własnego dobra wyrzucił worek i nie robił tak nigdy więcej.
Po tym zdarzeniu, starałem trzymać się z daleka od krwi, nie było to jednak łatwe, ponieważ w sierocińcu często zdarzały się wypadki. Czułem wtedy jakby ktoś przyłapał mnie żywym ogniem, cudem udało mi się wtedy powstrzymać od moich instynktów, które nakazywały mi wtedy atakować takie osoby.

Żyłem w samotności i ciągłej rutynie aż do dnia gdy, mój bliżej nie określony wiek, stał się przeszłością. Był to dzień, w którym sierociniec odwiedził pewien lekarz, który nazywał się Carlslise Cullen. Był to człowiek o bardzo bladej cerze i złotych oczach, miał ułożone blond włosy i bardzo zadbane ubranie.
Badał dzieci, kolejno od najmłodszych do najstarszych. Kiedy zbadał wszystkich, zostałem tylko ja, bardzo zaintrygowało go to, że nie mam nazwiska i to, że nie wiem ile mam lat.
Po kilku badaniach mojego ciała i kilku pytaniach stwierdził, że mam  około 16 lat. Kiedy odchodził powiedział mi, że jeszcze się spotkamy, a ja zobaczyłem jego błysk w oczach. Nie miałem wtedy wątpliwości, że jego uśmiech i inne oznaki sympatii były kierowane do każdego dziecka, bez wyjątku.

Tak jak mówiłem, ten dzień był przełomowy, bo kilka godzin później, do sierocińca przyszło małżeństwo koło czterdziestki, którzy chcieli adoptować chłopca. Rozmawiali z kilkoma chłopakami, lecz chyba żaden z nich nie przypadł im do gustu. Kiedy podeszli do mnie, jak zawsze, gdy zrobiłem coś nie tak, pojawiła się obok mnie pani Doubt i powiedziała:
- Z tym nie warto rozmawiać, z nim są same problemy.
- Chętnie z nim porozmawiamy. - powiedziała pani Jones, była to szczupła kobieta, o miłych oczach, ciemnych włosach i nienagannym makijażu.
- Jeśli pani chce, to droga wolna, ale tracą państwo czas.

Jak możecie się domyślić, polubili mnie i godzinę później, byliśmy już w drodze do mojego nowego domu. Zapomniałem wspomnieć sierociniec, w którym mieszkałem i dom w którym będę mieszkał, mieszczą się w Forks, bardzo deszczowym miejscu. Właściwie, kiedy tu nie pada, to jest aż dziwne. Teraz też oczywiście pada.
Nie mogło to jednak zepsuć tego dnia, właściwie, to tylko poprawiło mi nastrój. Lubię deszcz, jednak czasem, gdy jakimś cudem jest ładna pogoda to nie narzekam. Ładna pogoda, to znaczy, że nie pada, lecz tutaj słońce jest właściwie rzadko spotykane, a jak już jest, to wolę siedzieć w środku.

Dom państwa Jones'ów, jest bardzo ładny, ma 5 pokojów, łazienka i kuchnia. Dostałem własny pokój z biórkiem w środku. Ściany są niebieskie, sufit biały i podłoga z paneli. Na biórku leżał czarny plecak i stos książek. Zastanawiałem się skąd wiedzieli w jakim będę wieku.
Rozmyślania przerwał mi pan Jones, powiedział on abym zszedł na kolację i położył się spać, bo jutro mam iść do nowej szkoły.

Budzik miałem nastawiony na 7:00, moich nowych ,, rodziców'', już nie było. Mieszkam blisko szkoły, więc doszedłem tam, na 10 minut, przed pierwszą lekcją, lekcją biologii.
Nie zawarłem jakiś szczególnych znajomości. Około godziny 12:00 poszedłem na stołówkę, nałożyłem sobie jedzenia i poszedłem do jedynego stolika, przy którym nikt nie siedział.
Rozglądnąłem się w okół, szukając wzrokiem, kogoś znajomego z sierocińca. Nie zobaczyłem nikogo znajomego. Mój wzrok zatrzymał się zaś na stoliku, przy którym siedziały cztery osoby. Dwie dziewczyny i dwóch chłopaków. Wszyscy wyglądali na jakieś 18 lat.
Pierwsza dziewczyna miała ciemne proste włosy, bladą twarz, chłopak obok niej taką samą bladą twarz, kasztanowe włosy. Druga para(przynajmniej tak mi się wydaje), sprawiła, że po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło. Dziewczyna miała ciemne, lekko kręcone włosy i łagodne rysy twarzy a chłopak obok niej miał śniadą twarz i czarne włosy. To co było w nich intrygujące, to to, że wszyscy byli zaskakująco piękni, twarze idealne i właściwa budowa ciała. Każdy z nich patrzył na mnie, uśmiechnąłem się do nich przyjaźnie. Wszyscy zrobili zdziwione miny, a dziewczyna w lekko kręconych włosach powiedziała, coś co usłyszałem pomimo rozmów na stołówce. Powiedziała :
- To on...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Lubię Zmierzch, więc wpadłem na taki pomysł, proszę o ocenę w komentarzach. :)

  proszę o wejście na profil mojej koleżanki :
,,Eadlyn Shreave'' (your_nice_girl), i o przeczytanie jej opowiadania: ,,skrzydła'' i o komentarz i ocenę.  

Syn ZmierzchuWhere stories live. Discover now