fourteen

272 50 3
                                    

Dwóch mężczyzn sprawdzało uważnie każdy zakamarek niewielkiego mieszkania. 

Luke czuł poddenerwowanie, choć szanse iż znajdą Michaela były bardzo małe. Został idealnie skryty w szafie. Niby najzwyklejsza, jednak tylko Hemmings wie o tajnej skrytce, w której też skrył się zielonowłosy.

Przez cały czas, gdy policja przeszukiwała mieszkanie, Michael był przerażony iż policja jakimś cudem go znajdzie. W momencie, kiedy drzwiczki zostały otwarte, Clifford wstrzymał swój oddech, zaciskając swoje oczy. Jego serce biło jak oszalałe, a pod powiekami zbierały się łzy. Czy to właśnie moment, kiedy wszystko się zakończy..?

Chłopak lekko uchylił oczy, dostrzegając przedostające się przez szparki, światło z latarki. Jego ciało ponownie zaczęło się trzęś. Dłoń ułożył na ustach, aby nie wYdać z siebie ani pisku. 

Luke także był nerwowy. Starał się wyglądać normalnie, aby nie wzbudzić żadnych podejrzeń, lecz w środku był kompletną rozsypką. 

Dłoń policjanta była tak blisko skrytki, a jego serce biło coraz mocniej. Prawie zasłabł gdy mężczyzna uważnie przyjrzał się temu miejscu. Przez jakiś czas tępo się wpatrywał, aż zrezygnował, odchodząc od szafy. Oboje poczuli wielką ulgę, z odejściem policjanta od szafy. 


Po wszystkim, Luke'owi zostało zadanych parę pytań, aż w końcu koszmar dobiegł końca. Zatrzaskując drzwi za dwoma mężczyznami, prędko pognał do pokoju gdzie znajdowała się szafa. 

Martwił się o Michaela, ponieważ w jej wnętrzu było dość duszno. 

-Już po wszystkim -oświadczył, otwierając skrytkę, gdzie ujrzał skulonego chłopaka. Smutno na niego spojrzał, po czym podniósł go z ziemi. Nadal cały się trząsł, a jego poliki były mokre od łez. -Spokojnie -szepnął, kładąc go delikatnie na łóżku. Zielonowłosy przetarł dłonią swoje oczy, bojąc się spojrzeć na blondyna.

-Byłem pewien że to koniec -przyznał, a jego głos prawie uległ załamaniu. 

Luke coraz częściej widział Michaela w takim stanie. Smutek, łzy i strach. Tak bardzo chciał odsunąć go od wszystkiego co wywoływało jego płacz, nocne koszmary czy przerażenie. Nie potrafił znieść jego cierpienia...



***








Cały dzień był zbyt emocjonujący, aby Michael mógł spokojnie zasnąć, nawet jeśli leżał blisko Luke'a. Świadomość iż przez niego została zatrzymana niewinna osoba, nie dawała mu spokoju. Czuł się podle. Ukrywał się przelewając swoje kłopoty na innych. Znowu zawodził.

Kiedy odciął się od swojego toksycznego ojca, chciał zacząć wszystko od początku, pokazać iż potrafi nad sobą kontrolować. I dokąd to wszystko go doprowadziło? Uciekł z zakładu, aktualnie kryjąc się u chłopaka, którego wciąga w swoje brudy.

Luke był dla niego zbyt dobry, a Michael tak bardzo nie chciał go skrzywdzić, lecz czasami nie potrafił nad sobą zapanować. Dokładnie jak w sytuacji z psem oraz ojcem. Dłonie działały same, a wzrok śledził uważnie ich ruchy. Racjonalne myślenie zostawało wyłączone, a ponownie uruchamiane, już po fakcie. 

Wygrzebując się z ciepłej pościeli, smutno spojrzał na blondyna leżącego obok. Wyglądał tak spokojnie, jakby jego sny było wolne od zadręczających go koszmarów. 

Swą bladą dłonią delikatnie dotknął jego jasnych włosów, zakładając je za ucho. Drobny uśmiech wślizgnął się na jego usta. Znów dostrzegł iż uśmiecha się tylko w obecności Luke'a.

Po tym delikatnym geście, wstał z łóżka, podchodząc do balkonu. Za szybą dostrzegł nasilającą się ulewę, lecz mimo to, postanowił wyjść na zewnątrz. 

Świeże powietrze oraz zapach deszczu. Coś z czym nie miał styczności od czasu aż nie poznał Hemmingsa, lecz sam nie chciał wychodzić, zbyt bardzo się bał. I tego właśnie w sobie nienawidził. Chciał przestać być tak ogromnym tchórzem, równocześnie bojąc się ujawnić.

Krople prędko zmoczyły jego ubranie, aż te zaczęło kleić się do jego ciała. Tak samo włosy które opadły na blade czoło.

Okrutny ziąb wstrząsnął jego ciałem, lecz to nie sprawiło iż uciekł. Nadal tkwił na ulewie, traktując to jako karę. Choć zbyt delikatna jak na jego czyny, czuł iż na ten czas stać gotylko na tyle. 

W niedługim czasie, na niebie rozbłysnęły potężne błyskawice. Zjawisko to odbiło się w zielonych oczach chłopaka, nadal nie doprowadzając do jego powrotu do środka. Znów kompletnie odleciał. Czuł się jak w transie patrząc na jaskrawe pioruny.

Pragnął ich dotknąć, aby poczuć ich siłę. Przeszywający ból. Podobny który czuł w swojej psychice, lecz ten zaczynał go wykańczać. Chciał doświadczyć czegoś innego, nie interesowało go iż to go zrani. Przywykł do bólu i cierpienia.

Każdy człowiek o zdrowym rozsądku stwierdziłby iż to absurdalne, lecz Michael nie był zdrowy... Jego psychika różniła się od innych, a największy wpływ na to miała jego przeszłość. Nigdy nie był zdrowy, lecz z latami jego stan się pogarszał.

I tak znów wszystkie wspomnienia wróciły. Smutny blond chłopiec, a u jego boku wyrodny ojciec. Następne obrazy w jego głowie dużo się nie różniły. Jedynie na ciele blondwłosego chłopca pojawiało się coraz więcej siniaków i innych zranień. Coraz smutniejszy wyraz twarzy. Coraz bardziej zniszczony od środka...

Michael obiecał sobie iż tym razem się nie rozpłacze, jednak od pełnego żalu krzyku, nie potrafił się powstrzymać. Jego żałosne krzyki komponowały się z dźwiękiem błyskawic, oraz obijającym się deszczem.

Wszystkie te hałasy, w końcu zrujnowały błogi sen Luke'a. Podnosząc ociężale swe powieki, dostrzegł puste miejsce obok siebie. Nerwowo spojrzał w bok, gdzie za oknem ujrzał Michaela. Mokry i oświetlony przez błyskawice. 

Luke zerwał z krzesła swój sweter, który od razu na siebie zarzucił. 

-Michael -powiedział dość głośno, aby przekrzyczeć deszcz oraz burzę. 

Zielonowłosy przestał krzyczeć, a także zignorował obecność chłopaka. Nie chciał aby ten widział go w tak żałosnym stanie. -Rozchorujesz się -powiedział troskliwie, pocierając jego zziębnięte ramiona. Dotyk Luke'a sprawił iż zielonowłosy się wzdrygnął. 

-Zostaw mnie -mruknął, strzepując z siebie jego dłonie. -Przestań w końcu się mną przejmować -znów miał ochotę płakać i krzyczeć. Popaść w istną histerię. Luke jednak nie rezygnował, był zbyt uparty. -Zostaw mnie -krzyknął, zasłaniając dłońmi swoją twarz. -Ciągle się Ciebie pytam i choć za każdym razem uzyskuję odpowiedź, nadal nie rozumiem. Dlaczego taki dla mnie jesteś, co niby we mnie jest takiego cudownego że jeszcze mnie nie wyrzuciłeś? Nie widzisz że jestem chory, zdolny do wszystkiego? Dobrze wiesz co wyrządziłem temu psu oraz prawie swojemu ojcu... -wychrypiał, wpatrując się w ciemne niebo, które pochłaniało go swoim mrokiem. -Dlaczego się mnie nie boisz? -zadał kolejne pytanie, znacznie ciszej. Był pewien iż Luke odejdzie, lub zacznie wrzeszczeć, lecz nie zrobił nic z tych rzeczy. Jedynie sięgnął do jego ramienia, aby zwrócić go twarzą do siebie. -Odpowiedz -nadal milczał, wpatrując się w jego oczy. Żadne słowo już nie opuściło jego ust. Nie potrzebował słów, aby dać mu odpowiedź. Wystarczyły czyny. Jego czułość, którą skrywał w sobie przez ten cały czas.

Delikatny pocałunek. Chłodny i mokry od deszczu, jednocześnie będąc tak ciepłym i przyjemnym. 

-Kiedy wymienię każda rzecz którą w tobie lubię i tak nadal będziesz powtarzać to pytanie -szepnął, odrywając się od jego warg. Przez jakiś czas wpatrywali się wzajemnie w swoje oczy. ich policzki płonęły od rumieńców i wszystko wydawało się w końcu takie idealne... Lecz tylko wydawało. -Przepraszam -dodał, stając się bardzo zmieszanym.

Michael nadal będąc w szoku, ujrzał jak blondyn od niego odchodzi, a on nawet nie starał się go zatrzymać.

Nie powiedział nic, pozwolił mu odejść z zadręczającymi go myślami. To wszystko nie miało mieć miejsca. Gdyby tylko nie zapragnął wyjść na balkon, może nic by się po między nimi nie wydarzyło.



Kiedy już przebrani z nadal wilgotnymi włosami, wrócili do łóżka, żaden z nich nie powiedział ani słowa.

Luke żałował swych czynów, znów Michael był zdezorientowany. Nie potrafił pojąć tego, jak ktoś może lubić go w ten sposób...


Fugitive | MukeWhere stories live. Discover now