II. Zaplątane znajomości

100K 4.4K 1.6K
                                    

Nie jest tak źle. W pół godziny dochodzę do kolejnego przystanku i właśnie jadę autobusem, chociaż wiem, że jestem już totalnie spóźniona. Może załapię się na końcowe wystąpienie dziekana. Pomimo okropnego bólu, który doskwiera mi w teraz w całym ciele, muszę skupić się na nauce. Taki był nasz plan. Pamiętasz Joss? Razem będziemy się uczyć w Princeton. To nasze marzenie. Gdyby tak było. Tęsknię za nią. Moja najlepsza przyjaciółką, która nie miała szansy nawet zobaczyć tego miejsca. Przeze mnie. Gdybym powiedziała jej o wszystkim wcześniej... Myślałam, że jak wyjadę z tego okropnego, rodzinnego miasta, przypominającego mi wszystko, to będzie mi łatwiej. W najbliższy weekend i tak tam pojadę, bo później, gdy będzie więcej nauki, nie będę miała czasu odwiedzić grobu mamy. Obiecałam jej. 

Bądź silna Joss. Musisz spełniać swoje cele, wtedy będę z Ciebie dumna. To nie moje cele mamo. Tylko twoje. Przystaję i szybko zapominam o tym, o czym przed chwilą pomyślałam. Przecież mama dała mi wszystko. Nie mam prawa wytykać jej błędów.

- Stacja Hoboken.- z zamyśleń wyrywa mnie dźwięk klaksonu autobusu. Kurczę, nie lubię tego jazgotu. Jednak gdy wstaję z siedzenia, słyszę gorszy odgłos. Dźwięk rozrywanej spódnicy. To się nie dzieje. Oglądam się za siebie i widzę rąbek zerwanego materiału, który przykleił się do zużytej gumy przyklejonej do siedzenia. Świetnie. Przynajmniej nie widać mi majtek. Odgarniam moje kasztanowe włosy z twarzy i dumnie, z podniesioną głową wychodzę z busu.


Moje włosy sięgają mi za ramiona, niestety mam je bardzo gęste, puszą się i dziś nie jest inaczej. Mama zawsze mi powtarzała, że to mój atut, lecz ja nie widzę w nich żadnych pozytywów. Nie jestem przesadnie szczupła, ale problemów z wagą też nie mam. Mam wąską talię, lecz nogi i tyłek to inna sprawa. Ale powiedzcie mi, ile dziewczyn na świecie jest zadowolona ze swojego wyglądu? Mniejszość, to na pewno.

Przechodzę przez tłum ludzi aż w końcu wychodzę na ulice.  Dziesięć minut później dochodzę pod szkołę. Jest dziewiąta siedem. Spóźniłam się godzinę. Mogło być gorzej. Widok budynku szkoły zachwyca. Wygląda trochę jak zamek. Z pewnością nieraz zgubię się w tej ogromnej szkole. Wydaje się większy niż na zdjęciach.


-Słucham panienko, w czymś pomóc?- Pani w sekretariacie na pewno wydaje się milsza od mojej pani z poprzedniej szkoły. Tyle dobrego.

- Ja przyszłam na zajęcia, jednak trochę się spóźniłam. 

- Jeden dzień nieobecności nic nie zmieni. Wróć jutro, panienko.

- Tyle że jest pewien problem. Ważne były dla mnie pierwsze zajęcia, ponieważ ja wcześniej nie dostałam żadnego spisu lekcji ani sal. Dostałam się tutaj jako osoba z listy oczekujących. Gdy rozmawiałam z niejaką Panią Douglas przez telefon, powiedziała mi że wszystkie materiały dostanę dzisiaj. Lecz miałam pewien wypadek i nie zdążyłam.- od razu widać ten błysk w jej oku mówiący o zmianie stosunku. Ze to mnie nie dziwi? Lista oczekujących to nadal kandydaci do szkoły, tak? Jednak rozumiecie, to są ci gorsi którzy dostali się tutaj dzięki szczęściu. Rozumiem ją.

- Powinna pani wiedzieć ze pierwszy dzień przeważa o wyborze grup i zajęć. Tą szkołę reprezentujemy uczniami odpowiedzialnymi i bardzo poświęconymi nauce. Pani wykazała się niezmierną ....- cofam to o byciu miłym.

- Proszę wpisać ja do grupy pana Stevena.- zza drzwi wyłania się chłopak.

- Ale jak to? Grupa pana Stevena jest już pełna, Panie Connorze. 

- Mój ojciec wszystkim się zajmie, proszę wykonać polecenie.- muszę przyznać, że emanuje z niego zarazem uprzejmość i stanowczość. Jednak po twarzy widzę że nie może mieć więcej lat niż uczeń szkoły, więc dziwię się ze zwraca się do tej pani jak ktoś ważniejszy od niej.

Zyskując nadzieję (wydana)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz