Rozdział 11

1.4K 147 8
                                    

Bethany

Moje życie miało już nigdy nie wrócić do przedniego stanu. Zanim zostałam porwana nic nie wydawało mi się dziwne czy nadprogramowe. Teraz wiem, że moi rodzice coś ukrywają. Mam zamiar zdobyć od nich informacje nawet kosztem naszej relacji.

Jechałam samochodem z moim jedynym i najbliższym przyjacielem - Michaelem. Na jego twarzy widać już było zmęczenie wywołane prowadzeniem samochodu przez długi czas.

Cieszyłam się że go mam.

Nasze losy splotły się podczas dyskoteki organizowanej przez szkołę. Taniec nie jest czymś co kochamy, można wręcz powiedzieć iż jest odwrotnie. Oboje przysłowiowo podpieraliśmy słupy, gdy jedna z nauczycielek kazała nam wyjść na parkiet i tańczyć - pod groźbą obniżenia oceny ze sprawowania oczywiście. Nigdy nie miałam tak obolałych stóp i wcale nie było to spowodowane intensywnym tańcem.

- Zasypiasz? Już zaraz będziemy na miejscu.

- Twoje "zaraz" słyszę już chyba 3 raz. - powiedziałam, a następnie teatralnie przewróciłam oczami, czego niestety nie mógł zauważyć.

- Gdy jesteś senna robisz się okropnie drażliwa. - zaśmiał się.

Usłyszałam sygnały pojazdów uprzywilejowanych i chwilę później wyminęła nas policja.

- Jak myślisz gdzie jadą? - zapytałam, gdyż znajdowaliśmy się już w bliskiej okolicy mojego domu.

- Skąd mam wiedzieć? - zaśmiał się nerwowo i delikatnie zwolnił.

W momencie w którym skręciliśmy na ulicę przy której znajdował się mój dom moje serce zaczęło bić szybciej. Wokół budynku w którym mieszkałam przez tyle lat mojego życia unosiły się kłęby dymu. Ogień był wszędzie. Strażacy próbowali ratować dom, ale nawet dwa zastępy straży pożarnej nie dawały sobie rady.

- To niemożliwe. - zakryłam usta dłonią, by ukryć swój szloch. Czułam łzy spływające po moich policzkach. - A co jeśli moi rodzice...

- Beth... - przyjaciel spróbował mnie przytulić, lecz wyrwałam mu się i po otworzeniu drzwi wypadłam na ulicę. Wolno szłam w kierunku budynku. Temperatura powietrza zwiększała się z każdym krokiem.

- Nie może pani dalej iść! - usłyszałam krzyk i po odwróceniu się w ich kierunku zobaczyłam ratownika medycznego. - Mieszka tu pani?

- Ja... Tak. Moi rodzice, czy oni tu gdzieś są? - zapytałam roztrzęsiona sceną, która właśnie rozgrywała się na moich oczach.

- Byli w środku?

- Nie wiem, naprawdę nie wiem. - ukryłam twarz w dłoniach.

- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - powiedział, a ja mimo bycia w szoku rozpoznałam zwątpienie w jego głosie. - Pójdę zawiadomić straż o tym, że twoi rodzice mogą być wciąż w środku dobrze?

- Dobrze. - szepnęłam i zamknęłam oczy. W tym samym momencie poczułam ramiona otulające moją sylwetkę.

- Już, spokojnie. - usłyszałam pocieszający głos Michaela.

- A co jeśli oni...

- Csii. Nie mów już nic. - powiedział i pocałował mnie w czoło. - Damy sobie radę, zawsze to robimy.


Harry

Jazda powrotna do domu, w którym aktualnie mieszkaliśmy zawsze mi się dłużyła. Po wjechaniu w polną drogę, która jako jedyna tam prowadziła zauważyłem samochód za mną.

- Jeśli chcą mnie śledzić, mogliby chociaż zrobić to umiejętnie. - powiedziałem wkurzony ich lekkomyślnym zachowaniem.

Zaparkowałem samochód obok budynku i udałem się do środka. Po wpisaniu kodu i otwarciu drzwi wiedziałem, że coś się stało. Liam stał na korytarzu, jakby dopiero zszedł ze schodów znajdujących się za nim.

- Coś jej się stało? - zapytałem, lecz jedyne, co otrzymałem w odpowiedzi to jego zmartwione spojrzenie. - Gdzie ona jest?

- Uciekła. - Powiedział i zamknął oczy.

- Mieliście jedną jedyną rzecz do zrobienia! - krzyknąłem.

***

Pozostawiajcie gwiazdki i komentarze, nawet te zawierające krytykę. To bardzo motywuje.  xx

BEAUTIFUL KILLERTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang