nine

302 66 6
                                    

Salon pogrążył się w ciemności, gdzieniegdzie jedynie oświetlały go drobne płomienie, świec, które pozostawił Luke.

Chłopak powoli usadowił się na końcu kanapy, aby mieć idealny widok na Michaela.

Biorąc w dłonie porcelanowy kubek gorącej herbaty, upił łyka, po czym wygodnie ułożył się na kanapie.

-Jesteś gotów? -zapytał z małym uśmiechem, spoglądając w stronę zielonowłosego. Michael skinął głową, podskakując w miejscu, kiedy nagle Mint zjawił się u jego boku. -Dlaczego tak się go boisz? -zachichotał, przejeżdżając dłonią po jego miękkiej sierści.

-Uwierz mi że tego także dowiesz się w tej historii -zapewnił go, naciągając na swoje dłonie rękawy ciemnej bluzy.

Sam nie wiedział dokładnie jak ma zacząć, jeszcze nigdy nie opowiadał nikomu o swoim życiu, wyjątkiem byli lekarze w szpitalu psychiatrycznym.

-Kiedy miałem pięć lat, moja matka odeszła ode mnie i mojego ojca. Nawet nie wiem czy jeszcze żyje, nie mamy z nią żadnego kontaktu, ale nawet nie chcemy.

Pozostało mi żyć u boku surowego ojca, który wykańczał mnie psychicznie. Był dla mnie często zimny i oschły. Nie dostrzegałem w nim żadnego wsparcia, zwłaszcza wtedy, kiedy z moim zdrowiem zaczęły dziać się nieciekawe rzeczy. Podobno już od urodzenia stwierdzono u mnie zaburzenia emocjonalne, które z czasem będą się rozwijać, jednak moi rodzice kompletnie to olali. Nie kupowali mi leków, nie zapisywali na żadne terapie na które powinienem chodzić.

Kiedy matka odeszła, prawie nic się nie zmieniło, może oprócz mojego stanu psychiczno-emocjonalnego który zaczynał się pogarszać, a najbardziej dostrzegłem to po jednej z sytuacji.

Pewnego razu mój dobry przyjaciel Calum znalazł na podwórku bezdomnego pieska, a jako iż sam miał już jednego, oddał go w moje ręce. Mój ojciec zbytnio się nim nie przejął, jednak ostro zaznaczył iż nie ma zamiaru się nim zajmować i każdy związany z nim obowiązek należy do mnie.

W pełni odpowiadał mi taki układ. Byłem szczęśliwy iż mogę mieć go wyłącznie dla siebie, lecz to nie do końca było dobre... -Michael wbił mocno paznokcie w swoje kolano, co nie uciekło uwadze Luke'a. -Nazwałem go Chucky, nie pytaj dlaczego bo nie wiem, lecz nie do tego zmierzam. Jednego dnia, Chucky dostał istnej wścieklizny, szczekał, piszczał i biegał tam i z powrotem. Przez jakąś godzinę starałem się go uciszyć, lecz wszystko było na daremno.

Z każdym jego głośnym szczeknięciem, jeszcze bardziej się trząsłem. Nie potrafiłem tego opanować.

Każdy jego odgłos odbijał się o ton wyżej w moich uszach, doprowadzając mnie do szaleństwa. W pewnym momencie nie wytrzymałem -dodał cicho, unosząc na blondyna swoje załzawione oczy. -Pamiętam jak gwałtownie wstałem z miejsca, przez co Chucky zaczął jeszcze głośniej szczekać. W pewnym momencie mój zdrowy rozum postanowił się wyłączyć, jak i reszta oprócz dłoni, które zacieśniły się na jego szyi. Chucky starał się bronić, ponieważ moje ręce były całe we krwi, śladach od ugryzień oraz zadrapaniach.

W pewnym momencie szczekanie ustało, z czym także się ocknąłem, jednak było już za późno. Zabiłem go -wychrypiał, nie potrafiąc spojrzeć Luke'owi w oczy. -Dlatego reagowałem w ten sposób na Minta, bałem się iż go skrzywdzę -przyznał, z ogromnym smutkiem na swej twarzy. Luke wziął głęboki wdech, przebiegając palcami po swoich blond włosach.

Nie potrafił wyobrazić sobie co musiał czuć wtedy Michael.

-Śmierć Chuckiego dała mojemu ojcu tyle satysfakcji, aby znęcać się na de mną psychicznie, jednak ja nie mogłem pokazać mu jak bardzo słaby jestem. Zapisałem się na terapie, za własne pieniądze kupowałem sobie leki. Znów wyszedłem na prostą wygrywając tą rudne, lecz nic nie trwa wiecznie. Ojciec dowiedział się o mojej terapii oraz lekarstwach, zabrał mi je. Zrobił to celowo aby znów mnie zniszczyć, i udało mu się, jednak w tamtej sytuacji byłem niczym granat. Jeśli wybuchnie obok człowieka, niemożliwym jest aby wyjść z tego cało i tak właśnie było z moim ojcem.

Po odebraniu moich leków potraktowałem go jak Chuckiego, lecz moje czyny posiadały wytłumaczenie. Każdy mój ruch względem niego ciągnął za sobą wiele bólu i cierpienia którego przysporzył mi przez te wszystkie lata.

Kiedy zaczynało brakować mu oddechu, przestałem. I właśnie ta sytuacja dała mi bilet do psychiatryka w jedną stronę.

Każdy w okolicy zaczął huczeć o nastolatku który usiłował zabić swojego ojca.

Tkwiłem w tym okropnym miejscu trzy lata aż wykorzystałem naiwność nowej pielęgniarki. Kiedy uciekałem nie wierzyłem że mi się to uda. Czułem iż za chwile ktoś mnie złapie, lecz nic takiego nie nastąpiło. Nawet zdążyłem jeszcze zabrać swoje ubrania które leżały tam od trzech lat. Wisiały na mnie jak worek, jednak wszystko jest lepsze od uniformu który zdradziłby iż jestem z psychiatryka -uciął, spoglądając na chłopaka przed nim który uważnie wsłuchiwał się w każde jego słowo.

Słuchając całej tej historii, Luke także miał ochotę wyżalić się Michaelowi. Opowiedzieć mu większość swojego życia, wiedząc iż ten na pewno go zrozumie, kiedy także doświadczył okrutnych chwil.

-Nie wiem co powiedzieć -wydusił w końcu, odstawiając na stolik, chłodną już herbatę. Michael wzruszył ramionami siląc się na drobny uśmiech.

-Nie musisz nic mówić, wystarczy że mnie wysłuchałeś -przyznał szczerze, ostrożnie wyciągając dłoń do Minta, który prędko wdrapał się na jego kolana. Zaskoczony Michael ostrożnie go pogłaskał, a na jego usta wpłynął szeroki uśmiech, co także uszczęśliwiło Luke'a

-A co z twoim niejedzeniem i bezsennością? -zapytał po chwili, powodując iż Michael znacznie się spiął.

-Jeść oduczyłem się podczas pobytu w psychiatryku, można powiedzieć że snu także, lecz większym powodem są sny, które miewam za każdym razem kiedy uda mi się zasnąć. Mam wtedy przed oczami te wszystkie potworne sytuacje które miały miejsce w moim życiu. Przez nie, boję się spać -przyznał smutno, spuszczając wzrok na swoje palce.

-Zawsze kiedy coś złego Ci się przyśni, możesz spać ze mną -odparł szczerze, zaskakując tym zielonowłosego. -Tylko ostrzegam, Mint najczęściej śpi ze mną -dodał z cichym śmiechem wiedząc iż Michael nie do końca przełamał się co do jego psiaka.

-Dam radę -odparł z uśmiechem, czując wpływające na jego poliki, rumieńce.





---
Jak obiecałam, tak dodaję i nie zamierzam juz was szantażować zrobilam to na próbę i jak widać poskutkowało 😅😶

Fugitive | MukeWhere stories live. Discover now