55

22 6 3
                                    


Leżałam na lewym boku parząc na kołyszące się drzewo od wiatru. Szare niebo i latające na nim czarne ptaki jeszcze bardziej mnie dobijały. Czułam się jak morderczyni. To ja wystawiłam na takie niebezpieczeństwo własne dziecko. I to prze ze mnie już go tu nie ma. Nigdy już nie zobaczę jak będzie gaworzyć, stawać pierwsze kroki. Nigdy nie usłyszę od niego słowa "mama". Już samo to że chciałam się do na początku pozbyć. Sama myśl że chciałam to zrobić jest okropna... I właśnie teraz za to wszystko płacę karę. Jestem sama... Czuje że dziewczyny podchodzą do mnie z dystansem jak dowiedziały się o zdradzie i planie aborcji. Nie powiedzą mi tego nigdy wprost, ale widać to gołym okiem... Taeyang przychodzi do mnie ale nie rozmawiamy o śmierci naszego dziecka. W gruncie rzeczy nie rozmawiamy. Kiedy przyjdzie zapyta tylko jak tam u mnie i mówi że zaraz musi iść. Ciężko mi patrzeć na niego kiedy widzę że stara się ukryć dobrą miną swoje cierpienie. A top ... On nie przyszedł ani razu. Jestem w szpitalu tydzień i wiem tylko że był pierwszego dnia. Ale nie winie go o nic co zrobił ani za jego teraźniejsze zachowanie. To ja byłam i jestem sobie winna.

Leżałam w samotni kiedy nagle do sali wszedł Top. Cieszyłam się że przyszedł, ale moja radość nie trwała długo.

- Co tu robisz ? - zapytałam bez jakichkolwiek emocji.

- Przyszedłem ci powiedzieć że twoje wszystkie rzeczy są u Rose.

- Yhym...- odpowiedziałam a brunet jeszcze chwile się kręcił.

- Coś jeszcze ? - zapytałam.

- Jak się czujesz ? - rzucił na poczekaniu.

- Bywało lepiej...

- Przykro mi z powodu śmierci waszego dziecka...- powiedział z wielkim naciskiem na słowo " waszego". To co tak starałam się zapomnieć przez ten cały tygodniowy pobyt w szpitalu wróciło.

Z oczu popłynęły mi łzy. Patrzyłam na dół wbijając wzrok w kołdrę. Po chwili odpowiedziałam drżącym głosem.

- To nic takiego ... Chciałam mieć dziecko z tobą a nie Tae ... Dla mnie to dziecko mogło nie istnieć - skłamałam przecierając oczy.

- Nie kłam ... Widzę że jest ci z tym źle... I nie płacz proszę z powodu moich słów. Ale też zrozum jak bardzo mnie zraniłaś. Okłamywałaś mnie i zdradziłaś z przyjacielem...dwukrotnie. I jeszcze go dziecko...

- Ja cię rozumiem i nie winie cię absolutnie... I wybaczam ci to pobicie... Ale ... Też bardzo cię proszę o wybaczenie... Kiedyś....

- Może kiedyś... A teraz przepraszam ktoś na mnie czeka...- powiedział po czym wyszedł. Po jego odejściu wstałam wolno z łóżka i podeszłam do okna. Przez szybę zauważyłam jego samochód. Po chwili wyszedł ze szpitala. Pokierował się do auta i wsiadł do niego. Koło niego ktoś siedział. A raczej nie ktoś tylko jakaś blondynka. Oparłam się ze łzami w oczach o szybę i zjechałam plecami po ścianie i usiadłam w pozycji embrionalnej. Bolało mnie że tak szybko się pocieszył.

* 23.57*

Nie mogłam spać... Tego wszystkiego było zbyt wiele. Postanowiłam to ukrócić. Wstałam z łóżka ubrałam spodnie i bluzkę. Założyłam buty i cicho wymknęłam się ze swojej sali następnie uciekając ze szpitala. Nadal wszystko mnie bolało. Ale myśl o tym że za kilka godzin to wszystko ustanie był silniejszy niż moje obolałe ciało.

Friendship more than anything.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz