15. They'll be chasing their trails

47 9 7
                                    

— A mnie na egzotyczne wakacje za free nie chciałaś zabrać! — zaśmiała się Selena, usłyszawszy całą historię.

Uśmiechnęłam się.

— Jak to się wszystko skończy przed świętami, to święta spędzamy w Australii, obiecuję. Tymczasem muszę się zbierać — oznajmiłam tęskno, głaszcząc Olivię.

— Taylor?

— Hm?

— Nie boisz się, że znowu cię porwą? Bo ja tak i wiem, że będę bezradna, jeśli to się powtórzy.

Podniosłam się z fotela, odkładając Olivię na kanapę.

— Wtedy byłam słabsza, mniej świadoma swojej mocy. Nie bój się, Selena, mam nadzieję, że zdążę zrobić z tym porządek, zanim oni urosną w siłę.

Nagle usłyszałam jakieś wołanie. Jakby z daleka…

— Taylor! Taylor, słyszysz mnie?!

— Słyszałaś to? — spytałam brunetkę.

— Co takiego? — Rozejrzała się. — Samochód przejechał tylko.

— Nie, nie to, ktoś mnie wołał. Może to Harry, muszę wracać. Trzymaj się.

Przytuliłyśmy się krótko, po czym wróciłam szybko z powrotem do Hiszpanii. Znalazłszy się w pokoju Harrego, z ulgą stwierdziłam, że leży na swoim łóżku i ogląda telewizję.

— Wołałeś mnie? — zapytałam.

— Nie, skąd — odparł. — Po co miałabym cię wołać?

— Nie wiem, coś słyszałam i próbuję się dowiedzieć co to — wyjaśniłam, rozglądając się po pokoju nerwowo. Zauważyłam na komodzie dowód osobisty Harrego i przyjrzałam się mu.

— '94? Serio jesteś takim smarkaczem? — zaszydziłam, śmiejąc się. Podniósł się z łóżka gwałtownie, podchodząc do mnie i wyrywając mi dokument.

— Stara się odezwała — mruknął.

— Naprawdę czuję się staro; uczyłam się pisać, kiedy ty ssałeś pierś mamy — odparłam, na co przewrócił oczami. Cmoknęłam go w usta i przyciągnął mnie do siebie mocno, nie pozwalając się odsunąć. Jego wzrok powędrował na moje usta. Zachęcająco trąciłam jego nos swoim. Pocałował mnie, lecz wtedy znowu usłyszałam natarczywe:

— Taylor!!!

Tym razem dużo wyraźniej i głośniej. Głos wydawał się znajomy, ale nie potrafiłam go rozpoznać z racji tego, że był to głośny krzyk. Oderwałam się od Harrego.

— Słyszałeś to?

— Co?

— Znowu mnie ktoś wołał.

Szatyn złożył krótki pocałunek na moich ustach, podczas którego wręcz czułam, jak grzebie w moim umyśle, chcąc również ten głos usłyszeć.

— To Bob — powiedział, zastanowiwszy się przez chwilę.

— Jesteś pewny?

— Prawie.

— Muszę go znaleźć — oznajmiłam nerwowo. — Musiało się coś stać, skoro mnie woła.

— Jesteś pewna? — spytał niepewnie. — Taylor, to może być pułapka.

Zaprzeczyłam ruchem głowy.

— Słyszałam ten głos również u Seleny, ale mniej wyraźnie, co znaczy, że teraz jest bliżej. Nie ma go w instytucie. Harry, Bob jakby… — odchrząknęłam — też uciekł.

— Okay, w takim razie rób, jak uważasz — odparł.

— Zaraz wrócę — powiedziałam, patrząc mu w oczy. Kiwnął głową, a wtedy przeniosłam się w stronę wołającego mnie głosu.

Okazało się, że teleportowałam się na tyle pechowo, że od razu upadłam na kanapę, lądując na czyichś kolanach.

— Takiego wejścia przyznam, że się nie spodziewałem — powiedział głos tuż obok mnie, śmiejąc się. Bob.

— Zabawne, ja też nie — odparłam, wiercąc się, ale trzymał mnie zbyt mocno.

— Jak już cię tu przyciągnęło, to siedź — nakazał rozbawiony.

— Gdzie my w ogóle jesteśmy i dlaczego mnie przywołałeś? — spytałam, rozglądając się po pomieszczeniu. Wszystko skromnie urządzone, ale gustownie, dominowała czerń i biel.

— W hotelu, w Dublinie — wyjaśnił.

— Uciekłeś? To nie zasadzka? — w moim głosie zdecydowanie słychać było zdenerwowanie.

— Nawet gdybym nie uciekł, to nie wiem, jakim torturom by mnie musieli poddać, żebym im cię wydał. Za kogo ty mnie masz?

Odważyłam się spojrzeć mu w oczy. Na jego policzkach widniał delikatny, acz zadbany zarost, na nosie znów miał okulary jak podczas naszego pierwszego spotkania. W pewnym sensie cieszyłam się, widząc go całego i zdrowego. Miałam na sobie krótkie spodenki, dlatego nieznacznie drgnęłam, czując jego dłoń na moim nagim udzie. Strzepnęłam ją.

— Miło cię widzieć — powiedział po chwili.

— Do rzeczy — nakazałam bezbarwnie.

— Oglądałaś wiadomości?

— Nie, a co?

— Powinnaś. Dziwne rzeczy zaczynają się dziać, godziny policyjne, zwiększona kontrola, przeszukania. Generalnie robi się… dziwnie.

— Instytut?

— Tak przypuszczam.

— I co zrobimy?

— Gdyby to ode mnie zależało, już dawno bym go puścił z dymem, ale sam nie dam rady, poza tym naprawdę szkoda mi osób, które w tym instytucie zostały.

— Daj mi jeszcze dwa dni, proszę — powiedziałam. — Chcę się skontaktować z babcią, może ona mi wyjaśni pewną… rzecz.

— Co takiego? — spytał.

— Nieważne. Muszę iść.

— Czekaj.

Chwycił moją rękę stanowczo i wtedy poczułam, że czyta w moich myślach.

— Przestań! — zaprotestowałam, próbując mu zasłonić oczy (jakby to miało w czymkolwiek pomóc), ale chwycił moją dłoń, uniemożliwiając mi to.

— Rozumiem.

Kącik jego wargi uniósł się w pół-uśmiechu.

— Wiedziałeś o tym? — zapytałam, lekko zirytowana.

— Domyśliłem się jakiś czas temu — odparł. — Zmienia to cokolwiek?

— Tak się składa, że dużo. — Spojrzałam gdzieś za jego plecy, nie chcąc patrzeć mu w oczy.

— Nie wydaje mi się.

— Doprawdy?

— Taylor, tak całkowicie szczerze. Spójrz na mnie. — Okręcił moją głowę w swoją stronę. — Magia nie jest tak cudowna, żeby poświęcać dla niej całe życie. Zobacz, do czego doprowadziła ona nas, chowamy się po całym świecie przed ludźmi, którzy chcą nas wykorzystać. Twoje życie to twój wybór, nikt cię nie zmusi do przedłużania rodu, nie żyjemy w średniowieczu. Dla mnie nie ma to wszystko najmniejszego znaczenia i dla ciebie też nie powinno. Jakkolwiek oklepanie to brzmi – kieruj się głosem serca.

Chwycił moją dłoń swoją.

Przygryzłam policzek od środka.

— Muszę to wszystko przemyśleć, odezwę się niedługo — powiedziałam po chwili, po czym przeniosłam się z powrotem do Harry'ego.

___________________

Następny rozdział jest ostatnim, pojawi się wkrótce. 😆

I Know PlacesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz