Rozdział 14

1.3K 112 20
                                    

Bethany

Rozglądałam się wśród mijanych przez nas punktów sprzedaży, szukając drogerii. W pewnym momencie dostrzegłam Harrego, o ile dobrze zapamiętałam imię jednego z moich porywaczy. Na jego widok zachłysnęłam się powietrzem.

- Michael - powiedziałam roztrzęsionym głosem i potrząsnęłam ramieniem przyjaciela. Zdezorientowany spojrzał się na mnie z uniesionymi brwiami. - Musimy uciekać. Teraz.

Wskazałam mu podążającego w naszą stronę mężczyznę, po czym chwyciłam Mike'a za rękę i zaczęliśmy biec w kierunku wyjścia. Co chwilę z moich ust wychodziły przeprosiny do osób których ramiona obijałam. Bałam się ponownego porwania, lecz choć może się to wydawać dziwne, nie bałam się Harry'ego tak bardzo jak chyba powinnam była. Mimo wszystko żaden z nich nie wyrządził mi krzywdy.

Wbiegliśmy na ruchome schody, które prowadziły na parter galerii handlowej i dodatkowo zaczęliśmy po nich biec w dół, zgodnie z ich kierunkiem. Odwróciłam głowę i ujrzałam Harry'ego który był niedaleko nas. Zdenerwowana tym zaczęłam z powrotem biec jak najszybciej potrafiłam. Adrenalina płynąca w moich żyłach pozwoliła mi rozwinąć prędkość w jakiej nigdy nie myślałam, że potrafię biec.

Spojrzałam na Michaela, który mimo trzymania mojej torby z zakupami wydawał się niewzruszony dystansem jaki przebiegliśmy. Nigdy nie podejrzewałam, że jest w tak dobrej kondycji. Mam na myśli - nigdy nie wyglądał źle, ale nigdy też nie chwalił się chodzeniem na siłownie, lub czymś w tym stylu.

Znajdowaliśmy się na parterze, co znaczyło, że zaraz wsiądziemy do samochodu i uda nam się uciec. Zwolniliśmy przed obrotowymi drzwiami prowadzącymi do wyjścia z galerii, gdy nagle usłyszałam wystrzał z pistoletu. Przerażona odwróciłam się w kierunku z którego dochodził hałas.

- Beth, chodź zmywamy się stąd. - powiedział poważnie Michael i chwycił mnie wolną ręką z ramię.

Harry

Od razu po otrzymaniu wiadomości od Thomasa zawierającej lokalizację w której znajdowała się Bethany odpaliłem samochód i zacząłem jechać w kierunku centrum handlowego. Spieszyłem się, wiedząc jakie niebezpieczeństwa czyhają na jej życie. Wyprzedzałem każdy samochód jaki znajdował się na mojej drodze.

- Kurwa - zabluźniłem, gdy samochód wjechał mi pod rozpędzone koła. Zręcznie wyminąłem pojazd i nie zawracając sobie głowy trąbieniem jechałem dalej. Nie zamierzałem zwracać nikomu uwagi na niepoprawną jazdę, gdy sam przekroczyłem prędkość prawie dwukrotnie, co na miastowej drodze jest co najmniej nieodpowiedzialne.

* * * * * * * * * *

Ujrzałem ją, idącą wraz z tym przeklętym Michael'em Blackwell'em. Była naprawdę szczęśliwa, a jej usta były uformowane w piękny uśmiech. Zacząłem przeciskać się przez tłum, starając się znaleźć bliżej niej. Okazało się to dla mnie zgubne, ponieważ chwilę potem dojrzała moją postać w tłumie. Jej twarz w ułamku sekundy stała się poważna, a potem nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego chwyciła swojego towarzysza za ramię i coś do niego powiedziała. Gdy skierował wzrok w moją stronę od razu wiedziałem co nastąpi za chwilę i nie myliłem się.

Zaczęli biec w kierunku schodów ruchomych, a ja podążyłem zaraz za nimi. Przeklinałem swój totalny brak dyskrecji i profesjonalizmu. Zdecydowanie mogłem rozegrać to lepiej.

Ponownie odwróciła głowę, gdy zbiegła ze schodów, a ja zobaczyłem wymalowany na jej twarzy strach, przez co zacząłem mieć ochotę zaprzestania pościgu. Moim celem nigdy nie było wzbudzenie w niej lęku przed moją osobą.

Zauważyłem, że zwolnili. Zrobiłem to samo, chcąc zaoszczędzić trochę sił. Rozejrzałem się w przypływie odruchu i zobaczyłem dwie podejrzane postaci. Jeden z mężczyzn zauważył, że mu się przyglądam i powiedział coś do słuchawki znajdującej się w jego uchu.

- Cholera. - zakląłem w duchu. To nie zwiastuje nic dobrego. Właśnie działo się to, czego najbardziej się obawiałem. Chwilę potem usłyszałem huk, a moje ramię przeszył potworny ból. Złapałem się za bolące miejsce i zacisnąłem zęby. Wokół mnie wybuchł chaos, a ludzie wpadli w panikę, biegnąc w kierunku wyjścia.

Spojrzałem w kierunku Bethany, mając nadzieję, że wyszła już z budynku i jest bezpieczna. Nie zobaczyłem jej przy drzwiach, na co odetchnąłem.

- Zaraz wezwę karetkę - usłyszałem pełen przerażenia głos kobiety. Trzymała w ręku telefon i wybierała, jak mniemam, numer alarmowy.

- Proszę tego nie robić - odpowiedziałem poważnie, zaciskając zęby.

- Jak to mam tego nie robić? - zapytała ze zmartwieniem w głosie.

- Musi pani uciekać. - stwierdziłem, gdy zobaczyłem zbliżających się do mnie czterech mężczyzn.

- Ale...

- Musi mi pani zaufać, że tak będzie najlepiej. - przerwałem jej.

Z wahaniem kiwnęła głową i odeszła w kierunku drzwi, co chwilę się odwracając. Zauważyłem, że nie zrezygnowała z zadzwonienia po pomoc, bo chwilę potem trzymała przy uchu telefon.

- Znowu się spotykamy, Styles. - usłyszałem głos zza swoich pleców.

BEAUTIFUL KILLEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz