Ares

229 13 2
                                    

Nie był w stanie funkcjonować normalnie. Chodził nerwowo po pokoju z myślą o Wiktorze i Amandzie. Chłopak cieszył się na jego widok i pytał o matkę.

Kilka razy złapał się na tym, jak wchodził do jej pokoju bez powodu. Wtedy uderzała go cisza i wspomnienie sprzed dwóch dni. Dwa, cholernie długie dni ze świadomością, że mógł jej nie odzyskać. Niby miał wszystko, czego potrzebował, ale to nie było to. 

Próbował żyć jak wcześniej. Zapomnieć o niej, o jej istnieniu i o tym, że przez jakiś czas miał ją tylko dla siebie. Chciał znowu żyć bez jej pomysłów, obecności, wkurzającego charakteru i buntowniczej natury. Zapomnieć i koniec. Wszystko miał na tacy, z Amandą musiał powalczyć. Zwycięstwo z nią miało odpowiedni smak, dawało satysfakcję, budowało ego i dumę, pragnął tego więcej i nigdy nie miał dość. Nie miał dość jej uporu i tej rozkosznej twarzy.

-Wiedziałem, że będę tego żałował-szepnął do Judasza, wlepiając wzrok za okno-A jednak zatrzymałem tą wiedźmę i patrz jak skończyłem. Jakbym, kurwa czekał na jakiś jebany cud!

Był na wykończeniu psychicznym, choć fizycznie mógłby góry przenosić, byleby ją znaleźć. Zatapiał się w jej pościeli, nie wiedząc czemu to sprawiało taki ból i potęgowało niemoc, że jej przy nim nie było. Chciał zapomnieć, pogrążając się coraz bardziej, jakby widział jej ducha i czuł jej obecność. Na skraju nerwów był zmuszony do ostateczności. 

-Ty chyba oszalałeś?

Sukub stała przed nim trochę zdezorientowana. Judasz z Niewiernym jedynie czekali, co miał zamiar zrobić. Obaj przybrali twardy wyraz twarzy gdy czarnowłosy zwrócił się do blondynki.

-Ja wiem-powiedział spokojnie-Ale jeśli ty tego nie zrobisz, to nikt nie zrobi.

-Zjawa by umiała-burknął Judasz i posłał mordercze spojrzenie-Będę ci to wypominał, pojebie. Do końca życia.

-Co ty taki cięty na mnie jesteś, co?-spytał, odwracając się w jego stronę-Nagle taki troskliwy jesteś, co?

-Tak! Nie wiesz, co żeś zrobił więc się zamknij.

-Cały czas staram się ją znaleźć-powiedział już spokojnie i mierzył ich wzrokiem-A wy, od samego początku coś przede mną chowacie, bez skutku więc pytam się, co?

-Dobrze-odezwała się blondynka-Zrobię to.

Wszyscy trzej spojrzeli na jej poważną twarz. Judasz bezgłośnie podziękował za uratowanie ich przed odpowiedzią. Szef się rozluźnił i od razu przystąpił do dzieła. 

Gdy tylko Krycha wysadził blondynkę przed klubem, od razu się zmył. Sukub przybrała bardziej oficjalny, lekko kokieteryjny wyraz twarzy i weszła do zatłoczonego pomieszczenia. Usiadła w jednej z loży i obserwowała otoczenie. Szukała czujnym wzrokiem jednego z ochroniarzy, największego skurwiela i sadysty w tym kręgu. 

Gdzieś mignął jej przed oczami obraz czarnego zegarka i już jej nie było. Zrobiła wszystko by tylko ten, dość wysoki szatyn, znalazł się za budynkiem klubu. Już po kilku minutach czekania, wyłonił się w towarzystwie przekupionej kelnerki. Skąpo ubrana dziewczyna pchnęła go na ścianę i szybko uciekła.

-Hej, przystojniaku.

Sukub wyłoniła się nonszalancko zza ściany, gdy szatyn chciał pobiec za kelnerką. Jednak gdy tylko ją dostrzegł zrezygnował z biegu i posłał jej szeroki uśmiech. Zanim jednak się zbliżył, dostał mocno w splot słoneczny i upadł na ziemię. Sukub, mimo dość chudej postury była w stanie powalić olbrzyma. 

-Kurwa mać!-warknął, ale blondynka szybko go uciszyła, dostawiając nóż do twarzy-Czego chcesz?

-Powiesz mi teraz, gdzie jest Charlie albo pożegnaj się z klejnotami-szepnęła, dociskając obcas do jego krocza, na co zareagował błyskawicznie.

Najgorszy z WieczorówWhere stories live. Discover now