Rozdział 36

208 25 12
                                    

 - Siądź w tym krześle, a my sprawdzimy nagrania z kamer. - oficer usiadł przy pobliskim biurku i włączył komputer, gdy drugi ochroniarz pilnował Midge'a.

 - Ona jest moja, to był prezent.

 - W takim razie taśmy to pokażą, prawda? - odparł. - Joe, weź jego dane i wypełnij papiery.

Midge siedział bez ruchu, z dłońmi na kolanach. Wiedział, że musi zrobić wszystko dobrze, a nawet wtedy to może się dla niego skończyć bardzo źle. Był nauczony, że ma trzymać się z dala od policji i nie było tak bez powodu.

 - Okej, potrzebny mi twój dokument tożsamości, proszę - powiedział młodszy ochroniarz, siedząc koło Midge'a, z podkładką położoną na kolanach.

 - Ja go nie mam.

 - OCZYWIŚCIE, że nie masz. Jak się nazywasz?

 - Midge.

 - Jaki Midge?

 - Midge... Hoying.

 - Wiek?

 - Ja mam 20 lat.

 - I nie masz dokumentów? Znasz swój numer ubezpieczenia?

 - Nie.

 - Adres?

 - 8219 Sundial Drive, mieszkanie 4B, w Los Angeles.

 - Zaczekaj tutaj. - wstał, po czym podszedł do swojego biurka i spróbował znaleźć brakujące informacje o tym "Midge'u".

Midge pozwolił swoim oczom wędrować po pomieszczeniu, szukając drogi ucieczki, gdyby ta była potrzebna. Jak na razie nie był spętany, co było dla niego dużym atutem. Zauważył kamerę w rogu i postarał się nie patrzeć w jej stronę.

 - W porządku, powiedz mi, skąd masz tę bransoletkę? - zapytał starszy oficer, obracając się na swoim krześle.

 - To był prezent. Ona ma... zaraz, ona ma moje imię na sobie!

 - Ma grawer? Pokaż mi go proszę.

 - Odda ją pan?

 - Jeśli jest twoja, oczywiście, że to zrobię i przeproszę. Ale nie sądzę, by tak się stało, co?

 - Ja nie wiem - wcisnął ukryty zatrzask i zdjął bransoletkę, po czym spojrzał na nią jeszcze raz, nim podał ją ogromnemu mężczyźnie.

 - Cóż, a jednak. Dobrze, dobrze, panie Hoying, pozwól mi tylko zrobić zdjęcie i będziesz mógł wziąć ją z powrotem i odejść, z naszymi przeprosinami.

 - Dziękuję, Sir. Ja przepraszam za kłopot.

 - Hej, pomyłki się zdarzają, racja? Mam nadzieję, że nie będziesz trzymał tego przeciw firmie, musisz rozumieć ich sytuację, prawda?

Midge tylko przytaknął, był za bardzo zajęty oddychaniem na nowo, by mówić. Założył z powrotem swoją obrożę na nadgarstek, a jego ramiona się rozluźniły.

 - Ja mogę iść?

 - Sekundę szefie, on, uch, nie ma go tu. Nie mogę nic znaleźć - powiedział młodszy mężczyzna.

 - Co masz na myśli?

 - Pod tym adresem jest Scott, ale nie ma Midge'a. Nie ma żadnego Midge'a Hoyinga w żadnej z baz, do diabła, sprawdziłem nawet gogle. On nie istnieje.

 - Czy to przezwisko, synu? - zapytał Midge'a.

 - Um - spanikował. Był tak blisko wyjścia, a teraz nie wiedział, jaka była prawidłowa odpowiedź. - Czasami nazywają mnie Mitch.

Neko MidgeWhere stories live. Discover now