Rozdział 4

6.8K 224 27
                                    

Kilka minut po godzinie ósmej byliśmy na szkolnym parkingu. Conor zaparkował auto tuż przy wejściu na miejscu dla nauczycieli, bo jak stwierdził Sus nie może tak daleko chodzić. Później dodał, że i jemu nie chce się łazić taki kawał, tym bardziej, że większość miejsc dla uczniów była zajęta, a wolne znajdowały się na szarym końcu. Weszliśmy do środka, gdzie owiał nas przyjemny chłód dochodzący z klimatyzacji. Rozejrzeliśmy się wszyscy czworo, na korytarzu już nikogo nie było, a rozpoczęcie semestru zaczęło się kilka minut temu w największej sali wykładowczej, która mogła ze spokojem pomieścić całą szkołę.

– Rodzeństwo Garcia, jak zwykle spóźnione – usłyszeliśmy niski głos nauczyciela geografii, profesora Galdera.

– Nie tylko my się spóźniliśmy – zauważyłam, lekko zezłoszczona, spoglądając na Sus i Dylana.

Mężczyzna o kruczoczarnych włosach i z wieloma starczymi bruzdami na twarzy spojrzał na mnie ze znudzeniem.

– Za mną. Susan i Dylan również – powiedział i ruszył w stronę dużej sali na której trwało rozpoczęcie. – Macie szczęście, że dyrektor tędy nie przechodził.

– Nie wiem, czy takim szczęściem było spotkać go na korytarzu – szepnął Dylan, podkreślając słowo „go". – Już wolałbym dyrcia.

– Rozumiem, że chcecie kłopotów już na samym początku? – Profesor Galder szedł cały czas przed nami, trzymając ręce za plecami. – Nie dawałbym sobie na waszym miejscu złudnych nadziej na to, że ten rok będzie dla was udany. Tym bardziej dla ciebie Conor.

Przewróciłam oczyma – każdego roku słyszeliśmy z jego ust to samo, więc przestałam się przejmować.

– Niestety za spóźnialstwo się płaci. Dzisiaj już się z wami pożegnam, ale jutro spotkamy się, aby wymyślić dla was karę. Tyczy się to również Dylana i Susan.

Susan jęknęła pod nosem.

Doszliśmy do drzwi dużej sali, która była budowy amfiteatru i profesor wepchnął nas do środka oddając w ręce innych nauczycieli, którzy pilnowali wejścia.

– Stójcie już tutaj – powiedziała profesor Palermo, która nauczała mnie i Sus języka włoskiego. Jej akcent był bardzo zabawny, gdyż kobieta pochodziła właśnie z Włoch, a język angielski nie był jej ojczystym. Była dojrzałą, niską i dość przy kości kobietą, która wychowywała piątkę dzieci i marzyła o szóstym.

Stanęliśmy w rządku pod ścianą i czekaliśmy, aż wicedyrektor skończy gadać o planach na tegoroczny semestr. Wszyscy uczniowie siedzieli niżej na krzesłach i próbowali gadać ze sobą, kiedy nauczyciele nie patrzeli. Na samym dole stał nasz dyrektor w towarzystwie kilku nieznanych mi mężczyzn, wpatrując się z uśmiechem w mówiącą wicedyrektor. Koło nas stali w grupkach znajomi nam profesorowie uczący od dawna w szkole. Wraz z jedną grupką nauczycieli stał młody chłopak w garniturze i namiętnie o czym opowiadał.

– To my mamy milczeć, a oni sobie mogą gadać? – zwróciłam się do Conora, który prędko spojrzał w ich stronę. Skrzywił się na widok młodego chłopaka, po czym odpowiedział:

– Cieszę się, że to ostatni rok tutaj. I współczuję temu biedakowi, że wybrał tę szkołę.

– On nie wygląda jakby zaczynał tu szkołę. Wygląda na starszego – zauważyłam.

– Panno Garcia, rozumiem, że lubi pani zostawać po lekcjach? – spytałam profesor Palermo.

– Nie, nie lubię – odparłam prędko i odwróciłam wzrok w stronę wychodzącego na środek dyrektora.

– Dla państwa wiadomości to nie jest uczeń, a nowy nauczyciel przedsiębiorczości – oznajmiła, a moje oczy wyleciały z orbity, lecz już nic nie powiedziałam.

– O kurwa. – Wyleciało z usta Conora, a nauczycielka spojrzała na niego tak wściekła, że gdyby potrafiła palić wzrokiem, to z Conora zostałaby już mała kupka popiołu. Inni profesorowie, stojący w naszym obrębie również zwrócili na nas uwagę. Chciałam zapaść się pod ziemię, choć z drugiej strony nie mogłam powstrzymać się, aby uśmiech nie wpełznął na moje usta. Przełknęłam głośno ślinę, przygryzając policzki. Susan chwyciła mnie za rękę, również próbując się nie śmiać. Spojrzałam w stronę nauczycieli, którzy już powrócili do rozmów, prócz jednego, który uważnie się mi zaczął przyglądać.

Mój wzrok spoczął na młodym chłopaku w garniturze, który stał po mojej prawej, w odległości może trzech metrów i wpatrywał się we mnie z lekkim uśmiechem. Poczułam się nieswojo, więc prędko wbiłam oczy w podłogę i przywarłam do ściany, tym samym kryjąc się bardziej za stojącym obok mnie Conorem.

Po rozpoczęciu mieliśmy udać się do swoich klas. Prędko wraz z Sus wyleciałyśmy ze sali, zostawiając w tyle Conora i Dylana, którzy i tak musieli iść do swojej klasy, która mieściła się na ostatnim piętrze. Nasza szkoła podzielona była piętrami, oraz niekiedy budynkami na różne profile. Na samej górze byli programiści, informatycy, gamerzy i inni, którzy swoją przyszłość wiązali głównie z komputerami. Ich piętro ozdobione było różnymi kodami HTML, plakatami ukazującymi budowę komputera i innymi tego typu pierdołami.

Piętro niżej uczyli się przyszli inżynierowie i architekci, zaś ich piętro udekorowane było inspirującymi szkicami budynków, planami pięknych ogrodów, oraz infografika metamatyczną. Na tym piętrze odbywała się matematyka.

Na pierwszym piętrze znajdował się profil turystyczny, gdzie wisiało mnóstwo posterów z pięknymi plażami i miejscami z całego świata. Tam w jednej z sal mieliśmy geografię.

Parter był ogólny dla każdego profilu. Była tu duża stołówka, pomieszczenie z telewizorem, oraz grami wideo i mnóstwem puchowych kanap i leżanek. Znajdowały się tutaj również ogólne szafki i toalety, oraz klasa od włoskiego i angielskiego.

W drugiej części budynku, który był wysoki na dwa piętra była jedna, jedyna średniej wielkości scena teatralna z oświetleniem i zapleczem na scenerię, oraz dwie przebieralnie z masą ciuchów scenicznych. Tuż obok niej znajdowały się dwie klasy, równie wysokie co scena w której spędzaliśmy większość czasu. Odbywały się tu zajęcia z mowy, oraz przychodził tutaj profesor od przedsiębiorczości – który w tym roku niestety został zastąpiony przez jakiegoś młodego kurdupla.

W kompleksie szkolnym mieliśmy również dwa osobne budynki, w jednym z nim kształcili się kucharze, a w drugim była sala gimnastyczna, gdzie odbywały się czasem zajęcia z baletu, oraz sport dla programistów, którzy większość dnia spędzali przy komputerach i wielu z nich miała problem z nadwagą. 


__________________________________________


Chyba Mia i Conor mają w genach ładowanie się w kłopoty :D 

Jutro następny rozdział, bo nie ma co czekać z pierwszymi rozdziałami w których mało się dzieje :p

Do zobaczyska :* 

Praktykant h.s.Donde viven las historias. Descúbrelo ahora