14. You know for me it's always you

54 10 6
                                    

— Powiesz mi, dlaczego akurat tutaj? — spytał Harry, kiedy szliśmy wzdłuż promenady.

— Nie podoba ci się?

— Jasne, że mi się podoba, ale miałaś miliardy miejsc do wyboru i zastanawiam się, dlaczego akurat padło na to. Znając ciebie, nieprzypadkowo.

Uśmiechnęłam się.

— Moja mama mieszkała tu przez jakiś czas, kiedy była młoda. Przyjeżdżałyśmy tu często na wakacje, jej przyjaciółka prowadzi jeden z hoteli, tam się zatrzymamy. Poza tym chciałam wybrać miejsce, gdzie będzie na tyle pusto ze z względu na wczesną porę, że nikt nie zauważy naszego nagłego pojawienia się.

— Daleko do tego hotelu?

— Skręć — nakazałam, kiedy znaleźliśmy się obok wyjścia z promenady. — Zaraz będziemy.

Znałam trasę na pamięć, tu prosto, tam w prawo, jeszcze tylko dwa zakręty... Już.

— Jesteśmy — oznajmiłam.

— Na pewno nas na to stać? — zaśmiał się Harry nerwowo, spoglądając w górę.

— O to się nie martw, moja magia stawia — odparłam.

— Jak to?

— Powiedzmy, że nie poznałeś jeszcze w stu procentach moich zdolności — odpowiedziałam, a wtedy weszliśmy drzwiami obrotowymi do środka hotelu. Czułam się już naprawdę zmęczona, po pierwsze przez wyczerpanie nerwowe, a po drugie z braku snu, bo przez przeniesienie się do innej strefy czasowej straciliśmy sześć godzin nocnych.

— Brzmi groźnie — odparł.

— Bój się.

Uśmiechnęłam się do niego łobuzersko. Podeszliśmy do recepcji.

— Buenos días — przywitałam się.

— Buenos días.

— ¿Tienen algunas habitaciones disponibles?

— ¿Para dos personas? — spytała, patrząc na Harrego, a wtedy żywo zaprzeczyłam:

— ¡No, no, no! Dos habitaciones para una persona, por favor.*

Chwilę później szliśmy w stronę windy, a gdy wsiedliśmy, Harry zapytał:

— O czym była ta rozmowa? Ni diabła nie znam hiszpańskiego.

— Zamówiłam nam pokoje do końca tygodnia — odpowiedziałam, a wtedy chwycił moją dłoń. Wiedziałam, co to oznacza, więc mu ją wyrwałam.

— Heeeej! — oburzył się. — Nie mam prawa wiedzieć, o czym gadałyście?

— O niczym, po prostu zaproponowała dwuosobowy pokój, ale ja wolałam pojedyncze — wyjaśniłam.

Wyszliśmy z windy, a wtedy podałam Harry'emu kartę do pokoju nr 241, podczas gdy dla siebie wzięłam 240.

— Taylor? — spytał, otwierając drzwi.

— Tak?

— Jesteś pewna, że nikt nas w żaden sposób tutaj nie namierzy?

Ziewnęłam.

— Taaak, niczym się nie przejmuj. Jedyne osoby, z którymi mogę się w jakikolwiek sposób porozumiewać telepatycznie, to ty, ale tylko przez dotyk, i...

— Bob.

— No właśnie. A on nie stanowi już zagrożenia, nie martw się. Śpij spokojnie, widzimy się popołudniu. Jak coś, to mnie wołaj. Dobranoc.

I Know PlacesDonde viven las historias. Descúbrelo ahora