Miasto

644 19 5
                                    

Miesiąc wcześniej

Ciemność już dawno spowiła małe uliczki i jedynie latarnie oświetlały drogę. Okna w mieszkaniach ukazywały najbardziej prywatne chwile niektórych rodzin. Wszędzie szarość, odgłosy śmiechu i tłuczonego szkła. Nocne knajpy, kluby i restauracje tętniące cudzym życiem.

Tyle wydarzeń w tak małym czasie, tak wiele do przyswojenia, opanowania. Ciszę przerywa rozpaczliwy pisk młodej nastolatki, dochodzący z parku. Park nabiera konturów, określonych kształtów. Gdzieś niedaleko młodziutka dziewczyna, która rozpaczliwie usiłuje wydostać się z rąk jakiegoś młokosa. W końcu jej się to udaje i dziewczyna ucieka w pośpiechu na najbliższy przystanek autobusowy.

-Zostawiła torebkę- pomyślała zakapturzona postać i wzięła ją do ręki-Odeślę pocztą.

Jednak dostrzegła, że dziewczyna wraca po zgubioną rzecz. Stanęła naprzeciw i spojrzała szklanymi oczyma na torebkę a potem na nieznajomą osobę. Niepewnie wyciągnęła rękę i odebrała zgubioną rzecz, wypuszczając ciężkie westchnienie ulgi.

-Dziękuję ci-szepnęła zapłakana i jak najszybciej pobiegła w nieznanym kierunku.

Poprawiając kaptur, nieznana osoba skierowała się w innym kierunku. Nocne powietrze cudownie wypełniało płuca i łaskotało w nos i policzki. Po długim spacerze napotkała grupkę trzech mężczyzn i czterech dziewczyn.

-Patrzcie na te nogii-wskazał jeden z pijanych, na swoją koleżankę i uśmiechnął się radośnie.

-Nie, czekaj, ta jess lepsza-zaprotestował drugi. 

Nikt nie był w stanie zauważyć, stojącego w półcieniu człowieka, opartego o masywne drzewo. Dziewczyny zaśmiały się donośnie, ledwo dotrzymując kroku swym towarzyszom przez zbyt wysokie obcasy. Każde z nich było pod wpływem, bardziej lub mniej. Jednak większą uwagę mógł zwrócić mężczyzna, który tylko gorzko się uśmiechał. 

Szedł powoli i dopijał nieskończoną butelkę wódki. Kilka kroków dzieliło grupkę od przemierzenia alejki z ławkami. Zakapturzona postać nadal stała w miejscu gdy wszyscy minęli ją bez słowa. Jakby nie istniała.

-A ty co taki cichy?-zapytała jedna z dziewczyn, trzeciego ze swych towarzyszy.

-Patrzę jak się cudnie ruszasz-uśmiechnął się szerzej i pociągnął kolejny łyk z butelki. 

Pchnął dziewczynę do przodu, a za swoją podporę wziął drugą, tę która była w stanie go utrzymać. Smutek zapity goryczą malował się na twarzy. 

-Myślisz, że jestem ładna?-zapytała druga, zarzucając rękę mężczyzny na szyję i pomagając mu iść. 

Kilka razy usiłowała ułożyć sobie włosy, ale mężczyzna nagle się zatrzymał i pocałował swoją koleżankę.

-Piękna...-mruknął, zatapiając twarz w jej włosach-Cudowna...

-No co się tak wleszczecie?-odwrócił się jeden z ich towarzyszy i rzucił butelką.

-Accidenti!-wrzasnął trzeci.

-Uuuu, ktoś tutaj umie po włosku-dziewczyna znów zwróciła jego uwagę i jeszcze bardziej zaczęła się przymilać.

-Oczywiście-odparł, łapiąc mocno kobietę w pasie i przyciągając do siebie-Bella donna...

Wszystko kręciło się wokół grupki pijanych osób. Imprezowicze świetnie radzili sobie z każdym niechcianym przechodniem. Chwiejnym krokiem dotarli do jednego z nocnych klubów i mężczyźni z lekceważeniem opuścili swoje towarzyszki. 

Weszli we trzech do środka i zniknęli na dwie godziny. Wychodzili pojedynczo. Ulice pustoszały z każdą minutą, aż w końcu klub został zamknięty i ostatni z jego gości opuścił miejsce. Jeszcze bardziej chwiejnym krokiem, ruszył w stronę ulic. Zatrzymał się nagle i skręcił w jakąś małą uliczkę. Usiadł na ziemi i oparł się o ścianę budynku. 

Jego oczy były szkliste, pełne alkoholu i zimne niczym skandynawskie góry.  Krótka i ciemna fryzura to był istny burdel, dokładnie taki, z którego przed chwilą wyszedł. Biała koszula i garnitur, w żaden sposób nie pasowały do tego obrazu. Mężczyzna nagle zachłysnął się powietrzem. Znów pojawiła się zakapturzona postać. Podeszła powoli i tak blisko, że mężczyzna mógł zajrzeć w głąb przeraźliwego kaptura.

-O kurfa mać-szepnął z przerażeniem-Czyli na mnie już czas...

Postać jedynie postawiła pijaka na nogi i przeszukiwała kieszenie marynarki. Szybko przemieszczające się palce, w czarnych rękawiczkach natrafiły w końcu na portfel i zaplątane w materiał klucze.

-Nie ładnie, Jerry.

Złowrogi szept dotarł do młodego złodziejaszka tuż po tym, jak dostał mocnego kopa w plecy. Upadł na ziemię, ratując twarz przed uszkodzeniem. Druga postać, ubrana dokładnie tak samo, zajęła miejsce Jerrego i trzymała w ręce portfel, przytrzymując również pijaka.

-Najlepszy łup od miesięcy-warknął Jerry, wstając gwałtownie z ziemi-I akurat ty mi musisz robotę psuć.

-Ty też mi psujesz dużo rzeczy. Czy ty właśnie ubrałeś się dokładnie jak ja?

-Ciebie tu nie powinno być, uparta...-zamilkł widząc jak podniosła palec.

-Drzyj się głośniej, to się policja dowie, że tu jesteśmy-zagroziła, spod kaptura nie widział jej oczu-Ja ucieknę, pijakowi się nic nie stanie ale ty Jerry to co innego.

-Ostatni raz taka akcja, przysięgałem ci więc mnie zostaw. I przestań włazić mi w drogę.

Jerry zdjął kaptur, ukazując przydługie włosy i niepełne uzębienie, po czym zniknął w ciemności. Został pijak i jego podpora.

-To zobaczmy gdzie mieszkasz-postać szepnęła do siebie, otwierając portfel-Bogata dzielnica. Łatwo nie będzie. Tacy są najgorsi.

Postać w kapturze chwyciła mocniej pijaka i oboje powlekli się w stronę ulicy by złapać taksówkę. Po kilkunastu minutach, kierowca z dwójką pasażerów zajechał pod wielki dom na obrzeżach miasta. Wysiedli z auta, zostawiając zbyt dużą zapłatę za kurs, jednak nikt nie miał zamiaru się tym martwić. 

Mężczyzna, coraz bardziej zataczał się pod wpływem zbyt dużej ilości alkoholu. Mruczał pod nosem albo gorzko się śmiał. Po omacku wprowadziła go do sypialni i rzuciła niedbale na łóżko pijane zwłoki. Zaśmiała się na samo wspomnienie dzisiejszych wydarzeń.

-Będziesz miał co dzieciom opowiadać-uśmiechnęła się do siebie i podeszła bliżej-Jak dożyjesz.

Najgorszy z WieczorówWhere stories live. Discover now